poniedziałek, 2 listopada 2015

NOWY BLOG!!!!!

Zapraszam wszystkich na nowego bloga!
http://changeffiction.blogspot.com/
Na razie są tylko bohaterowie, ale już nie długo będzie prolog. 
Zapraszam :)

sobota, 10 października 2015

EPILOG

Rehab - Warto posłuchać do tego rozdziału.

-----------------------------------------------------------------------------

Tak właśnie kończy się moja historia. Całe to bagno, w którym siedziałam nie wróci. Moje życie teraz? Wszystko się układa. Razem z Felixem zdecydowaliśmy się wyjechać z tego miasta. Każde z nas miało złe wspomnienia i woleliśmy resztę swoich dni, spędzić w innym miejscu. Nasi rodzice byli trochę wkurzeni, że opuszczamy ich i naszych przyjaciół. Jednak po chwili sami zrozumieli, że jesteśmy dorośli i mamy prawo podejmować własne decyzję.
Naomi strasznie płakała, kiedy ją poinformowałam o naszej decyzji. Zepsułam trochę jej plany na wspólne studia i pracę. Trochę zrobiło mi się smutno i miałam wtedy chwilę zawahania. Nagle pomyślałam sobie, że moja przyjaciółka i tak sobie poradzi beze mnie, znajdzie nową paczkę znajomych i wkrótce o mnie zapomni. Oczywiście nie powiedziałam jej tego wprost, zaczęłam ją pocieszać i obiecałam, że będę przyjeżdżać i ją odwiedzać. Tak naprawdę, nie miałam zamiaru tu wracać. Dlaczego? Ponieważ jest tu za dużo wspomnień. Co z moją mamą? Jest szczęśliwa, ostatnimi czasy poznała kogoś. Nazywa się Tom i jest przystojnym brunetem, który pracuję w dużej korporacji. Ma tyle lat, co moja mama, więc na pewno się dogadają. Na razie chodzą na randki, ale słyszałam, że już planują wspólnie zamieszkać. Jednak nie w tym mieście. Tak samo, jak ja planują się wyprowadzić, a nasz dom ma zostać sprzedany. Powinno mi być z tego powodu smutno, ale jakoś mam odwrotne uczucia. Tak, wiem to dziwne.
Co z rodziną Felixa? Oni jak moja mama, wyprowadzają się. Mają dość tego miejsca. Wyjeżdżają do Dallas, gdzie mieszka siostra taty Felixa. Mam nadzieję, że będą tam szczęśliwi. Co z Oscarem? Siedzi w więzieni i raczej długo stamtąd nie wyjdzie. Okazało się, że był poszukiwany przez kilka miasteczek, podobno handlował narkotykami, czy coś takiego. Nie wiem, nie interesowało mnie to, kiedy wyszłam ze szpitala. Na całe szczęście nie musiałam składać zeznań w sądzie, wystarczyło tylko to, co powiedziałam policjantowi w szpitalu. Jak się czuję? Ze mną wszystko w porządku, leżałam na oddziale około tygodnia, potem wszystko wróciło do normy. Rany się zagoiły i wróciłam do normalnej wagi. Z moją psychiką też jest wszystko w porządku. W pierwszych tygodniach, kiedy to wszystko się skończyło, chodziłam do psychologa, ale tylko dlatego, że mama mi kazała. Kobieta, która przeprowadzała ze mną sesje, mówiła, że to w ogóle nie jest mi potrzebne. Jednak mamusia się uparła. Oczywiście na początku była też przeciwko temu, żebym spotykała się z Felixem. Nie ufała mu, po tej całej akcji. Na szczęście potem jej przeszło, bo musiała widywać go codziennie. No właśnie, jak z Felixem? Lepsze pytanie byłoby, jak z nami. Bo tak naprawdę, każdą minutę spędzamy razem, praktycznie w ogóle się nie rozstajemy. Jest nam ze sobą najlepiej. Można powiedzieć, że jesteśmy "goal", przytulamy się, całujemy, ale też wygłupiamy i zachowujemy się jak najlepsi na świecie przyjaciele. Mam nadzieję, że tak zostanie do końca świata. Na ten czas nie wyobrażam sobie życia bez niego. Kiedy leżałam w szpitalu, myślałam o tym wszystkim - wypadek, kłamstwa, kłótnie. Tak naprawdę przez cały ten czas, to Felix starał się mnie chronić i kochał mnie. Tylko byłam na tyle głupia, żeby tego nie widzieć. On się starał, a ja odpuściłam. Żałuję tego. Żałuję wszystkiego, a najbardziej tego, że wybrałam Oscara, chociaż dobrze wiedziałam, że kocham tylko tego głupiego blondyna, który ma szalone pomysły i je bardzo dużo, a jest niewiarygodnie chudy. Wreszcie, co ze studiami i pracą? Wszystko jest załatwione. Będę chodzić na najlepszy uniwersytet w kraju, więc to chyba lepiej niż gdybym została. No cóż, a praca? Praca dla lekarza zawsze się znajdzie.
A praca dla Felixa? Co on w ogóle robi? Pracował dla firmy Apple, zajmował się różnymi sprawami, od wypłacania pensji pracownikom do zwykłego odbierania telefonów, jeśli ktoś miał problem. Dziwne, ale zarabiał przy tym naprawdę dużo i mógł pracować w domu. Teraz zatrudnia się w jakiejś firmie korporacyjnej na dziale finansów. Jak wyobrażam sobie nasze życie w obcym mieście? Normalnie, mamy siebie i na pewno razem przetrwamy. Sami chcieliśmy zacząć od nowa, z dala od przeszłości. W przyszłości na pewno się jeszcze przeprowadzimy i będziemy mieli dzieci. Mam nadzieję, że będziemy mieli jak najmniej kłótni i razem przetrwamy wszystko.
Gdzie teraz jestem?
Siedzę w samochodzie z Felixem. Jedziemy właśnie w stronę naszego nowego życia. Mam otwartą szybę, wiatr owiewa mi włosy, słońce świeci. Jest idealna pogoda na zaczęcie nowej drogi. Patrzę na niego zza okularów przeciwsłonecznych. Po raz pierwszy, wiem, że jadę w dobrym kierunku z odpowiednią osobą.
- Felix - powiedziałam i złapałam go za rękę.
- Tak? - odpowiedział pytając.
Przez ułamek sekundy spojrzał się na mnie, a potem znów wrócił wzrokiem na drogę.
- Uda nam się? - zapytałam, czując pewien niepokój.
- Nie - odparł.
- Co?! - krzyknęłam.
- Żartuję - zachichotał.
- Nienawidzę cię - przywaliłam mu z pięści w ramię.
Oboje zaczęliśmy się śmiać.
Felix nagle zjechał samochodem na pobocze.
- Co robisz? - zdziwiłam się.
- Martwisz się? - spytał i zgasił silnik samochodu.
- Trochę tak, ale wierzę, że nam się uda.
- Wszystko nam się uda, dopóki jesteśmy razem. Dużo się nauczyliśmy przez ten rok i wiemy, że nie potrafimy bez siebie żyć. Kocham cię, jak nikogo innego. Jesteś moją miłością i nikt, ani nic tego nie zmieni.
Nasze wargi złączyły się do pocałunku. Smak jego ust dodaje mi sił i najchętniej całowałabym go cały czas. Odkleiliśmy się od siebie i po chwili spojrzeliśmy sobie nawzajem w oczy. Felix pogładził mnie dłonią po policzku.
- Chciałabyś coś dodać albo skomentować, do tego, co powiedziałem?
Wiedziałam, że czeka na słowa "Kocham cię równie mocno" i tego typu rzeczy. Zastanowiłam się przez chwilę, czy mam mu to powiedzieć, bo przecież słyszał to ode mnie dwa razy częściej niż sam to mówił.
- Jesteś idiotą - odparłam, śmiejąc się.
- Ale twoim idiotą - odpowiedział.




------------------------------------------------
Koniec!
Tak, to już koniec tego fanfiction.
Jest to smutne, żegnać mi się z wami. Mam nadzieję, że nie zawiodłam waszych oczekiwań i całe opowiadanie wam się podobało.
Z następnym ff ruszam w grudniu, jeśli chcecie więcej informacji, albo chcecie być na bieżąco to zapraszam na mojego tt @perfectfel.
Jeśli nie, to oświadczam, że tutaj też wstawie w grudniu linka do nowego ff. Więc też możecie obserwować mojego bloga :).
Komentujcie i piszcie wasze opinie :)
Do zobaczenia w grudniu!






sobota, 3 października 2015

ROZDZIAŁ 37

Siedziałam na murku wpatrując się w jego oczy, byłam wreszcie wolna i szczęśliwa. Do tego wszystkiego najważniejsza osoba w moim życiu stała tuż obok mnie. Wiedziałam, że on w końcu po mnie przyjdzie i zrobił to w odpowiednim momencie, bo Oscar przygotowywał się, aby mnie kolejny raz uderzyć. W sumie powinnam pojechać do szpitala, ale najpierw chce zobaczyć, jak zabierają tego idiotę do radiowozu. Oparłam swoje czoło o głowę Felixa i wsłuchiwałam się w jego nierównomierny oddech.
- Felix - szepnęłam.
Nie miałam siły na powiedzenie czegoś głośno, byłam wykończona fizycznie jak i psychicznie.
- Tak kochanie? - zapytał i uniósł oczy ku górze.
Nie mogłam uwierzyć, że to wszystko się już skończyło. Teraz wiem, że będzie już lepiej i nie zostawię Felixa dla nikogo innego. To co się wydarzyło przez ostatnie pół roku wywarło na mnie duży wpływ, jednak jestem pewna, że od dziś już wszystko będzie lepiej.
W pewnym momencie zorientowałam się, że zaczęły lecieć mi łzy po twarzy.
- Nie płacz - oznajmił blondyn i pogłaskał mnie dłonią po policzku.
Uśmiechnęłam się, tak, po raz pierwszy od długiego czasu, wykonałam ten niewinny ruch.
- To łzy szczęścia - odpowiedziałam wciąż po cichu.
Moja miłość wyciągnęła ku mnie ręce, a ja schyliłam się żeby go przytulić. Wtem on oplótł mnie w pasie, natomiast moje nogi powędrowały na jego biodra. Przytulaliśmy się tak około pięciu minut, aż nagle przeszło mi przez myśl, że jest mu pewnie ciężko.
- Może już zejdę, co? - spytałam.
- Dlaczego? - zaśmiał się.
Jak ja dawno nie słyszałam tego dźwięku. Przez to przypomniało mi się, jak spędzaliśmy ze sobą prawie każdy dzień i śmialiśmy się na okrągło.
- Ashley! - krzyknął zdenerwowany.
- Przepraszam zamyśliłam się, nie jestem ciężka?
- Chyba przytyć powinnaś, Oscar w ogóle pozwalał ci jeść? - zmartwił się.
- Tak, tylko bardziej niż o jedzenie martwiłam się o swoje życie - zachichotałam.
Jednak on nie zaśmiał się, nie było to dla niego w żadnym stopniu zabawne.
Postawił mnie na ziemie i schował ręce do kieszeni. Jego głowa opadła na dół, a twarz przykryły włosy.
Nagle usłyszałam jego szloch.
- Ej Felix co jest? - zapytałam podnosząc jego blond grzywkę do góry, żeby ujrzeć jego twarz.
- Po prostu już nie mogę dłużej słuchać tego, jak on cię krzywdził, bo to moja wina - odparł.
- Nie, to nie...
- Tak, to jest moja wina - przerwał mi.
Nic nie odpowiedziałam, wiedziałam, że zaraz wszystko mi wyjaśni i dowiem się czegoś złego.
- Posłuchaj to było tak, że tego dnia, kiedy u ciebie nocowałem, po wyjściu z twojego domu, spotkałem go. Chciał ze mną porozmawiać, więc pojechaliśmy do mojego domu na ogródek i tam zaczął mi go grozić. To znaczy nie tylko mi, a także mojemu młodszemu bratu. Powiedział, że jak sobie ciebie nie odpuszczę, to mnie i mojemu bratu coś się stanie, obstawiałem, że nie tylko mojemu bratu ale także mojemu tacie i twojej mamie. Wiedziałem, że nie kłamał, Oscar był człowiekiem zdolnym do wszystkiego. Był też jeszcze jeden powód tego wszystkiego, kiedy jechał z moją mamą samochodem tego dnia, co zginęła. Podobno, gdy samochód się palił wyciągnęłaś Oscara z auta, a mojej mamy nie udało ci się, wezwałaś wtedy pogotowie i policję. Jednak, kiedy przyjechali było już za późno. Miałaś wtedy osiem lat, więc nie wiedziałaś, że to byli moi najbliżsi. Dziwne nasze losy się już wtedy jakoś połączyły - uśmiechnął się na te słowa - Byłem zszokowany, na początku nie chciałem uwierzyć w tą historię. Potem natomiast Oscar powiedział mi, że potem przez lata szukał ciebie i gdy już cię znalazł i chciał się zobaczyć, byłem wtedy z tobą tzn. nie byliśmy razem, tylko to był właśnie ten dzień na basenie. To wszystko jest strasznie pogmatwane, ale tak właśnie było. Nie chciałem z ciebie rezygnować, ale nie miałem wyjścia i przestałem się do ciebie odzywać. Jednak tamtego dnia, kiedy zobaczyłem cię na schodach u niego w domu, byłem jednocześnie szczęśliwy, jak i zły. Zadawałem sobie cały czas pytanie jakim cudem, tak szybko jesteście razem. Przecież to mnie powinnaś kochać. Jednak wieczorem, gdy zaczął cię dotykać, a ty krzyczeć, nie wytrzymałem. Musiałem cię stamtąd zabrać, już wtedy, kiedy wyszliśmy miałem ochotę cię przytulić i powiedzieć, jak bardzo mi cię brakuję, ale nie mogłem. Cały czas miałem obraz swojego brata całego we krwi, przed oczami. Wtedy niestety sypnąłem ci o jakimś układzie, strasznie się o to wypytywałaś, nawet nie wiesz jak strasznie chciałem ci wszystko wyjaśnić i przeprosić. Bardzo długo szukałem rozwiązania, jakby tu znowu być z Tobą, albo spotykać się tak, żeby Oscar się o niczym nie dowiedział, jednak nie znalazłem nic, zero pomysłów. Dlatego podczas tamtej jazdy, tak strasznie się wkurzałem. Byłem wściekły na niego, ciebie i siebie. Jak wiesz, to wszystko doprowadziło do wypadku, kolejnego jebanego zdarzenia, które nigdy nie powinno mieć miejsca. Za to chciałbym cię również przeprosić, cierpiałaś przez takiego dupka, jakim jestem. - zaczął znowu płakać - W szpitalu, kiedy ocknąłem się przy Tobie, nie potrafiłem udawać kolejny raz dupka bez uczuć i  musiałem cię przytulić. Poczułem wtedy, jak mi jest źle bez ciebie. Dajesz mi zapach wolności w moim życiu i wiem, dzięki Tobie, że wszystko jest możliwe, jeśli się tego pragnie. Niestety, potem do mojej sali przyszedł Oscar, który rozkazał mi udawać, że straciłem pamięć. Była to najgorsza rzecz, jaką musiałem zrobić kiedykolwiek w moim życiu. Można byłoby powiedzieć, że to jest jakaś kara za grzechy. Za to, jaki kiedyś byłem dla ludzi. Na szczęście wierzyłaś w to, że kiedyś odzyskam pamięć i przychodziłaś do mnie bardzo często, z czego się ogromnie cieszyłem. Bo mogłem wykorzystać tę sytuację na moją korzyść i udawać, że z twoją pomocą wszystko sobie przypominam. Jednak okazało się, że mówiłaś o tym wszystkim Oscarowi, a raczej pisałaś w smsach. Więc pewnego dnia do mnie przyszedł i kolejny raz mi zagroził. Wtedy zrobiłem to, co było konieczne, poprosiłem pielęgniarkę, aby cię już do mnie nie wpuszczała. Wtem po raz pierwszy po stracie matki, tak strasznie płakałem. Łzy leciały mi całą noc i następny cały dzień. Nie mogłem przeżyć tego, co ci zrobiłem. W ogóle nie umiałem się pozbierać po tym wszystkim. Potem po kilku miesiącach, gdy dowiedziałem się, że chcesz zamieszkać z Oscarem cały ból powrócił, nie myślałem, że kiedyś, będę kochać kogoś tak bardzo, jak ciebie. Dlatego teraz, chcę cię przeprosić za wszystko, za to, że rozpieprzyłem ci życie. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie myślałam, że to wszystko tak wyglądało. Jedyne, co teraz wiem, to, że Felix chciał dobrze i bez względu na  wszystko mnie kocha, a ja kocham jego. Powinniśmy zostawić to za sobą i ruszyć na przód, nie wspominając złych chwil. Chce z nim spędzić resztę mojego dziwnego życia i będę walczyć z każdym, żeby to się spełniło.
- Felix spójrz na mnie! - rozkazałam mu.
Uniósł głowę do góry.
- Mam gdzieś to, co zrobiłeś. Było minęło, oczywiście jestem w szoku i smutno mi, jak to wszystko słyszę. Jednak chcę być z Tobą i... - chciał mi przerwać - daj mi dokończyć.  Na twoim miejscu pewnie postąpiłabym tak samo, kocham cię i mam gdzieś przeszłość.
Przytuliłam go.
- A to z moją mamą to prawda? - zapytał.
- Tak, kiedy podeszłam do tego samochodu, chciałam wyciągnąć najpierw twoją mamę, ale ona wskazała na niego i ostatkiem sił powiedziała, żebym to jego wydostała.
Tylko westchnął.
- Posłuchaj, cieszmy się, że jestem cała i zdrowa - wysiliłam się na największy uśmiech.
- Masz racje - odpowiedział.
Nagle oboje usłyszeliśmy trzask drzwi i zobaczyliśmy wychodzących policjantów z budynku. Po chwili ujrzeliśmy też bujne blond włosy w kajdankach.
- Wreszcie! Należało mu się! - warknął Felix.
Przytrzymałam go za ramiona i odparłam:
- Spokojnie. Teraz wszystko się ułoży, zobaczysz.
W głębi duszy wiedziałam, że to co mówię jest prawdą.
Felix spojrzał na mnie, złapał moją twarz w dłonie i pocałował mnie. Znowu te same ciarki i jego wargi pasujące idealnie do moich ust. Ten sam ciepły i przyjemny oddech. Tego potrzebowałam od dawna.
Kiedy skończyliśmy, blondyn wziął mnie za rękę i poprowadził do swojego samochodu.
- Przyszła pora na zawiezienie cię do szpitala - zaśmiał się.
Po raz pierwszy czuję, że to wszystko się skończyło. Ta cała przygoda z Oscarem i tymi tajemnicami. Wszystkie chwile, które przeżyłam nauczyły mnie bardzo wiele. Były to lekcje, których nigdy nie zapomnę.


------------------------------------------------------------
Został tylko epilog!
To już prawie koniec :( smutno mi z tego powodu, bo już za tydzień się żegnam i przez pewien czas nie będę w ogóle pisać. Potrzebuję trochę odpoczynku, bo ostatnio prawie czasu dla siebie nie mam. Mam nadzieję, że ten rozdział wam wiele wyjaśnił i mam nadzieję, że się spodobał. Oczywiście liczę na to, że nie zawiedliście się na tym ff.
Komentujemy!


sobota, 26 września 2015

ROZDZIAŁ 36

                                                 Felix pov

Dochodziła dziewiąta wieczorem, całą czwórką staliśmy przed mieszkaniem Ashley. Stałem oparty o samochód i bawiłem się małą zapalniczką.
- Felix przestań! - warknęła na mnie Naomi.
Wszyscy byliśmy podenerwowani. Nikt z nas nie wiedział czy uda nam się to, co zaplanowaliśmy. Było duże ryzyko niepowodzenia, ale czego się nie robi dla miłości. 
Ogge poszedł rozejrzeć się po najbliższej okolicy. W tym czasie widziałem, jak Omar sprawdza wszystkie bronie i poprawia swoje czarne skórzane rękawiczki. Zupełnie nie mam pojęcia, po co on je wziął ze sobą. Czy on liczy na to, że nie będzie miał siniaków? Uśmiechnąłem się pod nosem i zdałem sobie sprawę, jak Ashley może teraz wyglądać. Cała w siniakach i ranach, pewnie jest wychudzona i ma wory pod oczami. Na tą myśl krew zaczęła mi szybciej pulsować, poczułem jak skoczyła mi adrenalina. Miałem ochotę pobiec do tego budynku i jak najszybciej wydostać stamtąd moją miłość. Naomi spojrzała na mnie i powiedziała:
- Uspokój się! Robimy tak, jak planowaliśmy.
Nagle usłyszałem wibrację w kieszeni kurtki. Wyjąłem telefon i nacisnąłem zieloną słuchawkę.
- Zaczynamy akcję! - usłyszałem głos Ogge'go, który był wyraźnie podekscytowany.
Po kilku minutach już go zobaczyłem. Powoli zbliżał się do swojego zadania, zanim jednak wszedł, kiwnął nam głową. Następne kilka minut to był horror, w życiu się tak nie denerwowałem. Cała nasza trójka zaciskała pięści i szczęki. Sam w duchu modliłem się o to, aby to wszystko wypaliło. 
Wtem zauważyłem dwie postacie wychodzące z wieżowca. To już się zaczęło.
Ruszyliśmy na ratunek, kiedy portier i nasz przyjaciel byli wystarczająco daleko, aby nas nie zauważyć. Pobiegliśmy to windy najszybciej jak potrafiliśmy. Naomi nacisnęła dziesiątkę i w końcu ruszyliśmy na górę.
- Omar przygotuj się - oznajmiłem ostrym tonem.
Chłopak spojrzał na mnie i kiwnął głową.
Po kilku sekundach usłyszeliśmy pyknięcie, co oznaczało, że wina dojechała.
- Stójcie! - krzyknęła dziewczyna.
Wyjrzała głową na korytarz, sprawdzając czy nikogo nie ma.
- Czysto - powiedziała i machnęła ręką.
Spokojnie poszliśmy na sam koniec holu, gdzie znajdował się nasz cel dzisiejszej misji. Widziałem, że każdy z nas jest przerażony. Boimy się, bo tak naprawdę nie wiemy, co się za chwilę wydarzy.
- Przygotuj się! - rozkazałem przyjaciółce Ash.
Ta wyjęła broń z tylnej kieszeni spodni i odbezpieczyła ją. Oboje odsunęliśmy się kawałek, aby zrobić miejsce mojemu kumplowi na wyważenie drzwi. Nagle Omar przypomniał sobie o jednej rzeczy.
- Chwila! Muszę wysłać wiadomość mojemu koledze z policji.
Nasz plan zaczął się psuć, mieliśmy to zrobić dużo wcześniej, a nie w takiej chwili. Mam nadzieję, że Ogge wymyślił jakąś dobrą wymówkę. Po chwili sam spojrzałem na komórkę, żeby upewnić się, że nie dostałem żadnego sms. 
- Dobra - odparł ciemnowłosy - za kilka minut tu będą - uśmiechnął się.
Nic nie odpowiedziałem, spojrzałem tylko na drzwi, których zaraz miało tu nie być. Mój przyjaciel zrobił kilka przysiadów, a następnie kopnął w drewno całą siłą. Rozleciały się na pół i zrobiły ogromny hałas. Jednak w tym momencie zależało mi tylko na niej. Jako pierwszy wszedłem do środka. Zobaczyłem pełno potłuczonych rzeczy na podłodze i dostałem ataku szału. Miałem milion myśli, co teraz mógł robić Ashley. Nagle zauważyłem go, jak wychodził z jakiegoś pokoju bez koszulki. Chciałem go zabić. Jeśli ją tknął, to już kurwa nie żyję. Oscar był wyraźnie wkurzony tym wtargnięciem, ale zanim zdążył coś powiedzieć, leżał już na ziemi z krwawiącym nosem. Do mieszkania weszli wtedy Omar i Naomi z broniami w dłoniach. Celowali w niego... Tego chorego idiotę.
- Mam nadzieję, że jej kurwa nie przeleciałeś! - wskazałem palcem na jego wykrzywioną z bólu twarz. 
Wszystko we mnie płonęło ze złości, miałem ochotę go wziąć za te kudły i wyrzucić przez okno, a potem patrzeć jak zbierają go z ulicy.
- A co jeśli to zrobiłem? - zapytał ze śmiechem, leżąc na podłodze.
Stanąłem nad nim w rozkroku, następnie przykucnąłem i zacząłem okładać go pięściami. Miałem nadzieję, że go to boli, tak jak bolało mnie, przez te wszystkie miesiące bez niej. Nagle poczułem, jak ktoś odpycha mnie rękami od niego i wtedy się opanowałem. Oscar dalej zachowywał ten swój uśmieszek na mordzie, ale nie było mi go szkoda.
W tym momencie usłyszałem dobiegające z drugiego pomieszczenia ciche:
- Felix
Oczy mi się poszerzyły. Natychmiast pobiegłem do niej, jednak to co ujrzałem, przechodziło moje najszczersze oczekiwania. Ashley siedziała skulona obok łóżka w mojej za dużej białek koszulce. Je prawe ramię było odsłonięte i było widać na niej fioletowe siniaki. Jej twarz była pokryta krwią, zresztą tak, jak jej brzuch i nogi. Próbowała wstać, ale widać było, że jest na to zbyt słaba. Kucnąłem przy niej i wyciągnąłem do niej ręce. Ona natomiast uśmiechnęła się. Niesamowite było to, że ona wciąż potrafi się cieszyć, mimo że jest tak kiepsko. Jest to jedna z rzeczy, które w niej kocham. 
Położyłem swoje dłonie na jej tali i podniosłem ją, następnie przełożyłem Ash przez ramię i ruszyłem w stronę wyjścia. Czułem się, jak super bohater. W "drzwiach" spotkałem grupę policjantów, która wbiegała do mieszkania i zaczęła mierzyć do Oscara bronią. Wreszcie chłopak zasłużył na swoją karę, za wszystko. Ostatnie, co usłyszałem był Omar witający się ze swoim kumplem z policji.
Ja szedłem w stronę windy z moją miłością na plecach, która była już bezpieczna. W windzie postawiłem ją obok siebie i jeszcze raz na nią spojrzałem.
- Musiałem - powiedziałem, jakby przepraszając za tą całą sytuację.
Ona nic nie odpowiedziała. Wtuliła się we mnie ze wszystkich sił i zaczęła płakać. Odwzajemniłem uścisk i pocałowałem ją w głowę.
- Już zawsze będę przy tobie - obiecałem.
Po chwili byliśmy już na parterze, gdzie siedziało mnóstwo policjantów. Widziałem, jak nakładają kajdanki portierowi, a Ogge'go przesłuchują. Kiedy wysiedliśmy z windy, jakaś kobieta do nas podeszła z szklanką wody i szepnęła coś Ashley na ucho. Ta jednak pokręciła głową, nie wiedziałem o co chodziło, ale cieszyłem się, że jest teraz ze mną i nigdzie nie musi iść. Chciałem jej wszystko powiedzieć, a przede wszystkim wytłumaczyć i przeprosić za to, co wycierpiała, bo to przeze mnie tego doświadczyła. Wyszliśmy razem na zewnątrz i posadziłem ją na wysokim murku tak, że kolana miała przy mojej klatce piersiowej. 
Spojrzałem na nią i powiedziałem:
- Przepraszam za wszystko.
Schyliłem głowę, a ona podniosła ją i pocałowała mnie tak, jak kiedyś. Znów poczułem jej ciepłe wargi na sobie. Czułem jakbym znów oddychał.



-----------------------------------------------------------------------------
Tak wiem, rozdział nie jest długi!
Przepraszam, ale naprawdę nie mam zbytnio czasu na pisanie. Swój cały wolny czas przeznaczam na to, więc mam nadzieję, że to docenicie i skomentujecie. Został tylko 1 rozdział do końca + epilog. Za 2 tygodnie się żegnamy :( 
Jednak nie na zawsze, ponieważ planuję już w grudniu wrócić z nowym ff, które będzie o wiele lepsze.  
Komentujemy i piszemy co sądzimy! :)


sobota, 19 września 2015

ROZDZIAŁ 35

                                                  Naomi pov

Ta cała historia Felixa była jednocześnie dziwna i pogmatwana. Wielu rzeczy nie rozumiem, ale chyba nie ma czasu na wyjaśnianie ich. Najważniejsze teraz jest to, żeby uwolnić Ashley. Powinna się też dowiedzieć całej prawdy, ale to na razie odkładam na dalszy plan.
- Co o tym wszystkim myślisz? - zapytał mnie blondyn.
Siedziałam cicho, nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć. Z jednej strony mamy wyjaśnienie, dlaczego Oscar taki jest, ale z drugiej strony to jest chore. Poza tym nie wiemy, czego jeszcze spodziewać się po tym człowieku.
Siedziałam zamyślona, obracając pustą szklanką po wodzie. Zastanawiało mnie, w jaki sposób pomożemy mojej przyjaciółce. 
- Ej! - Felix klasnął mi dłońmi przed oczami.
Od razu się ocknęłam.
- Tak? - odpowiedziałam.
- Musimy działać. Teraz! - rozkazał mi chłopak.
- Tylko, co możemy zrobić? Kto nam może pomóc? - prawie płakałam. Bałam się, że wszystko jest stracone i nie mamy już żadnych szans.
- Przede wszystkim, bądź spokojna. Panika w niczym nam nie pomoże, a raczej utrudni. - uspokajał mnie.
Wzięłam kilka wdechów.
- Bardzo dobrze. Mam pewien pomysł, ale musimy do niego zaangażować Ogge'go i Omara. 
- Super dwóch kolesi, których nie znam - zirytowałam się. Skrzyżowałam ręce na piersi, oparłam się placami o krzesło i spojrzałam na blondyna spode łba.
- Oni są bardziej godni zaufania niż ja - przekonywał mnie.
- Sama nie wiem - odparłam.
Wiem, że są to jacyś jego znajomi. Jednak nie mamy stu procentowej pewności, czy nie wydadzą naszego planu przed Oscarem. 
- To tylko jedno spotkanie z nimi - błagał.
- No dobra - oznajmiłam.
- Tak! - krzyknął - Piszę do nich.
Nie byłam do końca przekonana, ale ja i Felix nie damy sobie sami rady.
Przez następne kilka minut siedziałam i gapiłam się na chłopaka, który cały czas się szczerzył do telefonu. 
- Wysyłacie sobie pornograficzne fotki, że tak się śmiejesz?! - prychnęłam.
- Nie. - o mało, co nie wybuchł śmiechem - Przepraszam, ale zaczęliśmy rozmowę o ...
Spojrzał na mnie i widział, że jestem wkurzona. Siedziałam tu i traciłam czas, tylko po to, żeby dowiedzieć się, czy jego koledzy nam pomogą. Tymczasem on sobie zaczął z nimi konwersację. Boże...
- Przepraszam - powiedział.
Przewróciłam oczami.
- Gdzie się z nimi umówiłeś? - zapytałam chamsko.
- W garażu Omara, jest to dobre miejsce na planowanie tego typu akcji - uśmiechnął się.
- Skąd wiesz?
- Tego osobiście wolałbym ci nie mówić. - odparł.
Nigdy nie pojmę tego, jakim cudem ten chłopak spodobał się Ashley.
Wstaliśmy razem z Felixem od stolika. Podeszłam do baru w tej kawiarni i zapłaciłam rachunek. Trochę wstyd mi, że nie oddałam mu rachunku, ale w sumie to ja, go tu zaprosiłam. Następnie wyszłam na zewnątrz, gdzie blondyn już na mnie czekał. Stał oparty o ścianę budynku. Gdy mnie zobaczył, od razu  podszedł i zapytał:
- Jedziemy?
- No tak - odpowiedziałam.
Kierowałam się w stronę przystanku autobusowego, kiedy usłyszałam głośnie chrząknięcie.
- To nie ta strona - powiedział Felix.
Odwróciłam się i zobaczyłam jak stoi przy czarnym samochodzie.
- To twoje? - zapytałam zaskoczona.
- No tak, a co myślałaś, że nie mam auta - zaśmiał się.
Kolejny raz przewróciłam oczami.
Podeszłam do pojazdu. Wyglądał na bardzo drogi. W sumie jestem ciekawa czy sam zarobił na nie, czy może od rodziców dostał. Właściwie to ciekawi mnie dużo rzeczy jak np. czy pracuję, jeśli tak to gdzie?
Usiadłam na tylnym siedzeniu. Oparłam głowę o szybę i próbowałam się skoncentrować i trochę uspokoić, jednak nie wyszło mi to, przez Felixa.
- Czemu nie usiadłaś na przodzie? - zapytał.
- Bo nie - rzuciłam i ponownie zamknęłam oczy.
Przez resztę drogi nie odzywaliśmy się do siebie ani słowem. Po pół godzinie dojechaliśmy na miejsce. Domek, który zobaczyłam, był bardzo szeroki i miał może jedno piętro. Ogródek był piękny, pełno wszędzie kwiatów i krzewów.
- Serio on tutaj mieszka? - zapytałam zszokowana.
Wysiadłam z samochodu i nie mogłam wyjść z podziwu dla tego miejsca.
- Tak właściwie to dom jego mamy. On ma swoje mieszkanie w centrum, jednak od czasu do czasu tu wpada.
Stanęłam przed furtką. Głupio mi było wejść, zwłaszcza że nie znam Omara ani jego mamy. Felix zauważył moją nie pewność, więc sam otworzył małe białe drzwiczki i wpuścił nas na teren Rudbergów. Poszłam za nim w stronę garażu, tam też podobno mieli na nas czekać chłopacy. Stanęliśmy przed wjazdem, który ciągnął się w dół.
- Serio mają podziemny garaż? - zdziwiłam się.
- Tak. To Omar, on zawsze ma wszystko najlepsze - zachichotał.
Opadła mi szczęka. Jego cały dom wygląda zniewalająco, a teraz ten garaż taki ukryty. Widać, że jego rodzinie się powodzi.
Nagle brama się podniosła, a Felix ruszył w stronę wejścia.
Szłam za nim. Gdy weszłam do środka, moje zaskoczenie było jeszcze większe niż wcześniej. Całe pomieszczenie było dwa razy większe niż jego dom. Znajdowało się tutaj koło pięćdziesiąt różnych samochodów. Do koloru do wyboru. Małe, duże, kolorowe, klasyczne, wszystkie, jakie tylko mogłeś sobie wymarzyć. 
- To wszystko jego? - szepnęłam.
- Tak - odpowiedział.
Pokazał mi ręką na drzwi, które znajdowały się kilkanaście metrów od nas.
- To tam - uśmiechnął się.
Już po chwili usłyszałam głosy dobiegające z tamtego pokoju.
- Nie! Ja to rozłożę!
- Słuchaj! To moje biuro i to ja tu będę rządził.
- Jezu...!
Zachichotaliśmy cicho z Felixem i zapukaliśmy do drzwi. 
- Idź, otwórz drzwi! - powiedział głos zza ściany.
- Nie! To twoje biuro sam im otwórz - nabijał się z niego kolega.
Po nie całej minucie wejście do pomieszczenia otworzył nam chłopak w kręconych ciemnych włosach, który miał też ciemną karnację.
- Siema Felix - przywitał go, przybijając mu piątkę - A cóż to za piękność przyprowadziłeś? - obejrzał mnie od stóp do głów.
- To przyjaciółka Ashley, Naomi. - odpowiedział mu blondyn.
- Ach tak - mruknął chłopak - proszę, wejdź, ja jestem Omar - odparł.
- Naomi - podałam mu dłoń.
Kiedy znalazłam się w pokoju, rozejrzałam się dokładnie. Było to rzeczywiście biuro, ale nie takie zwykłe. Ściany były zrobione z czerwonej cegły, jednak pod wpływem światła wyglądały na pomarańczowe. Na środku stał ogromny stół, na którym leżała mapa. Na podłodze walały się papiery, a w głębi znajdowała się wielka szklana tablica z powypisywanymi imionami i jakimiś danymi. Było też jedno krzesło, akurat w tym momencie siedział na nim jeszcze jeden chłopak, który wydawał się dość cichy. Domyśliłam się, że to musi być Ogge. Zerknęłam na niego, włosy miał lekko postawione do góry, był ubrany w jakieś luźnie cichy i wydawał się bardzo nieśmiały. Przywitał się z Felixem tak jak Omar, a potem cała trójka podeszła do stołu. Zrobiłam to samo i zobaczyłam, że mapa przedstawia plan naszego miasta. 
- Słuchajcie, musimy nasz "atak" przeprowadzić jak najszybciej się tylko da. Najlepiej, żebyśmy też jeszcze dzisiaj po nią poszli, bo nie wiadomo, czy Oscar nie zrobi jej czegoś gorszego. - oznajmił Felix, jakby był naszym przywódcą.
- Naomi była tam dzisiaj, więc proszę powiedz nam jak to wszystko w środku wygląda - powiedział.
Wszystkie oczy zwrócone były na mnie. Jednak nie przeszkadzało mi to, nigdy nie bałam się mówić do kogoś ani nawet występów publicznych.
- Więc tak - zaczęłam - zanim się wejdzie do windy - pokazałam palcem na mieszkanie Ash - jest portiernia, na której siedzi mężczyzna. Niestety nad nim kontrolę ma Oscar, zapewne zapłacił mu za wzywanie policji albo informowanie go kto przychodzi do budynku. Jestem też na sto procent pewna, że facet wie, jak nasza dwójka wygląda. - wskazałam na siebie i Felixa.
- Kiepsko - skomentował Omar i skrzyżował ręce na piersi.
Wszyscy byliśmy bardzo skupieni na wymyśleni jakiegoś planu działania.
- Winda znajduję się kilka metrów dalej. - pojechałam placem po mapie - Natomiast ich mieszkanie jest na ostatnim piętrze, gdzie również znajdują się kamery. - oznajmiłam - Jednak najłatwiejsza część to drzwi, można je otworzyć za pomocą wsuwki.
- Ale usłyszą, że ktoś majstruję przy wejściu. - odpowiedział Felix.
- Najlepiej będzie je po prostu wyważyć - odparł Ogge.
- Przecież to chore! - krzyknęłam z oburzeniem - Nie jesteśmy jakimiś antyterrorystami!
- Ale to najlepszy pomysł, chociaż nie wiemy, jak grube są te drzwi - odparł ciemnowłosy.
Wszyscy zamilkliśmy. Zaczęłam chodzić po pokoju i obgryzać skórki. Mieliśmy coraz mnie czasu, stres nas zżerał, a my nie umieliśmy wymyślić planu działania. Jestem zła na siebie samą, że nie mogę na razie w żaden sposób pomóc mojej przyjaciółce.
- Dobra zrobimy tak! - wpadł na pomysł Omar - Najpierw wchodzisz ty Ogge do budynku i zagadujesz portiera, ale tak, żeby wyszedł na zewnątrz. Wtedy wchodzi nasza trójka i lecimy  do góry. Kiedy jedziemy winą, dzwonię do mojego przyjaciela z policji, żeby przyjechał tu, ale anonimowo, bez sygnałów itp. Następnie wyważamy drzwi i ratujemy ją. Oczywiście bierzemy sprzęt chłopcy - uśmiechnął się do nich.
- Jaki sprzęt? - zapytałam przestraszona.
- Broń - odpowiedział z niewinnym uśmieszkiem Felix.
Bałam się trochę, nie byłam do końca przekonana co do tego wszystkiego. Jednak uratujemy Ashley i wreszcie uwolnimy ją od tego psychopaty.
Nagle zauważyłam, jak miłość mojej przyjaciółki patrzy na coś w telefonie. Podeszłam do niego. Było to dziwne, ponieważ pozostali przygotowywali się do akcji.
- Ej co się dzieje? - szepnęłam.
Pokazał mi telefon. Było na nim zdjęcie jego i Ash, jak się całują.
- Gdybym wiedział, że stanie jej się kiedykolwiek krzywda przez tego idiotę, nigdy nie wypuściłbym jej ze swoich rąk - łzy zaczęły mu lecieć po policzku.
- To nie jest twoja wina - oznajmiłam.
- Właśnie, że jest. Nie powinienem jej oddawać.
- Teraz ją odzyskasz - uśmiechnęłam się.
Przytuliłam go, wiedziałam, że tego potrzebuję.



-------------------------------------------------------
Hejo! To znowu ja!
3 Rozdziały do końca. Smutno trochę, ale potem rozpocznę nowe ff, jeśli będziesz chciał czytać to jakoś po 2 miesiącach od zakończenia tego opowiadania, pojawi się link do nowej historii. Możesz też obserwować mnie na tt ------ @perfectfel
Komentujemy! Jak wam się podobał rozdział?







sobota, 12 września 2015

ROZDZIAŁ 34

                       Felix pov

-Wspomnienia Felixa (kontunuacja rozdziału 19)-

Jechaliśmy z Oscarem do mojego domu, żeby porozmawiać. Jednak nie za bardzo miałem ochotę to zrobić. Szczególnie po tym, jakie zrobił numery Ashley i jak się zachowywał w stosunku do niej. Głownie chodzi mi o tą policję, bo kto normalny zostawia dziewczynę samą w takim miejscu, kiedy akurat zjawiają się tam gliny. Nie umie nawet być odpowiedzialny za jedną osobę. Jechałem niespokojny o to co się może wydarzyć na miejscu. Ma mi coś ważnego powiedzieć, a ja nie wiem czy powinienem mu zaufać, czy po prostu dać w mordę. Szkoda, że muszę już wracać. Wczoraj u Ashley bawiłem się świetnie, zresztą z nią nie da się nudzić. Ona zawsze poprawia mi dzień, jej uśmiech zastępuję mi słońce. Jest dla mnie wszystkim.
- Możesz włączyć radio, nie lubię jeździć w ciszy. - wyrwał mnie z rozmyśleń Oscar.
Dupek - pomyślałem od razu. Ale miał rację. Wolałem żeby grała muzyka, niż panowała niezręczna cisza.
Piętnaście minut później dojechaliśmy na miejsce. Wyszliśmy obydwoje w tym samym czasie i ruszyliśmy ku bramie do ogródka. Tam też Oscar chciał odbyć ze mną te niezwykle ważną rozmowę. 
Stanąłem kilka metrów od tylnego wejścia i zapytałem:
- Czego chcesz?
Oscar spojrzał w okno na pierwszym piętrze, a ja usłyszałem swojego brata, który krzyczy:
- Felix wróciłeś!
Miałem nadzieję tylko, że nie zejdzie tutaj. Błagałem i modliłem się o to w duszy. Jednak to wszystko było na marne. Josh zbiegał po schodach jak na szczęśliwe dziecko przystało. Patrzyłem tylko, kiedy będę musiał do niego podejść i kazać mu wracać do pokoju. Nie chciałem tego robić, ponieważ nie jestem typem brata, który wszystkiego zabrania i krzyczy na swoje rodzeństwo.
- Felix mam ... - wiedziałem, że już tu jest.
Patrzyłem tylko na Oscara, który obserwował małego chłopca stojącego w skarpetkach na trawniku.
Nie odwracając wzroku, warknąłem:
- Wracaj do domu Josh i zamknij wszystkie okna.
Nie usłyszałem odpowiedzi, ale wiem, że poszedł to zrobić. Jest dobrym dzieckiem, które rozumie co się do niego mówi. Wiem też, że można mu zaufać mimo, że ma dopiero pięć lat.
- Czy wreszcie się dowiem o co ci chodzi? - zapytałem wkurzony.
On spojrzał na mnie i powiedział:
- Ashley jest tylko moja.
- Co? - zdziwiłem się - O czym ty do jasnej cholery mówisz?
- Pamiętasz kodeks naszej czwórki?
- Mówisz poważnie? - zaśmiałem się - Przecież mieliśmy po siedem czy osiem lat.
Przewrócił oczami, a ja natychmiast spoważniałem.
- No tak pamiętam i co z nim? - wciąż chciało mi się śmiać.
- Pamiętasz też zapewne dzień, kiedy twoja mama zmarła. Przechodząc do rzeczy. Podwoziła mnie wtedy do domu, ponieważ było ciemno i nie chciała, żebym się włóczył po mieście. Była przemiłą kobietą, rozmawialiśmy wtedy trochę o moich rodzicach. Powiedziałem wtedy, że chciałbym być twoim bratem. Ona się zaśmiała i odpowiedziała:
"Twoi rodzice mimo pracy kochają cię każdego dnia mocniej. Robią wszystko z myślą o Tobie"
A potem nie było już nic. Zupełna ciemność. Wiem, że to właśnie wtedy wjechał w nas tir. Jednak przed samym przyjazdem karetki, pamiętam jeszcze jedną rzecz. Dziewczynę w moim wieku, która wyciągnęła mnie z auta na chodnik i zatamowała moją krwawiącą ranę na udzie. Powiedziała żebym się trzymał, bo wszystko będzie dobrze. Jak sam wiesz, następne co pamiętam, to był szpital.
Okres rehabilitacji i czas, w którym obwiniałeś mnie za wszystko, a ja nie wiedziałem dlaczego. Straciłem wtedy brata i było mi z tym źle. Nie umiałem sobie z tym poradzić. Od tych myśli oderwała mnie ta dziewczyna. Zacząłem się zastanawiać, gdzie mogę ją znaleźć i podziękować za wszystko. Szukałem jej ładnych kilka lat, aż w końcu mi się udało. Teraz zgadnij jak się nazywała.

Nie mogłem wydusić z siebie słowa.
- A-a-ashl-l-ley Kien? - zapytałem drżącym głosem.
- Dokładnie, a co najlepsze, że chciałem z nią porozmawiać tego dnia, kiedy była na basenie. Ale kogo tam spotkałem przy wejściu?
- Mnie - odpowiedziałem po cichu.
Ta historia wydawałaby się jak z filmu, gdyby nie to, że Oscara naprawdę ktoś wtedy uratował. Jednak nigdy nie interesowało mnie kto to był, ani dlaczego to zrobił. Lekarze mówili tylko, że dzięki niej on żyję.
- A wiesz, co znaczy kodeks - uśmiechnął się szyderczo.
- "Jeśli obu spodoba się ta sama osoba, ten, który pierwszy ją zobaczył ma prawo ją podrywać i z nią być" - zacytowałem.
- No właśnie, więc musisz z niej zrezygnować.
Stałem przez chwilę w milczeniu. W pewnym stopniu miał rację, ale nie pozwolę sobie odebrać osoby, która jest dla mnie najważniejsza na świecie, dlatego, że mieliśmy kodeks.
- Nie zrezygnuję z Ashley nigdy! - oświadczyłem.
Kogo obchodzi jakiś kodeks? Przecież jeśli kocham tą osobę, a ona mnie to nie zerwę z nią, dlatego, że on tego chce. To chore.
- Wiedziałem, że tak powiesz, dlatego jest jeszcze coś.
- Co takiego? - zapytałem się, krzyżując ręce na piersi.
- Widzisz mam swoich kolegów, którzy są tak jakby "czarnymi charakterami" i  zamontowali kilka fajnych skrzynek wokół twojego domu i jeśli nie spełnisz moich warunków to one wybuchną, a twój braciszek już nigdy się nie uśmiechnie. - zagroził.
- Jesteś pojebany! - krzyknąłem.
Wiedziałem, że mówi prawdę. Oscar jest psychopatą, który potrafi zrobić wszystko, żeby tylko osiągnąć cel.
Usłyszałem jak się śmieje pod nosem. Miał mnie w garści, a ja nie mogłem zrobić nic innego, jak tylko się poddać. Cóż raz się wygrywa, raz się przegrywa.
- Dobrze. Odsunę się od niej i pozwolę ci ją sobie wziąć.
Powiedziałem to, mimo tego że całe serce mnie bolało i miałem łzy w oczach.
- W takim razie, nie możesz się do niej już nigdy w życiu odzywać.
- Dobrze - oświadczyłem.
Spojrzałem na trawnik, a dłonie zacisnąłem w pięści. Miałem go ochotę uderzyć, ale nie mogłem. Muszę chronić rodzinę za wszelką cenę. 
Oscar odszedł, a ja przysiągłem sobie, że znajdę sposób, abym znowu był z Ashley.



----------------------------------------------------------
Tak wiem, jest to jeden z najkrótszych rozdziałów, jakie były ostatnio.
Musicie mi to niestety wybaczyć, ponieważ zaczęła się szkoła. Mam nadzieję, że wam się spodobało. Tylko 4 rozdziały do końca, kurde... Trochę smutno.
 Komentujcie!