sobota, 27 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 25

Stałam zapłakana i roztrzęsiona. Jak on mógł mnie nie poznać? Jeszcze kilka godzin temu, przytulił mnie i powiedział, że mnie kocha. Co się mogło wydarzyć? Może to była tylko moja wyobraźnia? Czy to wszystko sobie wymyśliłam?
- Hej, Ashley. - powiedział Oscar.
Podszedł do mnie, odgarnął mi włosy z twarzy i zaczął głaskać mnie po policzku.
Przeszły mnie przyjemne dreszcze, wiem, że to złe ale chciałabym żeby Oscar mnie teraz przytulił i nic więcej nie mówił.
- Posłuchaj... - zaczął, ale nie skończył.
Objęłam go z całych sił, był zdziwiony moim zachowaniem, no ale mówi się trudno. Potrzebuję tego i nie obchodzi mnie to, że sobie coś pomyśli. Po chwili odwzajemnił mój uścisk.
- A co jak ktoś wejdzie i nas zobaczy np. twoja mama?
- Mało mnie to w tej chwili obchodzi...
Po tych słowach poczułam jak Oscar jeszcze mocniej mnie obejmuję i kładzie swój podbródek na moją głowę.
- Wiesz jak to jest, gdy osoba, którą kochasz o tobie zapomina? - zapytałam. 
Nic nie odpowiedział.
- Wiesz jak to jest, gdy myślisz, że uznają cię za wariatkę? Więc w dupie mam to, czy ktoś to zobaczy czy nie! Jeśli chcesz możesz iść, skoro tak bardzo boisz się opinii ludzi!
- Nie boję, mi nic to nie robi, ale oficjalnie jesteś z Felixem.
Musiał to mówić? Nie jestem głupia i o tym wiem. Jednak nie chcę o tym myśleć, bo wszystko zaczyna mnie boleć na samą myśl. Tak strasznie potrzebuję mojego chłopaka, a on nawet nie pamięta o mnie. To cholernie boli.
Dopiero po chwili orientuję się, że płaczę w bluzkę Oscara.
- Spokojnie, wszystko się ułoży
- Ym przepraszam - mówi Alice, wchodząc do pokoju - muszę pobrać krew Ashley.
- Tak jasne i tak już się miałem zbierać.
Oboje odsuwamy się od siebie, a na pożegnanie Oscar całuję mnie w głowę.
Po jego wyjściu siadam na łóżko i próbuję nie patrzeć na pielęgniarkę, żeby nie zobaczyła mojej zapłakanej twarzy.
- Jak się czujesz? - zapytała.
Zdziwiło mnie to, myślałam, że zapyta się o któregoś z chłopaków. Przynajmniej jedna osoba nie zamęcza mnie na ten temat.
- Ogólnie dobrze, nic mnie nie boli, mogę już sama chodzić i wszystko pamiętam.
- To dobrze, teraz się nie ruszaj.
Nie lubię patrzeć, jak pielęgniarki wbijają igłę w skórę, dlatego zamknęłam oczy. Kiedy mnie ukuła aż pisnęłam z bólu.
- Przepraszam, zaraz będzie po wszystkim. - oznajmiła.
- Wiesz, co jest najgorsze, że mogę patrzeć na krew godzinami i nic mi nie jest. Jednak, kiedy to ma dotyczyć mnie umieram na samą myśl. W przyszłości chciałabym zostać lekarzem, niestety nie wiem, co na to moja mama. Ona widzi mnie w roli dziennikarki lub szefowej wielkiej firmy. W dzieciństwie powtarzała mi, że lekarz to nie praca dla mnie. Mówiła, że nie będę mieć czasu na rodzinę i w końcu zostanę sama. Jednak patrząc na moje życie teraz, wolę być sama niż przeżywać takie rzeczy jak dzisiaj.
Alice popatrzyła na mnie dziwnym wzrokiem, po czym powiedziała:
- Rób, co ty uważasz. Nie przejmuj się opinią matki, to twoje życie i rób to co kochasz, a na pewno daleko zajdziesz.
- Dziękuję za wszystko - uśmiechnęłam się do niej.
- Skoro tak już rozmawiamy o przyszłości, wracasz jeszcze na ten rok do szkoły?
Zaskoczyła mnie tym pytaniem. Nie zastanawiałam się jeszcze nad tym, w sumie bardzo dużo ominęłam przez wypadek.
- Który dzisiaj mamy? - zapytałam
- 24 kwietnia wtorek, a coś się stało?
- Za nie całe dwa tygodnie mam egzaminy, tak więc przystąpię do nich i zobaczymy jak mi pójdzie.
- Na pewno pójdzie ci świetnie, zasiedziałam się tu trochę, a zostało mi jeszcze kilka pacjentów to obskoczenia, dlatego wpadnę później. Odpocznij sobie, za pół godziny powinna być kolacja.
- Dziękuję jeszcze raz za wszystko Alice.

Przez resztę wieczoru nic się nie działo, oglądałam szpitalną telewizję, oczywiście jak zwykle nic nie zjadłam. Jeśli pewnego dnia zostanę ordynatorem tego szpitala zmienię kucharki. Jak można podawać pacjentom truciznę do jedzenia?! Około północy zasnęłam.

Jestem w pokoju, nie ma okien, drzwi...
Ściany są czarne. Nagle pojawia się Felix.
Próbuję do niego podbiec i się przytulić, nie mogę...
Coś mi to utrudnia, dzieli nas niewidzialna ściana.
- Felix, co my tu robimy?
- Musisz o mnie zapomnieć!
- CO? O CZYM TY DO CHOLERY MÓWISZ?!
- Odtąd nie znamy się, jesteśmy dla siebie obcymi ludźmi. Zapomnij o mnie, tak będzie dla ciebie najlepiej.
- Nie mogę...
- Posłuchaj, kocham cię jak nikogo innego, ale to wszystko jest zbyt skomplikowane.
- Nic nie rozumiem.
- Nie musisz, pamiętaj zawsze cię będę kochać.
Zniknął, a na suficie pojawiły się głośniki.
Po chwili usłyszałam...
The heart wants what it wants

Budzę się. To tylko kolejny koszmar, który nie pozwala mi spać. Włączam sobie telewizję i postanawiam ją oglądać do rana.

Około dziewiątej rano przychodzi Alice razem z lekarzem.
- Dzień dobry Ashley - mówi doktor - dzisiaj mam dobre wieści...
- Wypisujecie mnie? - pytam zanim dokończy.
- Skąd wiedziałaś?
- Domyśliłam się - powiedziałam i uśmiechnęłam się.
- W takim razie, twoja mama przyjedzie po ciebie około dwunastej.
- Dziękuję.
Po chwili znów zostałam sama w pokoju, chciałam już iść się przebrać, ale zapomniałam, że nie mam tu żadnych rzeczy. Muszę czekać jeszcze kilka godzin zanim dostanę swoje ubrania. W takim razie, co powinnam teraz zrobić?
Może najpierw napiszę do Oscara, że już nie musi do mnie przychodzić.
"Hej,
Wypisują mnie ze szpitala i dzisiaj wracam już do domu. Nie musisz już się martwić.
xx"
Uśmiecham się na samą myśl, że na pewno nie długo mi odpisze.
Boże nie! Dlaczego zaczęło mi tak bardzo zależeć na nim? Czemu już nie myślę w pierwszej kolejności o Felixie? Może to przez ten sen? Nie! To głupie, przecież to tylko sen, który nic nie znaczy. Chyba powinnam teraz iść do Felixa. Może jak będę przychodzić to sobie mnie przypomni. Ludzie często tak robią w filmach i na końcu zawsze wszyscy są szczęśliwi. Muszę chociaż spróbować.
Bez większego zastanawiania się idę korytarzem w kierunku sali Felixa. Co mu powiem, kiedy wejdę? Znowu wezwie ochronę i mnie znienawidzi, uzna, że go nachodzę. Zachowaj spokój, będzie wszystko dobrze, przedstawisz się i pójdziesz. Minutę później stałam oddalona o kilka kroków od mojego celu. Trzęsłam się i ze strachu i z podekscytowania.
- Ashley no dawaj! - mówiłam szeptem sama do siebie.
Nie chciałam podchodzić cała do szyby, wychyliłam tylko kawałek swojej głowy i dostrzegłam jakiś ludzi stojących u niego przy łóżku. Wydaje mi się, że jest to jego młodszy braciszek i tata. Nigdy w sumie nie zastanawiałam się nad tym jak wygląda jego rodzina i nigdy nie byłam też u niego w domu. Teraz jest za późno na zastanawianie się nad tym. Stałam tak dłuższą chwile, gdy nagle Felix odwrócił wzrok i popatrzył na mnie. Nic nie zrobił tzn. nie wezwał ochrony, nie powiedział o tym tacie. Siedział i patrzył się na "nieznajomą". Co powinnam teraz zrobić? Na pewno nie zachować się jak idiotka. W takim razie uśmiechnę się. Po kilku sekundach Felix odwzajemnił uśmiech. Coś jeszcze mogę zrobić? Może powinnam już sobie iść i przyjść jutro? A co jeśli nie na mnie patrzy? Rozejrzałam się szybko po korytarzu i nikogo na nim nie było oprócz mnie. Z powrotem skierowałam wzrok na chłopaka i zobaczyłam, że mi macha. Szybko zrobiłam to samo i zauważyłam, że jego ojciec się odwraca. W kilka sekund przylgnęłam do ściany, tak aby mnie nie zobaczył. Co jeśli sobie wszystko przypomniał? Jego krewni są w środku, więc może udało mu się odzyskać pamięć. Jednak nie mogę tam wejść, nikt z jego rodziny mnie nie zna, nawet nie wiem czy wiedzą o tym że ma... miał dziewczynę. To będzie głupie wejść, przedstawić się i oznajmić, że kocham pańskiego syna i jest moim chłopakiem. Do tego wszystkiego nie mam pewności, że odzyskał pamięć. Dlaczego to wszystko jest tak skomplikowane? Czasami się zastanawiam czy nie chciałabym takiego życia, jakie miałam przed pojawieniem się Felixa, Oscara i ich wszystkich znajomych. Wszystko wydawało się takie łatwe, nie miałam oczywiście chłopaka, który kręcił by się wokół mnie, ale miałam przyjaciół. Mogłam spokojnie się uczyć, żadnego dnia nie opuściłam i byłam wzorową uczennicą. Teraz moje życie to jedne wielkie gówno. Zsunęłam się po ścianie na podłogę i schowałam twarz w dłoniach, pierwsza łza spływała mi po policzku, gdy nagle usłyszałam:
- Coś się stało?
Szybkim ruchem dłoni otarłam łzę i spojrzałam na osobę, która stała nade mną. Była to jakaś pielęgniarka.
- Wszystko dobrze, dziękuję.
Wstałam i ruszyłam w stronę mojego pokoju.
Kiedy przyszłam czekał już na mnie Oscar, nie myślałam, że zobaczę go jeszcze dzisiaj. Jednak muszę przyznać, że to miłe z jego strony.
- No hej piękna, rozumiem, że dzisiaj wreszcie się uczeszesz - zaśmiał się.
- Też mi miło cię widzieć - zachichotałam.
Objęłam go z całych sił.
- Masz jakieś nowe perfumy - powiedziałam, siadając na łóżko.
Chyba się zawstydził, bo policzki zrobiły mu się czerwone i zaczął drapać się po karku.
- No wiesz..., ja...
- Bardzo mi się podobają, spokojnie.
- Naprawdę?
- Tak - uśmiechnęłam się.
- Kiedy twoja mama przyjeżdża po Ciebie?
- O dwunastej, a właśnie miałam do niej napisać, dzięki.
Wzięłam telefon do ręki i szybko napisałam do mamy:
"Mamo,
Weź mi jakieś rzeczy do ubrania, najlepiej czarne spodnie z dziurami i jakąś białą bluzę. Szara też może być ;)"

- Okej, już możemy rozmawiać dalej. - oznajmiłam.
- Dobrze, to gdzie byłaś?
- U Felixa, ale spokojnie nie weszłam do środka, stałam na zewnątrz.
- I jak się czujesz?
- Na razie dobrze... Przynajmniej tak myślę.
Nie chce teraz o tym myśleć, bo się popłaczę. Mam straszny mętlik w głowie dotyczący tej całej sprawy, więc chyba wolę gadać i skupić się na czymś innym.
- Wiesz postanowiłam, że zdam w tym roku testy i ogólnie dokończę ten rok.
- To poważna decyzja - powiedział - jesteś gotowa wrócić do nauki i do szkoły?
- Tak, chcę już iść na studia i zakończyć to nauczanie, skoro mam na to szanse. Poza tym zostały tylko te testy i po nich kilka dni na jakieś poprawienie ocen i koniec już. Potem tylko trzeba składać papiery na wybrane uczelnie i oficjalnie wakacje. - oznajmiłam.
Jak tak teraz myślę, to przez ten cały czas, nie zauważyłam, że zbliżają się wakacje. Nie mam w sumie żadnych planów na nie, chciałabym spędzić je z Felixem. Niestety z każdym dniem ten plan będzie tylko większym marzeniem nie do zrealizowania.
- Dobrze, że ja to wszystko mam za sobą - powiedział i rozciągnął się na krześle.
- Mam nadzieję, że mi w tym wszystkim pomożesz - zaśmiałam się, ale po chwili zorientowałam się, co powiedziałam.
- Czyli będziesz się chciała ze mną widywać? - zapytał.
Jezu ja nie myślałam, kiedy to powiedziałam. Ja nie wiem, czy chce się z nim widywać. Jest miły, ale co jeśli jak wyjdę ze szpitala znowu stanie się palantem, który od czasu do czasu nad sobą nie panuje?!
- Tak.
W końcu i tak będę potrzebować czyjejś pomocy, a Naomi też musi się sama uczyć.
Oscar jest teraz moją drugą "najlepszą przyjaciółką". Na samą taką myśl, zachciało mi się śmiać.
- Z czego się tak śmiejesz?
- Z niczego - uśmiechnęłam się.
- Mów, bo oberwiesz - zaśmiał się.
- Niby, co mi zrobisz? - prowokowałam go.
Oscar wstał i podszedł do mnie, powoli usiadł i po chwili powiedział:
- To!
Zaczął mnie łaskotać, ja oczywiście zaczęłam kopać, krzyczeć i się śmiać jednocześnie.
- Oscar przestań! - próbowałam powiedzieć to poważnie, jednak mi nie wyszło.
Nagle przestał i zorientowałam się, że on na mnie leży. Zrobiło mi się wstyd i zaczerwieniłam się.
- Dlaczego mam przestać?
Nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów.
- Nie przeszkadzam!?
Spojrzałam na drzwi i zobaczyłam, że w progu stoi moja matka. Od razu oboje się podnieśliśmy.
- Nie przeszkadzasz. Cześć mamo - podeszłam do kobiety i ją przytuliłam.
- Dzień Dobry pani - przywitał się zawstydzony Oscar.
- Witam, to co Ashley zbieramy się?!
- Tak, tylko musisz mi dać moje rzeczy. - powiedziałam z uśmiechem.
- A ten młody i przystojny chłopaczek jedzie z nami?
- Ja ym - zaczął Oscar.
- Tak jedzie - odpowiedziałam.

Po piętnastu minutach schodziliśmy całą trójką na dół do samochodu.





------------------------------------------------------------------------------------
PRZEPRASZAM!
Wiem, że rozdział powinien pojawić się w tamtym tygodniu, ale nie mogłam jakoś go napisać. Myślę, że nawet teraz nie jest on jakiś super i liczę, że mi to wybaczycie. Na blogu są już obrazki mojej w przyjaciółki, jeśli wchodzicie przez komputer to zdążyliście to zauważyć. Ogólnie wolicie Ashley&Oscar czy Ashley&Felix? Jestem ciekawa waszych opinii. Zastanawiam się, czy nie pisać 2 razy w tygodniu rozdziałów? Byłyby np. w środę i tak jak zawsze w sobotę. Ogólnie zaczęły się wakacje i uprzedzam, że będziecie rozdziały dostawać nawet wtedy, kiedy pojadę gdzieś i mam nadzieję, że dalej będziecie czytali to ff.
Komentujcie!!!!!!!!!!

sobota, 13 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 24

Kolejny dzień w tym okropnym miejscu. Siedzę tu, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Myślę tylko o wypadku i Felixie, to wszystko mnie przytłacza, dobija, doprowadza do szału...
Mam wrażenie, jakby lekarze i pielęgniarki wiedzieli o wszystkim. Czuję się przy nich nie swojo, mam wrażenie, że oceniają mnie przez pryzmat tego wszystkiego.
"O patrzcie to ta, co spowodowała wypadek. Biedny chłopak, przez nią leży teraz w śpiączce."
"Jak ona mogła? Zabrała mu kawałek życia!"
Kiedy o tym myślę, płaczę...
To jest, jak sądzę, jedyny ratunek.
Około południa przyszła Alice - moja pielęgniarka. Nie rozmawiałam z nią od kilku dni. Dlaczego? Chyba boję się, że również uważa mnie za winną w całej sprawie.
- Cześć - przywitała się.
Nic nie odpowiedziałam. Patrzyłam tylko na to, co robi. Pobiera mi krew, sprawdza kroplówkę, uśmiecha się cały czas. Nagle siada obok mnie i zaczyna mówić:
- Nie możesz się zamykać w sobie i z nikim nie rozmawiać.
- Mogę! - oświadczam.
- Posłuchaj - odgarnęła mi kosmyk z włosów - wiele mieliśmy takich przypadków jak twój, pewnie uważasz, że cały ten wypadek to twoja wina. Nie możesz tak myśleć! Podobno wyskoczyło wam zwierzę na jezdnie, a ten młody chłopak próbował hamować, ale mu się nie udało.
Zaczęłam płakać. Chyba czas powiedzieć komuś, co się zdarzyło w samochodzie.
- A-ale p-pani nie wie, bo my się z Felixem pokłóciliśmy i on dodał gazu, bo go wkurzyłam. N-n-nic by się nie stało, gdybym trzymała język przy sobie.
- Dalej to nie jest twoja wina, tak czy siak to zwierzę by wyskoczyło, a ty nie mogłabyś nic z tym zrobić.
Zaczęłam jeszcze bardziej płakać.
- Mam wrażenie, że wszyscy w szpitalu mają mnie za najgorszą.
- Oh skarbie - przytuliła mnie.
Oparłam głowę na jej ramieniu i zaczęłam szlochać:
- Chciałabym go przeprosić za wszystko ale boję się do niego iść. Mam wrażenie, że jak tam pójdę stanie się coś złego, a ja nie zdążę powiedzieć tego co czuję.
Alice głaskała mnie tylko po głowie i uspokajała.
- Jeśli on umrze? Nie przeżyję tego.
- Nie umrze, lekarze codziennie mówią, że jego stan się poprawia. Nie stanie się nic złego, jak tam pójdziesz. Poza tym do ludzi w śpiączce trzeba mówić i trzeba ich odwiedzać. Jesteś dla niego ważną osobą w życiu, więc im częściej będziesz do niego przychodziła, tym jest większe prawdopodobieństwo, że się obudzi.
- Tak pani myśli? A co na to lekarze pomyślą?
- Nie przejmuj się ich opinią, lekarze zwykle nie oceniają innych. Jesteśmy bardzo neutralnymi osobami. Po prostu idź do Felixa i powiedz to co chcesz.
Odsunęłam się od niej, wytarłam swoją twarz, która pewnie była teraz spuchnięta i uśmiechnęłam się do kobiety.
- Ma pani rację.
Alice wstała z łóżka i złapała mnie za rękę.
- Co pani robi? - zdziwiłam się.
- Idziemy do twojego chłopaka.
Szliśmy tymi samymi korytarzami, co ja z Oscarem. Jednak tym razem nie upadłam, miałam już dużo siły i prawdopodobnie mogłabym już biegać. Kiedy doszłyśmy do sali Felixa, Alice klepnęła mnie po ramieniu i sobie poszła. Przez pierwszą chwilę nie wiedziałam, co robić. Mam wejść? Może powinnam wrócić do swojego łóżka? Popatrzyłam przez szybę na niego i zastanowiłam się, co on by zrobił na moim miejscu. Na pewno by mnie odwiedzał, a ja nawet wejść nie potrafię. Jestem głupia...
Po chwili weszłam do środka, jestem jego dziewczyną, powinnam go wspierać, a nie zachowywać się jak tchórz.
W pierwszej chwili, gdy zobaczyłam jego bladą twarz, łzy napłynęły mi do oczu. Musiałam się jednak otrząsnąć i myśleć racjonalnie. Znalazłam po drugiej stronie pokoju ruchomy stołeczek, na którym usiadłam i podjechałam pod same łóżko Felixa. Nie wiedziałam, co mam mówić. Wydawało mi się to trochę zabawne, mówić do osoby, która w żaden sposób nie może ci odpowiedzieć, nawet nie wiadomo czy cię słucha. Może teraz mu się coś śni, a ja mu przeszkodzę.
Oparłam swoją rękę na pościeli i zaczęłam patrzeć na jego twarz. Tak na prawdę nie wiedziałam od czego zacząć moją wypowiedź.
"Hej to ja Ashley, może mnie nie pamiętasz, ale jestem twoją dziewczyną"
To brzmi zabawnie, szczególnie, że mój głos odbiję się echem w tym pomieszczeniu.
Spojrzałam na jego dłoń, wyobrażałam sobie, że teraz moglibyśmy trzymać się za ręce i ...
To nie jest głupi pomysł, wezmę go za rękę i przez chwilę poczuję się, jakby na prawdę był tu ze mną i chciał wysłuchać tego, co mam do powiedzenia.
Położyłam obie swoje ręce na jego dłoni i ścisnęłam ją z całych sił.
- Wiesz Felix, zacznę od tego... Przepraszam, że nie przychodziłam regularnie - kiedy to powiedziałam, nie brzmiało to aż tak głupio, jak mi się wydawało.
- Sama też tu leżałam i nie mogłam sobie nic przypomnieć, to chyba jest wymówka, no ale trudno. Druga sprawa to chcę cię bardzo przeprosić z-za - moje gardło było ściśnięte - z-za ten w-w-wypadek - odetchnęłam z ulgą.
- Wiem to moja wina, nie powinnam przychodzić do Oscara, a potem robić ci awanturę w tym samochodzie, ale byłam zła. Mam nadzieję, że mnie rozumiesz. Chciałabym żebyś się teraz obudził i powiedział jak bardzo mnie kochasz lub żebyś mnie przytulił i pocałował. Brakuję mi ciebie.
Nagle poczułam jak jego palce się poruszają i łapią moją dłoń w uścisku. Popatrzyłam na jego twarz, jego powieki drgają. Powoli otwiera oczy i po chwili szepcze:
- Ashley!
Moje serce prawie wyskoczyło mi z piersi. To cud! Łzy zaczęły mi spływać po policzku, on się obudził i to po takich słowach. Wstałam z mojego krzesełka i podeszłam do niego bliżej.
- Felix ty-ty-ty się obudziłeś! - krzyknęłam.
- Na to wygląda - mówił po cichu.
Przytuliłam go z całych sił, a on to odwzajemnił. Znowu poczułam to cudowne uczucie. Jego ramiona, w których czuję się bezpiecznie. Jego palce, które dotykają moich pleców i sprawiają, że cała drże. Mam ochotę zostać przy nim, jak najdłużej.
- Kocham cię i przepraszam! - znowu zaczęłam ryczeć.
- Ja ciebie też, ale wstań bo zaraz mnie udusisz kochanie.
Zrobiłam to o co poprosił. Popatrzyłam jeszcze raz na niego. Uśmiechał się do mnie i wyglądał o wiele lepiej niż kilka minut temu. Ja natomiast płakałam, jak głupia ze szczęścia.
- Nie płacz Ash - powiedział Felix.
- Jestem szczęśliwa to dlatego.
Do pomieszczenia weszła pielęgniarka i kazała mi wyjść z pokoju. Kiedy wyszłam, usiadłam na krzesłach za salą Felixa i swoją twarz schowałam w dłoniach. Miałam ochotę się śmiać i płakać jednocześnie. Alice miała rację, takie słowa na prawdę pomagają chorym. Ale nie tylko im, ode mnie też odeszły wszystkie straszne myśli. Chcę pobiec do swojego pokoju i zacząć myśleć o swojej dalszej przyszłości, o szkole. Nie długo zbliżają się egzaminy i na pewno jakiś bal. Wszystko wracało do normy.
Wstałam i podeszłam do szyby, która oddzielała korytarz i sale Felixa. W środku był już lekarz i sprawdzał, czy wszystko jest w normie. Na razie nie mam po co tu być, więc wracam do siebie.
W pokoju już ktoś na mnie czekał, tak jak się spodziewałam był to Oscar.
Siedział na moim łóżku i bawił się owocem, który przyniosła mi mama.
- Zostaw biednego owocka w spokoju - zażartowałam, wchodząc.
Kiedy mnie zobaczył, odłożył swoją tymczasową zabawkę i podszedł do mnie.
- Hejka - przytulił mnie - jak się czujesz? W ogóle gdzie ty byłaś?
- Za dużo pytań - zachichotałam.
- Co się stało, że jesteś taka radosna?
- Więc cześć Oscar, bardzo dobrze się czuję, byłam u Felixa i jestem szczęśliwa, bo się obudził.
- Chwila co? Jak to się obudził?
- Normalnie - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Opowiedz mi wszystko, po co do niego poszłaś?
Chcieliśmy usiąść na łóżku, gdy nagle zauważyłam:
- Chyba chciałeś mi coś dać.
Oscar spojrzał na bukiet kwiatów i zarumienił się. Widocznie całkiem o nim zapomniał. Z za kłopotania, zaczął drapać się po karku.
- Ym, no miałem ci go właśnie dać ale...
- Rozumiem - położyłam palec na jego ustach, żeby się już przestał tłumaczyć.
Po chwili podał mi bukiet tulipanów, a ja podziękowałam mu. W końcu usiedliśmy i mogłam mu już wszystko powiedzieć. Po piętnastu minutach wiedział już o mojej rozmowie z Alice i o tym, co mi poradziła. Wiedział również o tym, jak to się stało, że Felix się obudził. Potem powiedział:
- Może go za chwilę odwiedzimy!
- Przepraszam, ale jestem zmęczona i chciałabym się położyć. Może wpadniesz wieczorem i wtedy dowiemy się co u niego słychać.
Przytaknął tylko głową, a na pożegnanie pocałował mnie w czółko.
Po jego wyjściu, rzeczywiście zasnęłam...

Słyszę krzyk kobiety.
Palący się samochód.
Co mam zrobić? Muszę pomóc, ale ona kręci głową.
Dlaczego? Pokazuję mi kogoś. To chłopak kilka lat młodszy ode mnie...

Budzę się cała mokra. Kolejny okropny sen, który chce wymazać z pamięci. Patrzę na telefon, dochodzi dwudziesta, Oscar za chwilę powinien się pojawić.
Po pół godzinie przychodzi i oczywiście znowu dostaję od niego kwiaty. To kochane z jego strony i to, że się tak stara. Chyba naprawdę się zmienił.
- Przepraszam, że tak późno, ale wcześniej nie mogłem.
- Mamy jeszcze półtorej godziny, zanim skończą się godziny odwiedzin, więc spokojnie.
- To idziemy!
Chciał mi pomóc iść, ale nie zgodziłam się. Powiedziałam mu, że sama dam sobie radę. Uśmiechnął się tylko i przez resztę drogi szliśmy w milczeniu.
Gdy dotarliśmy na miejsce, przez szybę widzieliśmy jak Felix siedzi w łóżku i patrzy w okno. Po chwili weszliśmy do środka i przywitaliśmy się z nim:
- Siema - rzucił Oscar.
- Hejka skarbie - powiedziałam.
Felix spojrzał się na nas i nic nie odpowiedział.
Podeszłam bliżej i zauważyłam, że musiał być już ktoś u niego, ponieważ stołeczek, na którym siedziałam znajdował się z drugiej strony. Nie przestawiając go, usiadłam na nim i spojrzałam na Oscara, który stał w rogu pokoju.
- Jak się czujesz? - zapytałam Felixa.
- Czy my się znamy?
- No tak jestem Ashley - zaśmiałam się.
Pewnie jak zwykle nabijał się ze mnie.
- Nie kojarzę cię jakoś.
- Przestań udawać - uśmiechnęłam się do niego.
Oscar podszedł bliżej i powiedział:
- A mnie poznajesz?
Felix spojrzał na niego i nic nie odpowiedział.
- Jestem Oscar.
Dalej nic nie powiedział i spojrzał się w okno.
- On udaję, żeby nam na złość zrobić. - zachichotałam.
- Przepraszam, ale ja na prawdę nie wiem kim jesteście - powiedział Felix.
- Jak to? Przecież jeszcze dzisiaj mnie przytulałeś i powiedziałeś, że mnie kochasz! - krzyknęłam.
- Nie wiem o co ci chodzi, moglibyście wyjść? - zapytał.
Znowu zaczęłam płakać, co się do cholery jasnej dzieję? Czy ja na prawdę nie mogę być szczęśliwa? Przecież było dobrze.
- Felix ja cię kocham, no to ja Ashley - rzuciłam mu się na szyję.
Oscar zaczął mnie odciągać. W sumie nie wiem dlaczego zrobiłam, to co zrobiłam. To był impuls.
Felix nacisnął jakiś przycisk, a po chwili usłyszałam jak Oscar szepczę mi na ucho:
- Wezwał ochronę, wychodzimy. Nie chcemy kłopotów.
Posłuchałam się go, wstałam z Felixa i złapałam za rękę Oscara. Ten pociągnął mnie za sobą i razem pobiegliśmy do mojego pokoju szpitalnego.


------------------------------------------------------------------
Rozdział 24!!! Kto na niego czekał?!
Tak sobie pomyślałam, czy chcecie dłuższe rozdziały, czy wolicie takie? Ten moim zdaniem nie jest jakiś długi, ale mam nadzieję, że wam się podoba. Nie miałam ostatnio weny, żeby to napisać i myślałam o tym, czy by nie przełożyć tego rozdziału na za tydzień, bo ostatnio nie mam humoru (takie moje sprawy). Jednak udało mi się, mam nadzieję, że jesteście dumni. Zauważyliście chyba, że jest nowy wygląd bloga. To dzięki moje przyjaciółce Paulinie, która zrobiła mi kilka takich obrazków na bloga. Bardzo, bardzo jej jestem wdzięczna i myślę, że kilka jej dzieł pojawi się na moim blogu, albo pod nową stroną albo będzie taki mały pokaz slajdów, jeszcze zobaczę. Wyczekujcie tego na blogu i na stronie "bohaterowie" pojawiła się nowa postać. Dziękuję wam, że jesteście ze mną i bardzo mnie wspieracie, kocham was najmocniej.
xx
POLECAM WAM JESZCZE BLOGA
http://zazakretemas.blogspot.com/
WCHODZIMY TAM!!!






sobota, 6 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 23

Dzisiejsza noc była spokojna, bez żadnych dziwnych snów. Nie obudziłam się spocona w nocy, więc jest jakiś postęp. Rano czekałam na przyjście Oscara. Wydawał się dobrym człowiekiem, przeprosił mnie za wszystko, co się zdarzyło przed wypadkiem, mimo że tego nie pamiętam. Chciałabym sobie wszystko przypomnieć, ale pewnie zajmie to mi dużo czasu. Na pewno pomoc Oscara się przyda. O dziewiątej rano przyszła do mnie pielęgniarka, zapytała jak się czuję i przyniosła mi śniadanie. Na talerzu leżała jajecznica, spróbowałam ją, po czym wyplułam. Była strasznie słona i nie dało się jej nawet przełknąć. Odłożyłam moje jedzenie na półkę i wstałam z łóżka. Wydaję mi się, że od wczoraj jest lepiej, dużo łatwiej poruszam moimi nogami. Podeszłam do okna i popatrzyłam na podwórko szpitalne. Nie było ono za duże, mieściło się na nim tylko kilka samochodów, należących do lekarzy. Cały budynek szpitalny, był w kształcie litery "U", dlatego z mojego okna, widziałam dwa sąsiednie oddziały. Nagle zza chmur wyszło słońce, którego tak bardzo potrzebowałam. Zamknęłam oczy i podniosłam głowę. Chciałam, żeby jak najwięcej promieni dostało się na moją twarz.
Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi, odwróciłam się, a w progu stał Oscar. Dzisiaj miał na sobie dżinsową koszulę i czarne rurki. Jego włosy były w nieładzie, a na oczach miał czarne okulary. Znowu poczułam się przy nim nie swojo, ponieważ kolejny dzień z rzędu miałam na sobie koszulę szpitalną, która nie była za piękna. Jemu to chyba nie przeszkadzało. Podszedł do mnie i przytulił mnie, mówiąc:
- Witaj piękna
- Cześć, jaka piękna? Cały czas taka sama, nic nawet z włosami nie robiłam.
- Widać - zaśmiał się.
Szturchnęłam go łokciem i uśmiechnęłam się.
- Mam coś dla ciebie - zakomunikował.
- Co takiego? - ucieszyłam się.
Nagle zza pleców wyjął bukiet kwiatów. To miły gest z jego strony. Fajnie, że o mnie pamięta.
- Dziękuję, są śliczne - powiedziałam i wzięłam od niego, moją niespodziankę.
Włożyłam je do tego samego wazonu, co wczorajsze kwiaty. Nie wiem, czy tak można, ale w sumie kto mi zabroni.
- Jak tam ci minęła noc? - spytał się mnie, kiedy usiadłam na łóżku.
Oscar zajął to samo miejsce, co wczoraj.
- Całkiem nieźle, przynajmniej nic mi się nie śniło...
Wtedy przypomniało mi się...

Jestem na ulicy, nikogo nie ma. Nagle widzę ciemną postać. Zaczynam biec, nie wiem dlaczego... Biegnę do tej osoby, wiem, że chcę ją przytulić.
Ciemność...
Czuję jego ciepłe wargi na swoich, próbuję na niego spojrzeć...
Ciemność...

- Ashley! - machał mi ręką przed oczami Oscar.
- C-co?
- Nie mówiłaś nic przez około - popatrzył na zegarek - dwie minuty. Na pewno nic ci się nie śniło?
- Nie - odpowiedziałam najszybciej jak potrafiłam - A co u ciebie?
- W sumie to nic ciekawego.
- Twoi rodzice nie pytali się ciebie, dlaczego tak późno wróciłeś?
- Moich rodziców to zbytnio nie obchodzi.
- Jak to?
- Nie ważne. Nie mówmy o tym. Dalej chcesz zobaczyć Felixa?
- Tak! - oznajmiłam - Ale wiesz w jakiej on jest sali?
- Już u niego byłem trzy razy - odpowiedział, schylając głowę.
- Aha, w jakim jest stanie? Pamięta coś?
- Dalej leży w śpiączce.
Mimo że nie pamiętam tego człowieka, zachciało mi się płakać. Czyżby moje serce pamiętało o wszystkim?
- Zaprowadź mnie do niego! - rozkazałam.
- To chodź za mną.
Najpierw poszliśmy przez korytarz z gabinetami lekarskimi, w połowie drogi nie miałam już siły (a raczej moje nogi) i upadłam. Oscar pomógł mi wstać i kazał oprzeć mi się na nim. Dziękowałam mu przez resztę drogi za pomoc. Następny korytarz, w który skręciliśmy, był zapełniony pacjentami. Wszędzie widziałam biegające dzieci, smutno mi się zrobiło na myśl, o tym że muszą spędzać czas w tym ponurym miejscu. Na ich miejscu uciekłabym. Ostatnia sala z pacjentem należała do Felixa. Jego pokój wyglądał trochę inaczej niż mój, ponieważ w większości był przeszklony i zanim się weszło, można było zobaczyć w jakim jest stanie. Ten chłopak leżał, a maszyna robiła za niego resztę, ten widok był straszny. Jego twarz była blada, wyglądał jakby zaraz miał iść do trumny, tylko garnituru mu brakowało.
Kiedy weszliśmy, podeszłam bliżej, żeby ujrzeć jego twarz.
Po chwili wszystko wróciło...
- Dobrze, pierwsza para to Felix i ...
Było mi obojętne, kto to będzie. Chciałam przejść do momentu, kiedy ja będę się ścigać.
- Ashley.
Czy ja usłyszałam swoje imię?

****
- KOCHAM CIĘ! Śpij dobrze słońce. 
Leżałam w łóżku, kiedy zadzwonił do mnie Felix. Nie odebrałam, jednak odsłuchałam wiadomości. Na ostatnie słowa uśmiechnęłam się i odpowiedziałam:
- Ja ciebie też

***
Pogładził mnie delikatnie po policzku. Przeszły mnie ciarki. 
- Zimno ci? - zapytał.
- Nie - odpowiedziałam.
Nasze twarze zbliżyły się. Nagle poczułam ciepło, które mnie wypełnia. Całowaliśmy się i było to najlepsze uczucie, jakie do tej pory miałam.
Mogę powiedzieć, że Felix umie się całować.

***
- Mam - krzyknęłam do Naomi.
- Co takiego? - zapytała się.

***
- Nie wiem, w którym momencie sobie poszłaś, ale zacznę od tego, że całowałam się z Oscarem i w tym momencie przyszedł Felix. Pokłóciliśmy się i mnie uderzył.
- Co? Jak to? - zdziwiła się.
- No tak było i...
- Ashley - przerwała mi - przepraszam to moja wina.
- Co twoja wina!? - zdenerwowałam się.
- To ja zadzwoniłam po Felixa.
Byłam w szoku, ale w sumie to nie jej wina, że on mnie uderzył, nie wiedziała, że tak się stanie. Martwiła się i to wszystko.

***
- Jestem Ashley Kien.
- Może coś więcej opowiesz? - zachęcał mnie komisarz.

***
- Bawi cię to?! - zapytał z wściekłością.
- Nie, ale cieszę się, że wróciłeś - powiedziałam.
Widziałam, jak po jego twarzy przebiegł niewinny uśmiech.
- Dość mam tego! Wróciłem dla tego, żebyś nie narobiła sobie, jeszcze większego syfu.

***
- Felix... - powiedziałam, po czym złapałam go za ramię.
W tym momencie wydarzyło się coś, czego nigdy bym się nie spodziewała. Moje usta zrobiły się ciepłe, a całe ciało zaczęło drżeć. Poczułam jego wargi na moich. Pocałował mnie. Ręce położył na moje biodra i przesunął mnie bliżej siebie. Kiedy złapaliśmy oddech, przytulił mnie, a głowę oparł na moim ramieniu.
- Nigdy więcej, nie mów takich rzeczy. Czasami potrzebuję małej chwilki tylko dla siebie. Kocham cię i jesteś moim skarbem, który jest tylko dla mnie. - wyszeptał mi do ucha. Po czym złożył mały pocałunek na mojej szyi. 
Po chwili przybliżył swoje usta do moich. Czułam jego oddech, był bardzo nieregularny, zupełnie jakby stresował się przed bliskością. 
- Pocałuj mnie - szepnął.
Zrobiłam to co kazał. Tym razem pocałunek był inny. Bardziej namiętny ale jednocześnie czuły. Nie da się tego wyrazić słowami. Po prostu potrzebowaliśmy tego, tak bardzo jak narkotyku. Jego usta, były uzależnieniem, nie dało się od nich oderwać. Moje serce szalało, a w jego ramionach zapominałam o wszystkim. Skupiałam się na jego gorących wargach, które muskały moje usta. Ten pocałunek był najlepszy w moim życiu, kiedy położyłam swoje ręce na jego karku, Felix oddalił głowę i powiedział:
- Chyba trzeba już ruszać do domu.

***
- Wiesz, co dlatego pojechałam do Oscara dzisiaj. On nie ma tyle tajemnic, co ty i może jest dupkiem, ale zawsze jest ze mną, kiedy tego potrzebuję. W tym jest od ciebie lepszy.
Widziałam jak napinają mu się wszystkie mięśnie na rękach. Widziałam też jak naciska pedał gazu.
- Felix jedź wolniej! - krzyknęłam w pewnym momencie.
***

Zakręciło mi się w głowie, upadłam, poczułam ręce Oscara. Nie zdążył mnie złapać...
Co się właśnie stało?
Chyba wiem, już wszystko. Całą prawdę o moim życiu. Wszystko, co kochałam straciłam w tym wypadku. Powróciły mi uczucia, miałam ochotę krzyczeć, płakać, śmiać się w tym samym czasie. To jest tak jakbyś nagle włączył sobie guzik z człowieczeństwem. Każde twoje kłamstwo, rozmowa, kłótnia, przemyślenie wraca. W tym momencie uznaję, że nieświadomość jest lepsza od tego bólu, co przyszedł. Zniknęło w ciągu sekundy i powróciło w ciągu sekundy. To jest o wiele silniejsze niż najpotężniejszy huragan czy trzęsienie ziemi.
A najgorsze, że to co się teraz dzieję, może być z mojej winy. Felix, który leży w śpiączce...
- Felix! - krzyknęłam i łzy same zaczęły mi spływać po policzku.
Chciałam do niego podbiec, przytulić go i przeprosić za wszystko.
Zamiast tego poczułam jak Oscar mnie trzymał za ręce i nie pozwalał mi się ruszyć.
- Zostaw mnie! Ja musze do niego podejść! - szarpałam się, a łzy leciały jeszcze szybciej.
Nagle do pokoju przyszła ochrona. Złapali mnie za ręce i kazali mi iść do pokoju.
- Wy nie rozumiecie ja muszę go przeprosić! Muszę po prostu go przytulić! - próbowałam się wydostać z całych sił. Kopałam ich i wyrywałam się, co chwilę.
Oni nic nie rozumieli. Kiedy wszystko ci wraca i wiesz, że straciłeś ukochaną osobę, stoisz bezczynnie czy próbujesz jak najszybciej być przy niej? Stańcie na moim miejscu i zastanówcie się, co wy byście zrobili? Szczególnie, że to moja wina...
- Felix! - krzyknęłam z całych sił.
Płakałam tak mocno, że nie mogłam złapać oddechu. W pewnej chwili poczułam jak ktoś wbija mi coś w ramię.
- Ał - syknęłam z bólu.
Z pod swoich zapłakanych oczu, ujrzałam strzykawkę na moim ramieniu.
Wiedziałam, że to na pewno jakiś środek usypiający. Opuściłam głowę, a włosy zasłoniły mi twarz.
- Felix, proszę obudź się - szepnęłam.

Szłam ulicą, godzina dwudziesta trzecia. Jeszcze tylko kilka przecznic i będę w domu. Nagle słyszę krzyk...
Podbiegam, widzę kobietę...

Budzę się, znowu jestem cała mokra. Dlaczego te okropne sny mam w tym szpitalu? Chcę swoje dawne życie, szkoda, że ono nie wróci...
Słyszę jak ktoś puka i widzę moją mamę w progu.
- Mogę wejść? - pyta.
- Mamo! - krzyczę i rzucam się jej na szyję.
Odwzajemnia mój gest i po chwili obie siadamy na łóżko.
- Wiesz byłam tu, kiedy się obudziłaś ale nie poznałaś mnie. - oznajmiła i odgarnęła mi kosmyk z włosów.
- Wiem już pamiętam - wzdycham.
- Co się stało w sali Felixa? - pyta mnie.
Nie umiem wydusić z siebie słowa, tam wszystko wróciło. A ja...
Zaczynam płakać i nie odpowiadam mamie na pytanie, tylko wtulam się w nią.
- No już kochanie - głaszczę mnie - wróciła ci tam pamięć tak?
- P-p-powiedzieli c-ci?
- Tak skarbie, ale już wszystko w porządku nie płacz. Felix się obudzi i będzie jak dawniej.
- Ale ten wypadek to moja wina mamo - przyznaje.
Wiem, że ją to zdziwiło. Pewnie nie spodziewała się takich słów od własnej córki.
- Wiesz mamo, chciałabym żeby całe moje życie było normalne. Umawiać się z Felixem na randki, chodzić do jego domu i poznać jego rodziców. Nie przejmować się tym, że z dnia na dzień zmieni swoje uczucia do mnie ani jego podłymi koleżankami. Jeszcze Oscar...
- Córeczko życie nastolatki nie jest proste, sama przez to przechodziłam. Musisz jakoś dać radę. Zobaczysz, gdy oboje z Felixem wyjdziecie ze szpitala wszystko będzie dobrze. A jak wyglądał wasz wypadek?
- Nie chce o tym rozmawiać - powiedziałam.
Łzy już mi nie leciały, chciałam teraz porozmawiać z Felixem jednak to było nie możliwe.
Siedziałam tak z mamą jeszcze przez pół godziny.
- Słoneczko, ja się już muszę zbierać. Ale właśnie! Mam coś dla ciebie! - krzyknęła.
Zaczęła wyjmować z torebki moje różne kosmetyki, szczotkę i co najważniejsze telefon.
- Znaleźli to wszystko w aucie Felixa po wypadku. Masz szczęście, że telefon był przykryty ubraniami i się nie potłukł.
- Dzięki mamuś - powiedziałam i pocałowałam ją w policzek.
Zanim wyszła spojrzała jeszcze raz na szafkę. Po chwili zapytała:
- Od kogo masz te ładne kwiaty?
- Od Oscara - odpowiedziałam.
Kobieta uśmiechnęła się tylko, po czym wyszła.
Właśnie Oscar...
Przeprosił mnie za wszystko, pomógł mi we wszystkim po wypadku. Może się zmienił i trzeba dać mu drugą szansę?


-----------------------------------------------------------------------

Rozdział 23!!!! Już tu jesteśmy!
Jak wam się podoba? Liczę na wasze opinie! Jak widzicie Ashley odzyskała swoje wspomnienia. Mam nadzieję, że się cieszycie :). Dzisiaj jeszcze postaram się dodać nowe piosenki na ten pasek, żeby było coś nowego, bo pewnie te wam się już znudziły. Teraz pytanie do was chcecie spokojne nutki czy jakieś energiczne?
Przy okazji możecie wejść na bloga mojej koleżanki:
http://zazakretemas.blogspot.com/
Jest świetny polecam wam go!
Widzimy się z następnym rozdziałem za tydzień (jak zawsze w sumie)! Komentujcie!