sobota, 26 września 2015

ROZDZIAŁ 36

                                                 Felix pov

Dochodziła dziewiąta wieczorem, całą czwórką staliśmy przed mieszkaniem Ashley. Stałem oparty o samochód i bawiłem się małą zapalniczką.
- Felix przestań! - warknęła na mnie Naomi.
Wszyscy byliśmy podenerwowani. Nikt z nas nie wiedział czy uda nam się to, co zaplanowaliśmy. Było duże ryzyko niepowodzenia, ale czego się nie robi dla miłości. 
Ogge poszedł rozejrzeć się po najbliższej okolicy. W tym czasie widziałem, jak Omar sprawdza wszystkie bronie i poprawia swoje czarne skórzane rękawiczki. Zupełnie nie mam pojęcia, po co on je wziął ze sobą. Czy on liczy na to, że nie będzie miał siniaków? Uśmiechnąłem się pod nosem i zdałem sobie sprawę, jak Ashley może teraz wyglądać. Cała w siniakach i ranach, pewnie jest wychudzona i ma wory pod oczami. Na tą myśl krew zaczęła mi szybciej pulsować, poczułem jak skoczyła mi adrenalina. Miałem ochotę pobiec do tego budynku i jak najszybciej wydostać stamtąd moją miłość. Naomi spojrzała na mnie i powiedziała:
- Uspokój się! Robimy tak, jak planowaliśmy.
Nagle usłyszałem wibrację w kieszeni kurtki. Wyjąłem telefon i nacisnąłem zieloną słuchawkę.
- Zaczynamy akcję! - usłyszałem głos Ogge'go, który był wyraźnie podekscytowany.
Po kilku minutach już go zobaczyłem. Powoli zbliżał się do swojego zadania, zanim jednak wszedł, kiwnął nam głową. Następne kilka minut to był horror, w życiu się tak nie denerwowałem. Cała nasza trójka zaciskała pięści i szczęki. Sam w duchu modliłem się o to, aby to wszystko wypaliło. 
Wtem zauważyłem dwie postacie wychodzące z wieżowca. To już się zaczęło.
Ruszyliśmy na ratunek, kiedy portier i nasz przyjaciel byli wystarczająco daleko, aby nas nie zauważyć. Pobiegliśmy to windy najszybciej jak potrafiliśmy. Naomi nacisnęła dziesiątkę i w końcu ruszyliśmy na górę.
- Omar przygotuj się - oznajmiłem ostrym tonem.
Chłopak spojrzał na mnie i kiwnął głową.
Po kilku sekundach usłyszeliśmy pyknięcie, co oznaczało, że wina dojechała.
- Stójcie! - krzyknęła dziewczyna.
Wyjrzała głową na korytarz, sprawdzając czy nikogo nie ma.
- Czysto - powiedziała i machnęła ręką.
Spokojnie poszliśmy na sam koniec holu, gdzie znajdował się nasz cel dzisiejszej misji. Widziałem, że każdy z nas jest przerażony. Boimy się, bo tak naprawdę nie wiemy, co się za chwilę wydarzy.
- Przygotuj się! - rozkazałem przyjaciółce Ash.
Ta wyjęła broń z tylnej kieszeni spodni i odbezpieczyła ją. Oboje odsunęliśmy się kawałek, aby zrobić miejsce mojemu kumplowi na wyważenie drzwi. Nagle Omar przypomniał sobie o jednej rzeczy.
- Chwila! Muszę wysłać wiadomość mojemu koledze z policji.
Nasz plan zaczął się psuć, mieliśmy to zrobić dużo wcześniej, a nie w takiej chwili. Mam nadzieję, że Ogge wymyślił jakąś dobrą wymówkę. Po chwili sam spojrzałem na komórkę, żeby upewnić się, że nie dostałem żadnego sms. 
- Dobra - odparł ciemnowłosy - za kilka minut tu będą - uśmiechnął się.
Nic nie odpowiedziałem, spojrzałem tylko na drzwi, których zaraz miało tu nie być. Mój przyjaciel zrobił kilka przysiadów, a następnie kopnął w drewno całą siłą. Rozleciały się na pół i zrobiły ogromny hałas. Jednak w tym momencie zależało mi tylko na niej. Jako pierwszy wszedłem do środka. Zobaczyłem pełno potłuczonych rzeczy na podłodze i dostałem ataku szału. Miałem milion myśli, co teraz mógł robić Ashley. Nagle zauważyłem go, jak wychodził z jakiegoś pokoju bez koszulki. Chciałem go zabić. Jeśli ją tknął, to już kurwa nie żyję. Oscar był wyraźnie wkurzony tym wtargnięciem, ale zanim zdążył coś powiedzieć, leżał już na ziemi z krwawiącym nosem. Do mieszkania weszli wtedy Omar i Naomi z broniami w dłoniach. Celowali w niego... Tego chorego idiotę.
- Mam nadzieję, że jej kurwa nie przeleciałeś! - wskazałem palcem na jego wykrzywioną z bólu twarz. 
Wszystko we mnie płonęło ze złości, miałem ochotę go wziąć za te kudły i wyrzucić przez okno, a potem patrzeć jak zbierają go z ulicy.
- A co jeśli to zrobiłem? - zapytał ze śmiechem, leżąc na podłodze.
Stanąłem nad nim w rozkroku, następnie przykucnąłem i zacząłem okładać go pięściami. Miałem nadzieję, że go to boli, tak jak bolało mnie, przez te wszystkie miesiące bez niej. Nagle poczułem, jak ktoś odpycha mnie rękami od niego i wtedy się opanowałem. Oscar dalej zachowywał ten swój uśmieszek na mordzie, ale nie było mi go szkoda.
W tym momencie usłyszałem dobiegające z drugiego pomieszczenia ciche:
- Felix
Oczy mi się poszerzyły. Natychmiast pobiegłem do niej, jednak to co ujrzałem, przechodziło moje najszczersze oczekiwania. Ashley siedziała skulona obok łóżka w mojej za dużej białek koszulce. Je prawe ramię było odsłonięte i było widać na niej fioletowe siniaki. Jej twarz była pokryta krwią, zresztą tak, jak jej brzuch i nogi. Próbowała wstać, ale widać było, że jest na to zbyt słaba. Kucnąłem przy niej i wyciągnąłem do niej ręce. Ona natomiast uśmiechnęła się. Niesamowite było to, że ona wciąż potrafi się cieszyć, mimo że jest tak kiepsko. Jest to jedna z rzeczy, które w niej kocham. 
Położyłem swoje dłonie na jej tali i podniosłem ją, następnie przełożyłem Ash przez ramię i ruszyłem w stronę wyjścia. Czułem się, jak super bohater. W "drzwiach" spotkałem grupę policjantów, która wbiegała do mieszkania i zaczęła mierzyć do Oscara bronią. Wreszcie chłopak zasłużył na swoją karę, za wszystko. Ostatnie, co usłyszałem był Omar witający się ze swoim kumplem z policji.
Ja szedłem w stronę windy z moją miłością na plecach, która była już bezpieczna. W windzie postawiłem ją obok siebie i jeszcze raz na nią spojrzałem.
- Musiałem - powiedziałem, jakby przepraszając za tą całą sytuację.
Ona nic nie odpowiedziała. Wtuliła się we mnie ze wszystkich sił i zaczęła płakać. Odwzajemniłem uścisk i pocałowałem ją w głowę.
- Już zawsze będę przy tobie - obiecałem.
Po chwili byliśmy już na parterze, gdzie siedziało mnóstwo policjantów. Widziałem, jak nakładają kajdanki portierowi, a Ogge'go przesłuchują. Kiedy wysiedliśmy z windy, jakaś kobieta do nas podeszła z szklanką wody i szepnęła coś Ashley na ucho. Ta jednak pokręciła głową, nie wiedziałem o co chodziło, ale cieszyłem się, że jest teraz ze mną i nigdzie nie musi iść. Chciałem jej wszystko powiedzieć, a przede wszystkim wytłumaczyć i przeprosić za to, co wycierpiała, bo to przeze mnie tego doświadczyła. Wyszliśmy razem na zewnątrz i posadziłem ją na wysokim murku tak, że kolana miała przy mojej klatce piersiowej. 
Spojrzałem na nią i powiedziałem:
- Przepraszam za wszystko.
Schyliłem głowę, a ona podniosła ją i pocałowała mnie tak, jak kiedyś. Znów poczułem jej ciepłe wargi na sobie. Czułem jakbym znów oddychał.



-----------------------------------------------------------------------------
Tak wiem, rozdział nie jest długi!
Przepraszam, ale naprawdę nie mam zbytnio czasu na pisanie. Swój cały wolny czas przeznaczam na to, więc mam nadzieję, że to docenicie i skomentujecie. Został tylko 1 rozdział do końca + epilog. Za 2 tygodnie się żegnamy :( 
Jednak nie na zawsze, ponieważ planuję już w grudniu wrócić z nowym ff, które będzie o wiele lepsze.  
Komentujemy i piszemy co sądzimy! :)


sobota, 19 września 2015

ROZDZIAŁ 35

                                                  Naomi pov

Ta cała historia Felixa była jednocześnie dziwna i pogmatwana. Wielu rzeczy nie rozumiem, ale chyba nie ma czasu na wyjaśnianie ich. Najważniejsze teraz jest to, żeby uwolnić Ashley. Powinna się też dowiedzieć całej prawdy, ale to na razie odkładam na dalszy plan.
- Co o tym wszystkim myślisz? - zapytał mnie blondyn.
Siedziałam cicho, nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć. Z jednej strony mamy wyjaśnienie, dlaczego Oscar taki jest, ale z drugiej strony to jest chore. Poza tym nie wiemy, czego jeszcze spodziewać się po tym człowieku.
Siedziałam zamyślona, obracając pustą szklanką po wodzie. Zastanawiało mnie, w jaki sposób pomożemy mojej przyjaciółce. 
- Ej! - Felix klasnął mi dłońmi przed oczami.
Od razu się ocknęłam.
- Tak? - odpowiedziałam.
- Musimy działać. Teraz! - rozkazał mi chłopak.
- Tylko, co możemy zrobić? Kto nam może pomóc? - prawie płakałam. Bałam się, że wszystko jest stracone i nie mamy już żadnych szans.
- Przede wszystkim, bądź spokojna. Panika w niczym nam nie pomoże, a raczej utrudni. - uspokajał mnie.
Wzięłam kilka wdechów.
- Bardzo dobrze. Mam pewien pomysł, ale musimy do niego zaangażować Ogge'go i Omara. 
- Super dwóch kolesi, których nie znam - zirytowałam się. Skrzyżowałam ręce na piersi, oparłam się placami o krzesło i spojrzałam na blondyna spode łba.
- Oni są bardziej godni zaufania niż ja - przekonywał mnie.
- Sama nie wiem - odparłam.
Wiem, że są to jacyś jego znajomi. Jednak nie mamy stu procentowej pewności, czy nie wydadzą naszego planu przed Oscarem. 
- To tylko jedno spotkanie z nimi - błagał.
- No dobra - oznajmiłam.
- Tak! - krzyknął - Piszę do nich.
Nie byłam do końca przekonana, ale ja i Felix nie damy sobie sami rady.
Przez następne kilka minut siedziałam i gapiłam się na chłopaka, który cały czas się szczerzył do telefonu. 
- Wysyłacie sobie pornograficzne fotki, że tak się śmiejesz?! - prychnęłam.
- Nie. - o mało, co nie wybuchł śmiechem - Przepraszam, ale zaczęliśmy rozmowę o ...
Spojrzał na mnie i widział, że jestem wkurzona. Siedziałam tu i traciłam czas, tylko po to, żeby dowiedzieć się, czy jego koledzy nam pomogą. Tymczasem on sobie zaczął z nimi konwersację. Boże...
- Przepraszam - powiedział.
Przewróciłam oczami.
- Gdzie się z nimi umówiłeś? - zapytałam chamsko.
- W garażu Omara, jest to dobre miejsce na planowanie tego typu akcji - uśmiechnął się.
- Skąd wiesz?
- Tego osobiście wolałbym ci nie mówić. - odparł.
Nigdy nie pojmę tego, jakim cudem ten chłopak spodobał się Ashley.
Wstaliśmy razem z Felixem od stolika. Podeszłam do baru w tej kawiarni i zapłaciłam rachunek. Trochę wstyd mi, że nie oddałam mu rachunku, ale w sumie to ja, go tu zaprosiłam. Następnie wyszłam na zewnątrz, gdzie blondyn już na mnie czekał. Stał oparty o ścianę budynku. Gdy mnie zobaczył, od razu  podszedł i zapytał:
- Jedziemy?
- No tak - odpowiedziałam.
Kierowałam się w stronę przystanku autobusowego, kiedy usłyszałam głośnie chrząknięcie.
- To nie ta strona - powiedział Felix.
Odwróciłam się i zobaczyłam jak stoi przy czarnym samochodzie.
- To twoje? - zapytałam zaskoczona.
- No tak, a co myślałaś, że nie mam auta - zaśmiał się.
Kolejny raz przewróciłam oczami.
Podeszłam do pojazdu. Wyglądał na bardzo drogi. W sumie jestem ciekawa czy sam zarobił na nie, czy może od rodziców dostał. Właściwie to ciekawi mnie dużo rzeczy jak np. czy pracuję, jeśli tak to gdzie?
Usiadłam na tylnym siedzeniu. Oparłam głowę o szybę i próbowałam się skoncentrować i trochę uspokoić, jednak nie wyszło mi to, przez Felixa.
- Czemu nie usiadłaś na przodzie? - zapytał.
- Bo nie - rzuciłam i ponownie zamknęłam oczy.
Przez resztę drogi nie odzywaliśmy się do siebie ani słowem. Po pół godzinie dojechaliśmy na miejsce. Domek, który zobaczyłam, był bardzo szeroki i miał może jedno piętro. Ogródek był piękny, pełno wszędzie kwiatów i krzewów.
- Serio on tutaj mieszka? - zapytałam zszokowana.
Wysiadłam z samochodu i nie mogłam wyjść z podziwu dla tego miejsca.
- Tak właściwie to dom jego mamy. On ma swoje mieszkanie w centrum, jednak od czasu do czasu tu wpada.
Stanęłam przed furtką. Głupio mi było wejść, zwłaszcza że nie znam Omara ani jego mamy. Felix zauważył moją nie pewność, więc sam otworzył małe białe drzwiczki i wpuścił nas na teren Rudbergów. Poszłam za nim w stronę garażu, tam też podobno mieli na nas czekać chłopacy. Stanęliśmy przed wjazdem, który ciągnął się w dół.
- Serio mają podziemny garaż? - zdziwiłam się.
- Tak. To Omar, on zawsze ma wszystko najlepsze - zachichotał.
Opadła mi szczęka. Jego cały dom wygląda zniewalająco, a teraz ten garaż taki ukryty. Widać, że jego rodzinie się powodzi.
Nagle brama się podniosła, a Felix ruszył w stronę wejścia.
Szłam za nim. Gdy weszłam do środka, moje zaskoczenie było jeszcze większe niż wcześniej. Całe pomieszczenie było dwa razy większe niż jego dom. Znajdowało się tutaj koło pięćdziesiąt różnych samochodów. Do koloru do wyboru. Małe, duże, kolorowe, klasyczne, wszystkie, jakie tylko mogłeś sobie wymarzyć. 
- To wszystko jego? - szepnęłam.
- Tak - odpowiedział.
Pokazał mi ręką na drzwi, które znajdowały się kilkanaście metrów od nas.
- To tam - uśmiechnął się.
Już po chwili usłyszałam głosy dobiegające z tamtego pokoju.
- Nie! Ja to rozłożę!
- Słuchaj! To moje biuro i to ja tu będę rządził.
- Jezu...!
Zachichotaliśmy cicho z Felixem i zapukaliśmy do drzwi. 
- Idź, otwórz drzwi! - powiedział głos zza ściany.
- Nie! To twoje biuro sam im otwórz - nabijał się z niego kolega.
Po nie całej minucie wejście do pomieszczenia otworzył nam chłopak w kręconych ciemnych włosach, który miał też ciemną karnację.
- Siema Felix - przywitał go, przybijając mu piątkę - A cóż to za piękność przyprowadziłeś? - obejrzał mnie od stóp do głów.
- To przyjaciółka Ashley, Naomi. - odpowiedział mu blondyn.
- Ach tak - mruknął chłopak - proszę, wejdź, ja jestem Omar - odparł.
- Naomi - podałam mu dłoń.
Kiedy znalazłam się w pokoju, rozejrzałam się dokładnie. Było to rzeczywiście biuro, ale nie takie zwykłe. Ściany były zrobione z czerwonej cegły, jednak pod wpływem światła wyglądały na pomarańczowe. Na środku stał ogromny stół, na którym leżała mapa. Na podłodze walały się papiery, a w głębi znajdowała się wielka szklana tablica z powypisywanymi imionami i jakimiś danymi. Było też jedno krzesło, akurat w tym momencie siedział na nim jeszcze jeden chłopak, który wydawał się dość cichy. Domyśliłam się, że to musi być Ogge. Zerknęłam na niego, włosy miał lekko postawione do góry, był ubrany w jakieś luźnie cichy i wydawał się bardzo nieśmiały. Przywitał się z Felixem tak jak Omar, a potem cała trójka podeszła do stołu. Zrobiłam to samo i zobaczyłam, że mapa przedstawia plan naszego miasta. 
- Słuchajcie, musimy nasz "atak" przeprowadzić jak najszybciej się tylko da. Najlepiej, żebyśmy też jeszcze dzisiaj po nią poszli, bo nie wiadomo, czy Oscar nie zrobi jej czegoś gorszego. - oznajmił Felix, jakby był naszym przywódcą.
- Naomi była tam dzisiaj, więc proszę powiedz nam jak to wszystko w środku wygląda - powiedział.
Wszystkie oczy zwrócone były na mnie. Jednak nie przeszkadzało mi to, nigdy nie bałam się mówić do kogoś ani nawet występów publicznych.
- Więc tak - zaczęłam - zanim się wejdzie do windy - pokazałam palcem na mieszkanie Ash - jest portiernia, na której siedzi mężczyzna. Niestety nad nim kontrolę ma Oscar, zapewne zapłacił mu za wzywanie policji albo informowanie go kto przychodzi do budynku. Jestem też na sto procent pewna, że facet wie, jak nasza dwójka wygląda. - wskazałam na siebie i Felixa.
- Kiepsko - skomentował Omar i skrzyżował ręce na piersi.
Wszyscy byliśmy bardzo skupieni na wymyśleni jakiegoś planu działania.
- Winda znajduję się kilka metrów dalej. - pojechałam placem po mapie - Natomiast ich mieszkanie jest na ostatnim piętrze, gdzie również znajdują się kamery. - oznajmiłam - Jednak najłatwiejsza część to drzwi, można je otworzyć za pomocą wsuwki.
- Ale usłyszą, że ktoś majstruję przy wejściu. - odpowiedział Felix.
- Najlepiej będzie je po prostu wyważyć - odparł Ogge.
- Przecież to chore! - krzyknęłam z oburzeniem - Nie jesteśmy jakimiś antyterrorystami!
- Ale to najlepszy pomysł, chociaż nie wiemy, jak grube są te drzwi - odparł ciemnowłosy.
Wszyscy zamilkliśmy. Zaczęłam chodzić po pokoju i obgryzać skórki. Mieliśmy coraz mnie czasu, stres nas zżerał, a my nie umieliśmy wymyślić planu działania. Jestem zła na siebie samą, że nie mogę na razie w żaden sposób pomóc mojej przyjaciółce.
- Dobra zrobimy tak! - wpadł na pomysł Omar - Najpierw wchodzisz ty Ogge do budynku i zagadujesz portiera, ale tak, żeby wyszedł na zewnątrz. Wtedy wchodzi nasza trójka i lecimy  do góry. Kiedy jedziemy winą, dzwonię do mojego przyjaciela z policji, żeby przyjechał tu, ale anonimowo, bez sygnałów itp. Następnie wyważamy drzwi i ratujemy ją. Oczywiście bierzemy sprzęt chłopcy - uśmiechnął się do nich.
- Jaki sprzęt? - zapytałam przestraszona.
- Broń - odpowiedział z niewinnym uśmieszkiem Felix.
Bałam się trochę, nie byłam do końca przekonana co do tego wszystkiego. Jednak uratujemy Ashley i wreszcie uwolnimy ją od tego psychopaty.
Nagle zauważyłam, jak miłość mojej przyjaciółki patrzy na coś w telefonie. Podeszłam do niego. Było to dziwne, ponieważ pozostali przygotowywali się do akcji.
- Ej co się dzieje? - szepnęłam.
Pokazał mi telefon. Było na nim zdjęcie jego i Ash, jak się całują.
- Gdybym wiedział, że stanie jej się kiedykolwiek krzywda przez tego idiotę, nigdy nie wypuściłbym jej ze swoich rąk - łzy zaczęły mu lecieć po policzku.
- To nie jest twoja wina - oznajmiłam.
- Właśnie, że jest. Nie powinienem jej oddawać.
- Teraz ją odzyskasz - uśmiechnęłam się.
Przytuliłam go, wiedziałam, że tego potrzebuję.



-------------------------------------------------------
Hejo! To znowu ja!
3 Rozdziały do końca. Smutno trochę, ale potem rozpocznę nowe ff, jeśli będziesz chciał czytać to jakoś po 2 miesiącach od zakończenia tego opowiadania, pojawi się link do nowej historii. Możesz też obserwować mnie na tt ------ @perfectfel
Komentujemy! Jak wam się podobał rozdział?







sobota, 12 września 2015

ROZDZIAŁ 34

                       Felix pov

-Wspomnienia Felixa (kontunuacja rozdziału 19)-

Jechaliśmy z Oscarem do mojego domu, żeby porozmawiać. Jednak nie za bardzo miałem ochotę to zrobić. Szczególnie po tym, jakie zrobił numery Ashley i jak się zachowywał w stosunku do niej. Głownie chodzi mi o tą policję, bo kto normalny zostawia dziewczynę samą w takim miejscu, kiedy akurat zjawiają się tam gliny. Nie umie nawet być odpowiedzialny za jedną osobę. Jechałem niespokojny o to co się może wydarzyć na miejscu. Ma mi coś ważnego powiedzieć, a ja nie wiem czy powinienem mu zaufać, czy po prostu dać w mordę. Szkoda, że muszę już wracać. Wczoraj u Ashley bawiłem się świetnie, zresztą z nią nie da się nudzić. Ona zawsze poprawia mi dzień, jej uśmiech zastępuję mi słońce. Jest dla mnie wszystkim.
- Możesz włączyć radio, nie lubię jeździć w ciszy. - wyrwał mnie z rozmyśleń Oscar.
Dupek - pomyślałem od razu. Ale miał rację. Wolałem żeby grała muzyka, niż panowała niezręczna cisza.
Piętnaście minut później dojechaliśmy na miejsce. Wyszliśmy obydwoje w tym samym czasie i ruszyliśmy ku bramie do ogródka. Tam też Oscar chciał odbyć ze mną te niezwykle ważną rozmowę. 
Stanąłem kilka metrów od tylnego wejścia i zapytałem:
- Czego chcesz?
Oscar spojrzał w okno na pierwszym piętrze, a ja usłyszałem swojego brata, który krzyczy:
- Felix wróciłeś!
Miałem nadzieję tylko, że nie zejdzie tutaj. Błagałem i modliłem się o to w duszy. Jednak to wszystko było na marne. Josh zbiegał po schodach jak na szczęśliwe dziecko przystało. Patrzyłem tylko, kiedy będę musiał do niego podejść i kazać mu wracać do pokoju. Nie chciałem tego robić, ponieważ nie jestem typem brata, który wszystkiego zabrania i krzyczy na swoje rodzeństwo.
- Felix mam ... - wiedziałem, że już tu jest.
Patrzyłem tylko na Oscara, który obserwował małego chłopca stojącego w skarpetkach na trawniku.
Nie odwracając wzroku, warknąłem:
- Wracaj do domu Josh i zamknij wszystkie okna.
Nie usłyszałem odpowiedzi, ale wiem, że poszedł to zrobić. Jest dobrym dzieckiem, które rozumie co się do niego mówi. Wiem też, że można mu zaufać mimo, że ma dopiero pięć lat.
- Czy wreszcie się dowiem o co ci chodzi? - zapytałem wkurzony.
On spojrzał na mnie i powiedział:
- Ashley jest tylko moja.
- Co? - zdziwiłem się - O czym ty do jasnej cholery mówisz?
- Pamiętasz kodeks naszej czwórki?
- Mówisz poważnie? - zaśmiałem się - Przecież mieliśmy po siedem czy osiem lat.
Przewrócił oczami, a ja natychmiast spoważniałem.
- No tak pamiętam i co z nim? - wciąż chciało mi się śmiać.
- Pamiętasz też zapewne dzień, kiedy twoja mama zmarła. Przechodząc do rzeczy. Podwoziła mnie wtedy do domu, ponieważ było ciemno i nie chciała, żebym się włóczył po mieście. Była przemiłą kobietą, rozmawialiśmy wtedy trochę o moich rodzicach. Powiedziałem wtedy, że chciałbym być twoim bratem. Ona się zaśmiała i odpowiedziała:
"Twoi rodzice mimo pracy kochają cię każdego dnia mocniej. Robią wszystko z myślą o Tobie"
A potem nie było już nic. Zupełna ciemność. Wiem, że to właśnie wtedy wjechał w nas tir. Jednak przed samym przyjazdem karetki, pamiętam jeszcze jedną rzecz. Dziewczynę w moim wieku, która wyciągnęła mnie z auta na chodnik i zatamowała moją krwawiącą ranę na udzie. Powiedziała żebym się trzymał, bo wszystko będzie dobrze. Jak sam wiesz, następne co pamiętam, to był szpital.
Okres rehabilitacji i czas, w którym obwiniałeś mnie za wszystko, a ja nie wiedziałem dlaczego. Straciłem wtedy brata i było mi z tym źle. Nie umiałem sobie z tym poradzić. Od tych myśli oderwała mnie ta dziewczyna. Zacząłem się zastanawiać, gdzie mogę ją znaleźć i podziękować za wszystko. Szukałem jej ładnych kilka lat, aż w końcu mi się udało. Teraz zgadnij jak się nazywała.

Nie mogłem wydusić z siebie słowa.
- A-a-ashl-l-ley Kien? - zapytałem drżącym głosem.
- Dokładnie, a co najlepsze, że chciałem z nią porozmawiać tego dnia, kiedy była na basenie. Ale kogo tam spotkałem przy wejściu?
- Mnie - odpowiedziałem po cichu.
Ta historia wydawałaby się jak z filmu, gdyby nie to, że Oscara naprawdę ktoś wtedy uratował. Jednak nigdy nie interesowało mnie kto to był, ani dlaczego to zrobił. Lekarze mówili tylko, że dzięki niej on żyję.
- A wiesz, co znaczy kodeks - uśmiechnął się szyderczo.
- "Jeśli obu spodoba się ta sama osoba, ten, który pierwszy ją zobaczył ma prawo ją podrywać i z nią być" - zacytowałem.
- No właśnie, więc musisz z niej zrezygnować.
Stałem przez chwilę w milczeniu. W pewnym stopniu miał rację, ale nie pozwolę sobie odebrać osoby, która jest dla mnie najważniejsza na świecie, dlatego, że mieliśmy kodeks.
- Nie zrezygnuję z Ashley nigdy! - oświadczyłem.
Kogo obchodzi jakiś kodeks? Przecież jeśli kocham tą osobę, a ona mnie to nie zerwę z nią, dlatego, że on tego chce. To chore.
- Wiedziałem, że tak powiesz, dlatego jest jeszcze coś.
- Co takiego? - zapytałem się, krzyżując ręce na piersi.
- Widzisz mam swoich kolegów, którzy są tak jakby "czarnymi charakterami" i  zamontowali kilka fajnych skrzynek wokół twojego domu i jeśli nie spełnisz moich warunków to one wybuchną, a twój braciszek już nigdy się nie uśmiechnie. - zagroził.
- Jesteś pojebany! - krzyknąłem.
Wiedziałem, że mówi prawdę. Oscar jest psychopatą, który potrafi zrobić wszystko, żeby tylko osiągnąć cel.
Usłyszałem jak się śmieje pod nosem. Miał mnie w garści, a ja nie mogłem zrobić nic innego, jak tylko się poddać. Cóż raz się wygrywa, raz się przegrywa.
- Dobrze. Odsunę się od niej i pozwolę ci ją sobie wziąć.
Powiedziałem to, mimo tego że całe serce mnie bolało i miałem łzy w oczach.
- W takim razie, nie możesz się do niej już nigdy w życiu odzywać.
- Dobrze - oświadczyłem.
Spojrzałem na trawnik, a dłonie zacisnąłem w pięści. Miałem go ochotę uderzyć, ale nie mogłem. Muszę chronić rodzinę za wszelką cenę. 
Oscar odszedł, a ja przysiągłem sobie, że znajdę sposób, abym znowu był z Ashley.



----------------------------------------------------------
Tak wiem, jest to jeden z najkrótszych rozdziałów, jakie były ostatnio.
Musicie mi to niestety wybaczyć, ponieważ zaczęła się szkoła. Mam nadzieję, że wam się spodobało. Tylko 4 rozdziały do końca, kurde... Trochę smutno.
 Komentujcie!


sobota, 5 września 2015

ROZDZIAŁ 33

Naomi pov
 
Każdy z nas miał kiedyś tak, że miał przeczucie, co do czegoś. Ja właśnie mam pewne dziwne uczucie. Mam wrażenie, że moja przyjaciółka cierpi, a to, że nie wpuszcza mnie do domu, jeszcze bardziej zaczyna mnie martwić. Jest możliwość, że gdzieś wyszła. To w takim razie zadzwonię do niej. Wybieram jej numer i po chwili słyszę pocztę głosową. Nie mam zamiaru zapychać jej skrzynki jakimiś głupimi wiadomościami, więc po prostu się rozłączam i idę do windy. Wciskam numer zero i po chwili zamykają się drzwi. W drodze na dół zastanawiam się, jakby tu się spotkać dzisiaj z Ashley. Muszę upewnić się, że nic jej nie jest, a moja intuicja po prostu jest głupia.
Kiedy wychodzę na korytarz i przechodzę obok portiera, czuję nie przyjemne spojrzenie ze strony tego człowieka. Spojrzałam na niego, a on momentalnie wybrał numer telefonu i do kogoś zatelefonował. Ja natomiast zwolniłam kroku, żeby przed wyjściem usłyszeć jeszcze kawałek rozmowy.
- Tak, właśnie wychodzi - oznajmił mężczyzna stojący za ladą.
Zdziwiło mnie to, ale nie mogłam teraz iść się spytać z kim ten człowiek rozmawiał, bo było by to dziwne. Zdecydowałam, że może jeszcze raz powinnam zadzwonić do mojej przyjaciółki. Moje przeczucie nie chciało mnie opuścić, naprawdę bałam się, że jest coś nie tak. Wiedziałam to już od tego dnia, kiedy Ash przeprowadziła się tu z Oscarem, że wydarzy się coś strasznego.
Kolejny raz nacisnęłam na zieloną słuchawkę i po dwóch sygnałach usłyszałam:
- Halo - przestraszyłam się.
To na sto procent nie był głos Ashley.
- Kto mówi? - zapytałam na spokojnie.
Może coś się stało np. ktoś ją okradł.
- Oscar, a kto ma mówić?
Odetchnęłam z ulgą, ale chwila czemu on ma jej telefon?
- Dasz mi twoją dziewczynę na chwilę? - poprosiłam.
- Ym ... nie ma jej tu. - odpowiedział.
- To po co ci jej telefon? - zdziwiłam się.
- Jezu, a ty co detektyw? Zajmij się swoim życiem, żegnam.
Rozłączył się. Co za cham. Naprawdę jestem ciekawa, po co mu jej komórka.
Ona nie oddała by mu tego dobrowolnie, coś się musiało stać, tylko jak się tego dowiedzieć? Omar? Nie, on tutaj nic nie pomoże. Boże, nie mogę tak stać bezczynnie, przecież dobrze wiem, że coś się stało. Już wiem, kto może mi pomóc. Ale jak mam się z nim spotkać? Nie mam jego numeru. Musiałabym jakimś sposobem go zdobyć. Może jeszcze raz się wrócę do mieszkania i spróbuję pokombinować coś z zamkiem. To jest dobry pomysł, poza tym Ashley musi mieć gdzieś jeszcze zapisany numer Felixa, a może przy okazji się czegoś dowiem.
Szybko dotarłam do windy, nacisnęłam guzik i po chwili znalazłam się na ostatnim piętrze.
Zapukałam w drzwi, tak jak ostatnim razem. Odpowiedzią była głucha cisza, więc wyjęłam z włosów jedną wsuwkę i włożyłam ją w otwór w drzwiach. Nie wiedziałam, czy to podziała, ponieważ widziałam tą taktykę tylko w filmach. Gdyby mi się faktycznie udało, mogłabym się zaliczyć do jakiejś kategorii ninja. Było by to całkiem fajne.
Zamek ani trochę nie chciał przeskoczyć, chyba już setny raz próbowałam, aż nagle drzwi otworzyły się. W progu stała Ashley, cała poobijana i trzymająca się cały czas za brzuch. Stanęłam jak słup, nie wiedziałam co zrobić. Pierwszy raz widziałam ją w takim stanie.
- Pomóż proszę - wyszeptała, po czym padła na podłogę.
- Ash! - krzyknęłam.
Podeszłam do mojej przyjaciółki. Na szczęście nie zemdlała, tylko nie mogła się już dłużej utrzymać na nogach. Zamknęłam za sobą drzwi i od razu podniosłam moją przyjaciółkę z ziemi i zaniosłam ku kanapie w salonie. Następnie pobiegłam do kuchni i nalałam do szklanki wody. Kiedy wróciłam z naczyniem w dłoni, zobaczyłam krew na podłodze.
- Co się stało? - zapytałam, podając jej szklankę.
- T-to wszystko zaczęło się wczoraj - mówiła bardzo powoli, jakby każde słowo sprawiało jej ból - zresztą, nie mam czasu. On może tu wejść w każdej chwili. Posłuchaj tu są kamery, jeśli tu zostaniesz on zrobi to samo Tobie.
- Nie boję się go - odpowiedziałam.
- Też tak myślałam, a teraz spójrz jak wyglądam.
Rzeczywiście, miała racje. Wyglądała fatalnie, jej ciuchy całe czerwone, kilka siniaków na ramionach, włosy potargane, a policzek...
Ciekawe co jeszcze może jej zrobić? Zaczęłam się bać o jej zdrowie, ale już wiedziałam, co powinnam zrobić.
- Posłuchaj, daj mi numer Felixa, albo chociaż powiedz, gdzie mogę go znaleźć. Przyjedziemy po Ciebie jak najszybciej się da, a potem złożysz skargę na policję.
- Naomi, ja nie...
- Nie będę cię słuchać. Podaj ten numer, dzisiaj jeszcze się stąd wyniesiesz. Obiecuję ci to.
Spojrzałam jej w oczy, były pełne przerażenia, ale wiedziałam, że w tej sprawie mi zaufa.
- Dobrze, daj mi swoją komórkę.
Podałam jej przedmiot, a ona wstukała w niego kilka liczb i oddała mi go.
- Dobrze, wychodzę. Najchętniej zabrałabym cię teraz, ale wiem, że recepcjonista jest w zmowie z Oscarem, więc raczej nie dam rady. Przepraszam najmocniej.
- Nic się nie stało. Wiedziałam, że tak będzie, ale mam nadzieję, że razem z Felixem coś wymyślicie.
- Na pewno - uśmiechnęłam się - Teraz musisz się trzymać, pa.
Pożegnałyśmy się i jak najprędzej pobiegłam do wyjścia z budynku.
Kiedy byłam już na świeżym powietrzu.  Spojrzałam na telefon i postanowiłam, że nie będę czekać, tylko od razu zatelefonuję.
Po trzech sygnałach, usłyszałam:
- Halo, kto mówi?
- Przyjaciółka Ashley, Naomi
- Cześć, co chcesz? - zapytał miłym głosem.
- Moglibyśmy spotkać się w jakiejś kawiarni, mam sprawę dotyczącą osoby, którą kochasz. - oświadczyłam.
- Dobra, to gdzie i o której?
- Za dwadzieścia minut w Mike&Gabi?
- Zgoda, do zobaczenia.
Na szczęście nie muszę tam jechać żadnym środkiem transportu. Mogę się przejść i będę idealnie na czas. Będę miała chwilkę, żeby o tym wszystkim pomyśleć.
Od początku w sumie wiedziałam, że Oscar jest jakiś dziwny, nigdy nie chciałam mu wierzyć i zawsze ostrzegałam Ash. No ale cóż, teraz jest za późno, a ja muszę pomóc, ponieważ to moja przyjaciółka i nie zostawię jej w potrzebie. Tylko jakim trzeba być człowiekiem, żeby bić kogoś i zostawiać potem w takim stanie. Przecież ona nawet wyjść nie mogła, bo portier by od razu poinformował o wszystkim jej chłopaka. Oby dostał dożywocie. Należy mu się. Mam nadzieję, że dzisiaj jej nic nie zrobi przez to, że do niej przyszłam. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby coś się jej stało przeze mnie. Dobra nie powinnam o tym myśleć, teraz moim priorytetem jest ustalić plan działania z Felixem.
Przez kolejne kilka minut szłam spokojnie do celu. Nie myślałam już o niczym.
Kiedy dotarłam do kawiarni, zajęłam stolik w głębi sali i czekałam na jego przyjście. Nie minęło wiele czasu, a zauważyłam blondyna, który wchodzi do pomieszczenia. Rozglądał się przez chwilę, a kiedy znalazł mnie wzrokiem, podszedł i się przywitał:
- Cześć, coś się ważnego stało?
- Tak i Witaj - uśmiechnęłam się.
Nagle zza pleców Felixa pojawił się kelner, który zapytał się czy coś zamawiamy. My oboje stwierdziliśmy, że chcemy tylko wodę, na co mężczyzna zaproponował kawałek ich podobno najpyszniejszego ciasta. Żadne z nas się nie skusiło, więc kelner odszedł, chyba bardzo niezadowolony, bo nie udało mu się naciągnąć ludzi. Kawiarnia Mike&Gabi nie cieszy się jakoś wielkim uznaniem. Mają słabą jakoś napoi i ciast. Natomiast mają przyjemne lokale, utrzymane w klasycznym stylu, trochę bieli i pudrowego różu,a na każdym stoliku są kwiatki, które nie są sztuczne.
- To mów o co chodzi?
- Powiem wprost, Ashley jest bita przez Oscara.
Nic na to nie odpowiedział, wiedziałam, że będzie w szoku, ale nie myślałam, że aż takim.
- Żartujesz sobie? - zapytał.
Do stolika została przyniesiona nasza woda. Od razu upiłam łyk i zaczęłam opowiadać.
- Przyszłam do niej dzisiaj, ma wszędzie pełno siniaków i krwawi - pochyliłam się nad stolikiem, by mówić ciszej - ma też rozcięty policzek i to nie jest małe draśnięcie. Obiecałam, że pomożemy jej się stamtąd wydostać.
- Oczywiście, że pomożemy. Tylko pytanie jak?
- No wzywamy policję, albo idziemy teraz po nią. Co mamy więcej zrobić? - zdziwiłam się, myślałam, że od razu się poderwie z miejsca i pójdziemy do niej.
- Nie. Musimy najpierw zadzwonić do Omara... O i może do Ogge'go.
- Po co?
Ale nie usłyszał mojego pytania, od razu wyciągnął telefon.
- Oni nam pomogą Naomi - stwierdził.
Złapałam go za nadgarstek. Spojrzał na mnie.
- Chwila, przecież chyba poradzimy sobie sami. Oscar nie jest aż tak potężny - zaśmiałam się.
- Nawet nie wiesz jak bardzo - odpowiedział przerażony.
Patrzył się gdzieś w dal i o czymś myślał.
- Wiesz chyba najwyższy czas, żebym powiedział dlaczego odsunąłem się pewnego dnia od Ashley.
 
 
 
 
 
--------------------------------------------------------------
Mamy kolejny rozdział!!!!
Informuję was, że zostały do końca 5 rozdziałów razem z Epilogiem. Więc widzimy się jeszcze przez miesiąc, a potem robię sobie przerwę. Ale spokojnie wrócę po miesiącu może dłużej z nowym ff, które mam nadzieję będzie o wiele lepsze. Napisze wam tutaj wszystko, jeśli nowy rozdział z nowego ff się pojawi. Mam już nawet pomysł, ale przed jego realizacją potrzebuję przerwy po prostu.
Kocham was.
Komentuj!!!!