sobota, 30 maja 2015

ROZDZIAŁ 22

*kursywa - sen Ashley*

Widzę światło, więc biegnę, co jest na końcu nie wiem. Nie odczuwam zmęczenia, wszystko wokół mnie jest zamazane. Dobiegam do celu i widzę....

Otwieram powoli oczy, czuję jakby moje powieki ważyły tone. Nade mną stoją ludzie, chyba coś mówią, jednak nie mogę usłyszeć. Co się dzieję? Gdzie jestem? Chwila...

Jestem na peronie metra, nie ma ludzi, tylko ja i pustka. Chyba coś słyszę...

- Ash! Słyszysz mnie?
- Co się dzieję doktorze?

Ulica, dookoła drzewa, to tutaj. Nie widzę go, zaczynam biec i go szukać, nagle...

Znowu widzę ludzi, chyba się martwią, jednak ja ich nie znam. Przekręcam głowę w prawo i rozpoznaję go, a potem ciemność...

Siedzi pod drzewem, tam gdzie go ujrzałam po raz ostatni tego wieczoru, Podchodzę do niego, przytulam się i siadam. On obejmuję mnie ramieniem i całuję w czółko. Ja wyszeptuję jego imię "Felix".

Powoli otwieram oczy, widzę biały sufit. Moje zmysły wracają do normalności, odczuwam straszliwy ból w klatce piersiowej, w głowie, na nogach i rękach. Na połowie twarzy mam maskę, która pomaga mi oddychać. Próbuję wstać ale nie mogę, nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Zaczynam się denerwować, co jeśli nie mogę chodzić? Wiem, że muszę do kogoś iść, zobaczyć co z nim się stało. Jednak nie potrafię sobie przypomnieć, o kogo tak się martwię. Nie wiem w ogóle co tu robię, ani jak się tu znalazłam. Widzę obok mojego łóżka kilka przycisków, jeden jest czerwony, naciskam go. Po chwili w moim pokoju znajduję się kobieta w białym fartuchu, a za nią facet również w podobnym stroju. Trzecią osobą jest kobieta o ciemnych oczach i brązowych włosach, które są związane w kok. Ma szarą bluzkę, na to założoną czarną skórzaną kurtkę i dżinsy. Chcę coś powiedzieć, ale nie mogę przez tą maskę. Kiedy próbuję ją podnieść zauważam, że ręka mi drży. Co się ze mną dzieję? Przez pierwsze kilka sekund zaczynam bardzo kaszleć i nie mogę złapać tchu. Kobieta w białym ubraniu zaczyna pokazywać mi, co powinnam zrobić. Idę za jej przykładem. Tak bardzo chcę coś powiedzieć, ale się wstydzę. Nie znam tych ludzi, przynajmniej tak mi się wydaję. 
Mężczyzna podchodzi do mnie i zaczyna przejeżdżać światłem latarki po moich oczach.
- Jak się nazywasz?
Na to pytanie w pierwszej chwili mam ochotę odpowiedzieć, że nie wiem. Jednak po chwili głos w mojej głowie podpowiada mi:
- A...shley Kien.
- Dobrze, gdzie mieszkasz?
Tego niestety nawet, po kilku minutach nie mogę sobie przypomnieć. Czuję się jak na teście, boję się, że jak nie odpowiem obleję.
- Wiesz jak się tu znalazłaś?
Odpowiadam kręcąc głową.
Wychodzą.
Ja mam czas, żeby pomyśleć o tym co się przed chwilą wydarzyło i nad odpowiedziami na zadane mi pytania. Pomyślmy, co będzie najłatwiejszą rzeczą do zrobienia. Moje miejsce zamieszkania! To jest bezsensu mam wielką czarną plamę w mózgu. Znacie to uczucie, gdy wiecie tylko jak się nazywacie?  Jedyną moją myślą jest to, że muszę kogoś znaleźć i bardzo się martwię o tą osobę. Gdy tak o tym wszystkim myślę, powoli zamykam oczy i zasypiam.

Jestem na basenie, przystępuję do wyścigów, patrzę na niego, a on na mnie...
Wygrywam, powinnam się cieszyć ale jest mi smutno. Dlaczego?
Wychodzę z wody, nikogo nie ma.
Białe światło.
Teraz szatnia na basenie, patrze w lustro...
Jestem w jego objęciach, czuję ciepło i chęć pocałowania go. Patrzę na niego i wtedy...

Budzę się, jestem cała mokra. Podnoszę rękę, już nie drży. Próbuję się podnieść. Wychodzi mi to! Wstaję i podchodzę do okna, jest ciemno. Niestety nie mam pojęcia, która godzina. Naglę słyszę pukanie do drzwi. W progu stoi jakiś chłopak, blond włosy, niebieskie oczy, czarne dżinsy i kolorowa bluza. Dopiero po chwili zorientowałam się, że stoję przed tym kimś w samej długiej białej sukience (jeśli tak to można nazwać).
- Mogę wejść? - pyta.
Kiwam głową, po czym podchodzę do łóżka i siadam na nim. Nieznajomy idzie w kierunku stołeczka, który znajduję się na wprost mnie i wykonuję tą samą czynność co ja. W dłoni trzyma kwiatki, po chwili podaję mi i mówi:
- To dla Ciebie.
Biorę i kładę delikatnie obok siebie. Przez kilka minut siedzimy w niezręcznej ciszy. Co mam powiedzieć? Przedstawić się? Tak to chyba dobry pomysł.
- Ashley - powiedziałam, podając rękę.
Chłopak na moje słowa zaczął się śmiać, czy to było coś nieodpowiedniego? Speszyłam się, więc zabrałam dłoń i zaczęłam się czerwienić. Próbowałam ukryć moje zawstydzenie włosami, jednak nie udało mi się to. Blondyn zauważył moje poczynania, bo nagle podniósł moją głowę i powiedział:
- Przepraszam, po prostu nie sądziłem, że serio straciłaś pamięć. Ja jestem Oscar - uśmiechnął się.
- Oscar tak? Chyba coś kojarzę, ale nie do końca. Czy to ty byłeś chłopakiem, o którego powinnam się martwić? 
Nic nie odpowiedział. Schylił jedynie głowę i odpowiedział po kilkunastu minutach:
- Nie.
- Szkoda, a znasz może tego chłopaka?
Znów zajęło to chwilę czasu, zanim odpowiedział.
- Znam
- A mógłbyś mnie do niego zaprowadzić?
- Może jutro co? - oznajmił od razu i do tego się uśmiechnął.
- Zgoda, byłeś moim przyjacielem przed tym prawda?
Po moim pytaniu łzy zaczęły lecieć mu po policzkach. 
- Przepraszam, nie chciałam cię zasmucić.
Podeszłam do niego, usiadłam mu na kolanach i z całych sił przytuliłam. Wydawało mi się, że robię dobrze, jednak on nie przestawał płakać mimo tego, że odwzajemnił przytulenie.
- Jeszcze raz przepraszam, nie wiem co się powinno robić w takich sytuacjach.
- Nie o to chodzi - odpowiedział wreszcie - po prostu byłem dla ciebie straszny przed wypadkiem, a ty teraz pytasz się o naszą przyjaźń. Chciałbym żeby tak było, jednak popełniłem wiele błędów w swoim życiu i gdy dowiedziałem się, że mieliście wypadek z Felixem - szlochał - to myślałem o tym co zrobiłem. Na prawdę przepraszam.
Popatrzyłam na niego, przestraszyłam się jego słów. Tak strasznie chciałam sobie teraz wszystko przypomnieć. Co jeśli zrobił coś okropnego, a ja z nim tak po prostu gadam i się do niego przytulam. Z drugiej strony może lepiej, że tego nie pamiętam łatwiej jest mu wybaczyć.
- Nie wiem, co takiego zrobiłeś, ale wybaczam. Poza tym jesteś na razie najmilszą osobą, którą poznałam.
- Nie możesz mi tak łatwo wybaczyć, nie mogę na to pozwolić - próbował mnie z siebie zepchnąć.
- Posłuchaj - wzięłam jego twarz w objęcia - zrobimy tak, że w ramach przeproszenia mnie, będziesz do mnie codziennie przychodził i opowiadał trochę o moim życiu co?
- Ale ja nie wiem za bardzo o twoim życiu...
- Nie ważne, po prostu tu przychodź żebym nie była samotna.
Położyłam się do łóżka, przykryłam kołdrą i leżąc na prawym boku, poprosiłam go:
- Opowiedz mi coś o tym Felixie! Kto to jest?
Oscar wziął kwiaty spod moich nóg i położył je na małej szafeczce obok okna. Potem wrócił na swoje miejsce i zaczął mi opowiadać. Z tego co się dowiedziałam, Felix to była moja miłość, jednak przed samym wypadkiem się pokłóciliśmy. Nie wiadomo też czy byliśmy razem. Po pół godzinie opowiadań przyszła do nas kobieta w białym fartuchu i wyprosiła Oscara z sali. Próbowałam ją poprosić, żeby mógł jeszcze chwilę zostać, ale się nie zgodziła.
- Obiecuję, że przyjdę z samego rana Ash i razem pójdziemy odwiedzić Felixa. - oznajmił przed wyjściem.
- Dobrze, dziękuję. Będę czekać. - odpowiedziałam.
Uśmiechnął się przed wyjściem, a kobieta podeszła do mnie i zapytała się:
- Mam wstawić twoje kwiatki do wazonika?
- Chętnie. Jak się pani nazywa?
Chyba zdziwiło ją to pytanie, ponieważ dopiero po kilku minutach mi odpowiedziała.
- Alice, jestem twoją pielęgniarką.
- Dziękuję, jest pani bardzo miła.
Mówiłam szczerze, kobieta miała może 30 lat i wydawała się na prawdę ciepłą osobą. Miała długie blond włosy, które spływały jej na ramiona, jej oczy były niebieskie, a usta delikatnie różowe. Jej paznokcie były bardzo zadbane, były koloru błękitnego. 
Kiedy sobie poszła, ja znowu zamknęłam oczy i zasnęłam.

Jestem na ulicy, nikogo nie ma. Nagle widzę ciemną postać. Zaczynam biec, nie wiem dlaczego... Biegnę do tej osoby, wiem, że chcę ją przytulić.
Ciemność...
Czuję jego ciepłe wargi na swoich, próbuję na niego spojrzeć...
Ciemność...

Budzę się w środku nocy, po raz kolejny cała mokra.

-------------------------------------------------------------------------------

22 ROZDZIAŁ!!! KTO SZCZĘŚLIWY?!

Jak widzicie są 2 rozdziały w tym tygodniu. Ponieważ jeden był specjalnie dla mojej przyjaciółki Pauliny, która w tym tygodniu miała testy końcowe i się strasznie stresowała, dlatego te 2 w sumie rozdziały są dla niej. Bardzo mnie wspiera (chyba najbardziej z tych wszystkich osób, które to czytają). Jest zawsze ze mną i przeżywa każdy los Ashley, Felixa i Oscara, a także każdego bohatera tego ff. Jest po prostu najlepsza.
No więc do ten rozdział taki bardziej spokojny :). Trochę Ash i Oscara, więc nie tak źle.
Na blogu w zakładce bohaterzy, jest nowa postać - mama Ashley - zobaczcie. No i oczywiście jest też 21 rozdział sami zobaczcie.
Komentujcie i piszcie co sądzicie!




środa, 27 maja 2015

ROZDZIAŁ 21

Jest ostatnią osobą, którą bym się spodziewała w tym domu. Mam ochotę pobiec i wtulić się w niego z całych sił. Jednak coś mi na to nie pozwala. Udaję mi się tylko zejść powoli ze schodów i patrzeć w jego zaskoczone oczy. Cała nasz trójka stała, jakby porażona prądem. Nikt z nas nie miał odwagi czegoś powiedzieć. Wreszcie moja ciekawość i emocje dały o sobie znać.
- Co tu do cholery jasnej się dzieję? Dlaczego tu jesteś? - zapytałam, kierując swój wzrok na Felixa.
Nic nie odpowiedział, patrzył się na swoje buty, jakby tylko to się teraz liczyło.
"Dupek" - pomyślałam. Jest moim chłopakiem i nie umie mi wyjaśnić pewnych rzeczy?! Nawet nie umie powiedzieć głupiego "hej"? Czy to jest takie trudne? Jeszcze tydzień temu kochał mnie całym sercem, a teraz woli zadawać się z Oscarem, którego tak nienawidził. Cała złość, która się chowała za smutkiem, teraz się ujawniła. Podeszłam do niego i krzyknęłam:
- Jesteś idiotą! 
Dalej nic nie powiedział, ale był postęp popatrzył się na mnie. Jego oczy nie wyrażały żadnych uczuć, tak jakby miał gdzieś to co przed chwilą powiedziałam. Nie zniosłam tego i po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Schyliłam głowę, nie chciałam żadnemu z nich pokazywać, że jestem słaba.
- Nienawidzę cię Felix - powiedziałam na tyle cicho, żeby usłyszeli.
Po chwili przywaliłam mu w twarz. Był tym tak samo zaskoczony jak ja i Oscar. Nikt z nas nie spodziewał się, że mogę to zrobić. Prawdopodobnie mój rozum dobrze wie co mam robić. Chciałam żeby choć w małym stopniu poczuł to co ja. Wcale go nie nienawidziłam, chociaż może powinnam. Powiedziałam to tylko po to, żeby poczuł się zraniony. Sama do końca nie wiem, czy coś mu to zrobiło, bo nie wiem czy dalej mnie kocha. Natomiast policzek był za cały ten tydzień, za to, że mnie zostawił i to w takim stanie, bez nikogo do pomocy.
- Ashley możemy porozmawiać - zaproponował Felix.
Wyrwało mnie to z moich myśli. Nie mogę z nim pójść, to jeszcze bardziej mnie zniszczy. Będę miała przez to więcej wspomnień i doprowadzi mnie to do większego płaczu, kiedy będę już sama.
- Nie, nie możemy porozmawiać. - odpowiedziałam - Oscar co on w ogóle tu robi? Dlaczego mi nic nie powiedziałeś o tym?
Oczekiwałam na wyjaśnienia, jednak nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy.
- To chyba jego dom i może sobie zapraszać kogo chce nie?! Chodź stary idziemy do chłopaków pograć. - rzucił Felix, jakby nie przejmował się moją obecnością. 
Nie spodziewałam się, że tak mnie potraktuję. Byłam wkurzona i oczywiścię zaczęłam płakać. Jak najszybciej pobiegłam do pokoju Oscara, trzasnęłam drzwiami i krzyknęłam na cały dom. Oparłam się o ścianę i zaczęłam zastanawiać się, co mam teraz zrobić. Siedzieć tu dalej i czekać na moment aż znowu zacznę płakać? Do domu nie mogę pojechać, ze względu na to, że powinnam być w szkole i dlatego, że jest tam za dużo wspomnień. Od pierwszego dnia poznania go, wiedziałam, że to dupek. Niestety zakochałam się w nim jak głupia. Nie dostrzegałam jego wad i to był błąd. Powinnam o nim teraz zapomnieć, ale nie mogę to zbyt trudne. Jednak mam na tyle siły, żeby zachowywać się jak on. Niech teraz myśli, że ma przewagę nade mną. 
- Boże Ashley, ty go kochasz - podpowiadał mi głos w głowie.
To jest prawda, ale to już jest koniec i ja i on o tym wiemy. Dlatego nie mogę teraz siedzieć i ryczeć. Pokażę tym, że jestem słaba i będzie miał z tego polewkę. Już wolę udawać, że nic do niego nie czuję i być chamska, niż ciągle płakać z tego powodu, że chłopak mnie rzucił.
Usiadłam spokojnie na łóżko i zaczęłam kończyć zadania. Około godziny dwudziestej drugiej dostałam sms od mamy:
"O której będziesz w domu? Nocujesz u Felixa lub Naomi?"
Gdyby tylko wiedziała, co teraz dzieję się w moim życiu. Nie napisała by takiej wiadomości, prawdopodobnie nie wypuściła by mnie z domu i zakazała widywania z każdą osobą jaką znam.
Odpisałam jej:
"Będę za godzinę mamo. 
xx"
Po chwili na wyświetlaczy wyskoczyło mi powiadomienie o nowej wiadomości, w której było tylko "ok".
Musiałam poprosić, któregoś z chłopaków, żeby mnie odwiózł. Najlepszym rozwiązaniem byłby w tym wypadku Oscar. Zebrałam wszystkie swoje rzeczy z jego łóżka, założyłam na siebie kurtkę i wyszłam z pokoju. Udałam się do salonu, w którym na kanapie siedziała grupka chłopaków w wieku Felixa i Oscara. Oczywiście w pierwszej chwili mnie nie zauważyli, za to ja zobaczyłam ich butelki od alkoholu leżące na stole. Modliłam się, żeby tylko Oscar był mnie wstanie odwieźć. 
- Ym, Oscar mógłbyś mnie odwieźć? - zapytałam.
W pierwszym momencie, gdy wstał już widać było, że jest narąbany. 
- Chcesz żebym cię odwiózł tak? A może zostaniesz na noc? - zbliżył się do mnie - E koledzy, czy mogę was prosić na małą naradę - powiedział z uśmiechem. 
Wszyscy z wyjątkiem Felixa, udali się w naszą stronę.
- Widzicie koleżanka ma problem, bo nie wie czy ma zostać, czy jechać do domu - oznajmił.
- Ale ja chce jechać do domu - odpowiedziałam drżącym głosem.
Widocznie to usłyszeli, bo zaczęli się śmiać. Zaczęłam się bardzo denerwować, nie byłam pewna do czego Oscar jest zdolny w tym stanie.
- Ona nie jest do ciebie przekonana - krzyknął któryś z jego kumpli.
- Skoro tak uważacie - odpowiedział im.
Po tych słowach zaczął mnie przysuwać do ściany. Kiedy byłam już o nią oparta, mój oddech przyspieszył, a serce mało co mi nie wyskoczyło. Po chwili poczułam jak dotknął swoją ręką mojego uda i zaczął powoli przesuwać swoją dłoń w górę.
- Nie jesteś taki - mówiłam na tyle cicho, żeby jego koledzy mnie nie słyszeli.
Nic nie odpowiedział, patrzył się na moją szyję, po chwili zaczął ją całować. Próbowałam go odepchnąć, ale nie miałam tyle siły. Zaczęłam krzyczeć i piszczeć ale to nic nie dawało. Nagle poczułam jego rękę w swoim kroczu, doprowadziło mnie to do płaczu, nie chciałam, żeby mnie zgwałcił.
- Nie krzycz, a sprawie, że będzie ci dobrze - wyszeptał mi w ucho.
Zbliżył swoją dłoń do guzika w moich spodniach, już chciał go rozpiąć, kiedy ktoś szarpnął nim tak, że poleciał do tylu. Spojrzałam na mojego wybawcę, był to Felix. Poczułam się szczęśliwa, chyba jednak o mnie nie zapomniał. 
- Serio musisz być dla niej takim chamem - krzyknął.
Odwrócił się w moją stronę i powoli do mnie podszedł. Wziął moją twarz w swoje ręce i zapytał:
- Nic ci nie jest?
- Teraz już nie - odpowiedziałam i zamknęłam oczy.
Oparł swoje czoło na moim i wtedy poczułam, że wrócił mój Felix, który o mnie dba.
Gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam jak Oscar wstaje z podłogi i podchodzi do nas. Na sam wyraz jego twarzy krzyknęłam. Nagle to Felix znalazł się na podłodze i wycierał stróżkę krwi spod nosa. 
- Nie zaczynaj Sandman - krzyknął Enestad.
- Mieliśmy chyba umowę nie? - odpowiedział Felix, wstając.
- O czym wy do cholery mówicie? - wszyscy spojrzeli się na mnie.
- O niczym, dzisiaj to ja cię odwiozę, a Oscar zostanie tu z kolegami prawda? - zapytał mój obrońca.
Złapałam go za rękę i pociągnęłam w kierunku drzwi. Kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz, Felix puścił moją dłoń i odsunął się ode mnie. Znów robił dystans między nami. Sprawiał, że znów chciało mi się płakać. W domu było tak dobrze, cała magia prysła, gdy wyszliśmy.
- Możesz mi wyjaśnić o co chodzi? Mam już dosyć tego, że się tak zachowujesz! Chcę znać wszystko! Nawet o tej umowie! - krzyczałam, tylko to powstrzymywało mnie od rozpłakanie się przed nim.
Niestety nie doczekałam się odpowiedzi. Szliśmy do samochodu w milczeniu, tak samo było jak do niego wsiadaliśmy. Jednak nie chciałam, żeby tak zostało do końca, dlatego gdy ruszyliśmy powiedziałam.
- Czy możesz mi teraz powiedzieć?
- Kurwa, co mam ci powiedzieć? To nie są twoje sprawy Ash. 
- Chyba mam prawo wiedzieć dlaczego się do mnie nie odzywasz. Co masz już inną?
Odpowiedzią była tylko głucha cisza. Wjechaliśmy do lasu, od dziecka bałam się przejeżdżać tędy nocą. Zawsze myślę, że zaraz coś wyskoczy i umrzemy. 
Chciałam włączyć muzykę, jednak Felix mi na to nie pozwolił. 
- Czy już radia nie można posłuchać?
Pokręcił tylko głową, a ja ze zdenerwowania przewróciłam oczami i zaczęłam patrzeć przez okno.
- Po co w ogóle tam byłaś? - usłyszałam po chwili.
- Bo mnie zaprosił, jednak nie wiedziałam, że będzie taki - odpowiedziałam ze smutkiem.
- Wiesz, że gdyby mnie tam nie było to... - nie dokończył, spojrzałam na jego dłonie, które zaczęły mocniej ściskać kierownicę.
- Poradziłabym sobie - odparłam.
- Pewnie, zostałabyś zgwałcona przez niego. W sumie nie, bo pewnie tego chciałaś - oznajmił z uśmiechem i spojrzał na mnie.
- Tak chciałam się z nim pieprzyć. Oczywiście. Jeszcze coś ciekawego wymyślisz?!
- No ale przyznaj, kiedy cie dotknął było ci dobrze.
- Patrz na drogę - skomentowałam.
- Czyli jednak chciałaś tego?
- Nawet mnie nie prowokuj.
- Czyli tak?
- Jeżeli ta odpowiedź cię zadowoli, to oczywiście chciałam tego. Uwielbiam, gdy chłopak dotyka mnie w takich miejscach przy kolegach - odpowiedziałam sarkastycznie.
Przez chwilę nic nie mówił.
- Może ty mi wreszcie powiesz, co to za umowa z Oscarem? - przerwałam ciszę.
- Gówno cię to powinno obchodzić.
Wahałam się nad tym, czy powiedzieć, coś czego będę zapewne żałować do końca życia.
- Wiesz, co dlatego pojechałam do Oscara dzisiaj. On nie ma tyle tajemnic, co ty i może jest dupkiem, ale zawsze jest ze mną, kiedy tego potrzebuję. W tym jest od ciebie lepszy.
Widziałam jak napinają mu się wszystkie mięśnie na rękach. Widziałam też jak naciska pedał gazu.
- Felix jedź wolniej! - krzyknęłam w pewnym momencie.
Nagle zza za krętu wyskoczyło nam jakieś zwierzę, Felix próbował zahamować, jednak na to było już za późno. Auto przewruciło się chyba z 5 razy. Niestety ja pamiętam tylko jeden pełny obrót. Następnie zobaczyłam Felixa leżącego pod drzewem. Oboje wypadliśmy z samochodu. Poczułam potworny ból w głowię, a potem nastała ciemność.

sobota, 23 maja 2015

ROZDZIAŁ 20

Nie rozmawiałam z nim od tygodnia. Nie wiem, co się z nim dzieję. Dlaczego mnie olewa? Ostatnio było tak dobrze, a teraz cisza. Nie ma już rozmów, nocnych wizyt, pocałunków, jego ciepłych rąk. Dzwoniłam do niego chyba z miliard razy, ale za każdym razem słyszę pocztę głosową. Po pierwszych dniach myślałam, że po prostu nie może. Teraz płaczę, bo wiem, że go nie ma już od dłuższego czasu. Wiem, że coś się stało i wiem, że to moja wina. Jak mam sobie teraz poradzić bez niego? Przetrwam?
Znowu wybieram jego numer...
Znowu włącza się poczta...
Znowu płaczę...
Powtarzam ten ciąg kilka razy w nocy, dalej z tymi samymi skutkami. Po każdym nie odebranym przez niego telefonie jest gorzej. Wracają wspomnienia. Chwilę, przez które jeszcze bardziej ryczę. Momenty, o których nie da się zapomnieć.
Moje życie stało się inne, od kiedy on w nim jest. Przy nim jest inaczej, jest mi chyba po prostu lepiej. 
Próbuję zasnąć, choć na chwilę staram się zapomnieć o tym wszystkim. Chcę, żeby przestały mi lecieć łzy. Kiedy zasypiam, śnię o nim, o naszym ostatnim spotkaniu, o wszystkich jego "kocham cię". 
Wstaję, myślę o nim...
Myję się, myślę o nim...
Ubieram się, myślę o nim...
Cały czas, nie mogę zapomnieć. Może powinnam spotkać się z Omarem, on coś musi wiedzieć. W końcu to najlepszy informator w mieście. Zbieram się z domu, nawet nie mówiąc nic mamie. Odkąd Felix wszedł w moje życie, wszystko się zmieniło. Miałam lepszy stosunek do wszystkiego. Niestety teraz, gdy go nie ma, większość spraw straciło sens. 
Nie idę w kierunku szkoły, nie mam ochoty. Moim priorytetem jest znalezienie Omara, tylko jak znaleźć człowieka, który się ukrywa lub kogoś śledzi. Do tego nie mam jego numeru. Pójście na główny rynek, nie będzie złym pomysłem. Udaję się w tamtą stronę. W czasie drogi znowu wracam myślami, do wszystkiego co razem przeżyliśmy. Wciąż nie widzę momentu, w którym coś źle zrobiłam. Wszystko jest idealnie, a nasz ostatni pocałunek również wydaje się idealny. To co ja do cholery złego zrobiłam? Czemu aż tak bardzo się tym przejmuję, skoro wychodzi na to, że to nie moja wina? To on się nie odzywa, nie pisze, nie dzwoni...
Nie przytula...
I tak zatacza się mój krąg rozpaczy, kiedy chce się wkurzyć, płaczę. Tęsknie za osobą, która od tygodnia ma mnie w dupie.
Docierając na plac, nie znajduję tej osoby, której szukam. O tej porze są tam tylko ludzie mający nadzieję, że zdążą do pracy. Jedynie ja stoję na środku, nie śpiesząc się do nikąd. Czekam na osobę, która uciekła z mojego życia tak szybko, jak szybko w nie wkroczyła. Łzy zaczynają spływać mi po policzku, to już chyba można uznać za normalność. Zamykam oczy i już nic sobie nie przypominam. Chcę żeby tak było już zawsze. Zamiast jego twarzy wolę widzieć ciemność...
Pustkę...
Zaczyna kropić, jednak nie mam zamiaru się ruszyć. Chcę zmoknąć, może deszcz ukoi moje uczucia, moje nerwy, moje serce... 
Nagle czuję czyjeś ręce na moich ramionach. Pierwsza myśl - Felix. Niestety uświadamiam sobie, że to nie może być on. Nie pojawił by się w takim momencie. Przynajmniej tak mi się zdaje.
Odwracam się i otwieram oczy, przede mną stoi Oscar. Dotyka mojego policzka, a ja momentalnie się w niego wtulam. Dlaczego? Jest osobą, która przebywa z Felixem, w pewnym stopniu mam nadzieję, że poczuję go na Oscarze. Jest jeszcze jedna przyczyna, nie odzywałam się do nikogo od dłuższego czasu. W sumie nikt się mną nie interesował przez te dni, nawet Naomi.
- Co tu robisz? - wypowiedziałam. 
- Przyszedłem po ciebie.
- Jak to? Skąd... - nie skończyłam, kiedy usłyszałam.
- Mam swoje sposoby.
Złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Wiedziałam, że nie powinnam tego robić. Znowu wpakuję się w kłopoty. Jednak chciałam zrobić coś szalonego. Mogłabym zwrócić tym uwagę Felixa, on zawsze mnie wyciąga z takich sytuacji.
Nie! Ashley o czym ty myślisz, nie powinnaś w ogóle nigdzie łazić. Chociaż to lepsze od samotności, na którą byłabym skazana, gdyby nie Oscar. Po prostu sobie porozmawiamy. Ja nie mam ochoty na kłótnie, on na pewno też nie.
Poszliśmy do jego samochodu, tam ogrzałam się trochę i od razu mu podziękowałam.
- Czemu nie jesteś w szkole? - zapytał po chwili ciszy.
- Nie potrafię - odpowiedziałam ciszej niż zamierzałam.
- Rozumiem - schylił głowę - wiesz, mam propozycję. Nie musisz się na nią od razu godzić, ale to chyba lepsze od szkoły. Chciałabyś wpaść do mnie, tylko posiedzieć pogadać, będzie kilku moich kumpli. 
- Przepraszam, ale nie mam ochoty. Szczególnie na jakieś spotkania towarzyskie - byłam dziwnie spokojna. Mówiłam również jakoś inaczej. Czy ja się zmieniłam po ostatnich wydarzeniach?
- Posłuchaj, nie będziesz musiała z nimi rozmawiać. Możesz iść na górę i tam porobić sobie jakieś zadania ze szkoły - spojrzał na moją torbę.
Zabawne, mimo że nie chciałam iść do szkoły, to spakowałam rano książki, nawet o tym nie myśląc.
- My z chłopakami będziemy grali w fife, jeśli czegoś będziesz potrzebować to po prostu zejdziesz.
Był życzliwy, rozumiał to, że nie mam zamiaru iść do szkoły. Rozumiał też mój brak humoru. Mogłabym skorzystać z takiej propozycji. Lepsze to niż dom, w którym płakałabym lub deszczowe ulice tego miasta. Chyba potrzebuję czegoś takiego - będę sama, a jednocześnie ktoś będzie siedział na dole i mnie pilnował. To jest świetne rozwiązanie. 
Przez moje przemyślenia, siedzieliśmy w samochodzie w ciszy. Prawdopodobnie Oscar myślał, że się nie zgodzę. 
- Możemy jechać - powiedziałam z uśmiechem.
Nagle zobaczyłam, jak jego twarz promienieje. Miło mi z tego powodu, że mogłam kogoś uszczęśliwić.
Cała droga minęła nam w absolutnej ciszy. Gdy dojechaliśmy, Oscar otworzył mi drzwi, złapał za rękę i razem pobiegliśmy do jego domu.
Staliśmy chwilę na werandzie i patrzyliśmy się na wielką ulewę. Po chwili zorientowałam się, że dalej trzymam go za rękę. Prawdopodobnie zauważyliśmy to w tym samym czasie. Nie zabrałam jej, chociaż nie był to dobry moment na coś takiego. Jestem z Felixem i to jego kocham. Jednak nie chciałam robić niezręcznej sytuacji, wolałam to zostawić. 
Drzwi od domu były otwarte, kiedy weszliśmy do środka Oscar wskazał mi palcem na schody, swoim uśmiechem zasygnalizowałam mu, że dziękuję. Nie muszę się witać z jego kolegami, dzięki czemu udaję mi się uniknąć dziwnych pytań z ich strony. Po chwili słyszę krzyki, które prawdopodobnie dobiegają z salonu. Witają się. 
Stojąc na górze, uświadamiam sobie, że nie wiem gdzie jest pokój Oscara. Idę w głąb korytarza, otwieram ostatnie drzwi po prawej. Wydaję mi się, że jestem w dobrym pomieszczeniu. W sumie wygląda na jego pokój, na podłodze są porozrzucane ubrania. Na biurku leżą książki i jakieś perfumy. Na szczęście łóżko jest pościelone, mogę spokojnie na nim usiąść. Rozkładam wszystkie książki i zaczynam rozwiązywać zadania.
Co jakiś czas słyszę krzyki, dobiegające z dołu:
"Cholera", "Jesteś frajerem", "Widziałeś to".
Na każdy krzyk, uśmiecham się. Pozwala mi to nie zatracać się w swoich myślach. Pamiętam dzięki temu, że nie jestem sama.
Po dwóch godzinach słyszę dzwonek do drzwi, przez okno próbuję zobaczyć, kto to może być. Nie stresuję się niczym, bo na pewno nie mogą być to jego rodzice. Pewnie poczta lub coś w tym stylu. Nie przejmuję się tym i dalej robię swoje. Słyszę jak Oscar otwiera drzwi i przybija z kimś piątkę. Zżera mnie ciekawość, bo słyszę jak z tym kimś rozmawia i to długo. Niestety nie wiem o czym, dlatego  wychodzę z pokoju i po cichu kieruję się w stronę schodów. Kiedy siadam na przed ostatnim schodku, widzę stojącego chłopaka w czarnym kapturze. Wkurzam się, bo dalej nie słyszę co mówią.
- Dobra wchodź - wypowiada Oscar.
Moje serce zatrzymuję się, kiedy widzi twarz osoby, która weszła.
- Felix! - krzyczę i zbiegam ze schodów.
Wydaję się tak samo zaskoczony jak ja.

---------------------------------------------------------------------------
Już rozdział 20!!!
Jejku cieszę się, że jestem już tutaj. Nie poddałam się, dzięki wam! Jest was coraz więcej.
Kolejny rozdział kończy się w cudownym momencie, ale znacie mnie hahaha. Przepraszam, że tak późno, ale dopiero teraz mam dostęp do komputera.
Komentujcie i piszcie jak wam się podoba rozdział!
Nie za krótki?

sobota, 16 maja 2015

ROZDZIAŁ 19

*Uwaga*
*Rozdział jest napisany z punktu widzenia Felixa, zanim przyszedł do niego Oscar*
Felix pov

Nasze życie mogłoby tak wyglądać. Tak cudownie i idealnie. Widziałbym ją każdego dnia o każdej porze. Mógłbym ją całować i przytulać, wtedy, kiedy chce. Robilibyśmy sobie śniadania, obiady i kolacje. Każdego ranka budziłbym się z nią i zasypiałbym też przy niej. Boję się jej spytać, czy mogę zostać na noc. Tak, ja Felix Sandman boję się czegoś. Brzmi to zabawnie ale tak jest. Przy niej zawsze czuję się inaczej, tak to jest być zakochanym. To przyjemne uczucie. Siedzimy teraz z Ashley przy stole i jemy kolację. To też jest dziwne, do tej  pory miałem tylko kilka dziewczyn, ale z żadną nie było, tak, jak jest teraz. Byłem dupkiem i sam to przyznaję. Jednak pod wpływem Ash się zmieniłem, sam to widzę. Czuję się teraz, jak we śnie, z którego nie chce się obudzić.
- Felix, coś się stało? - zapytała mnie. 
- Nie, dlaczego?
- Bo nic, nie mówisz, nie śmiejesz się, ani nic. - odpowiedziała, patrząc w talerz.
Wygląda tak uroczo. Ma związane swoje brązowe włosy w kucyk, jest ubrana w długą białą bluzkę (nie wiem po co, bez niej wygląda lepiej) i czarne legginsy.
- Znowu nic nie mówisz, nad czym tak myślisz? - ponownie zapytała.
- Myślę o tym, jaka jesteś piękna - stwierdziłem. Na te słowa od razu się zarumieniła i przysłoniła twarz rękoma.
- Przestań, to nie jest zabawne - odpowiedziała i wstała od stołu zanosząc talerze do zmywarki.
Bez wahania podążyłem za nią i przytulając ją od tyłu mówiłem:
- To nie jest żart, jesteś najpiękniejszą osobą jaką znam. 
Zamknąłem oczy i pocałowałem ją w szyję. Poczułem jak bierze mi talerz z rąk i odwraca się do mnie. 
- A kochasz mnie? - spytała.
- Oczywiście, że tak - i przytuliłem ją mocniej do siebie. 
Trzymała głowę na mojej piersi, po czym wreszcie wyszeptała:
- To skoro mnie kochasz, to pozmywaj naczynia.
Roześmiała się, uwalniając się z moich objęć. Prychnąłem, ale nie pomyślałem, że mówi to na prawdę. Niestety mówiła, sama polazła na górę, a mnie z tym wszystkim zostawiła. Więc podciągnąłem rękawy i zabrałem się do pracy. Po kilku minutach było już wszystko gotowe. Nie wiedziałem, co mam ze sobą za bardzo zrobić. Pójść na górę? To chyba jedyne możliwe rozwiązanie. Jednak okazało się, że Ashley się myję, nie pozostało mi nic innego, jak posiedzieć u niej w pokoju i czekać na nią. Okazało się, że siedziała w łazience z ponad godzinę.
Kiedy weszła do pokoju, zapytałem:
- Co tak długo?! Jeszcze chwila, a bym umarł z nudów.
Nic nie odpowiedziała, podeszła do szafy i zaczęła zastanawiać się co ubrać. Dalej wahałem się nad pytaniem, czy mogę zostać na noc. A co jeśli to za szybko? Podrapałem się w głowę i po chwili wydukałem z siebie.
- A-A-Ashley m-m-mam p-p-pytanie - czułem się jak dziecko w przedszkolu, które chce się zapytać, czy może iść siku.
- Tak możesz zostać na noc - odpowiedziała, nie patrząc na mnie. 
Zdziwiło mnie to, skąd wiedziała o co chce zapytać. Czyżbym powiedział, jakąś swoją myśl na głos? Ręce zaczęły mi drżeć, prawdopodobnie ze szczęścia. Chciałem ją teraz przytulić i powiedzieć milion słów na temat tego, jakie jest moje życie dzięki niej. Niestety zamiast tego, siedziałem na  jej łóżku i nie mogłem się ruszyć.
- A teraz wyjdź - odwróciła się do mnie i powiedziała z uśmiechem.
- C-c-co? - w głowię, miałem już setki najstraszniejszych scenariuszy. Może tylko żartowała z tym, że mogę zostać.
- Co masz taką przerażoną minę?! Po prostu muszę się przebrać w piżamę. Ty też idź się myć, skoro masz zostać.
Odetchnąłem z ulgą, ale za nim wyszedłem, oznajmiłem:
- W takim razie, masz ubrać moją koszulkę do spania - uśmiechnąłem się drwiącą.
Zdjąłem z siebie, mój czarny T-shirt i rzuciłem jej na podłogę. Ona skrzyżowała ręce na piersi i popatrzyła na podłogę.
Poszedłem się myć, jak kazała. Oczywiście muszę dzisiaj spać w bokserkach, bo nago ani w dżinsach nie mogę. Jestem ciekawy, czy Ash włożyła moją bluzkę. Kiedy wyszedłem z łazienki, zobaczyłem ją w moim czarnym T-shircie i od razu moje serce zaczęło szybciej bić. Podbiegłem do niej na łóżko i pocałowałem ją, jak najlepiej potrafię. Nasze usta się złączyły, a moje palce zatopiłem w jej włosach.
Reszta wieczoru minęła spokojnie, Ashley leżała na mnie, a ja ją obejmowałem. Uwielbiam to uczucie, mam ją tylko dla siebie. Opowiadaliśmy sobie o naszych różnych przygodach z dzieciństwa. Na koniec zgasiliśmy światło i poszliśmy spać. Osobiście uważam, że to była najlepiej spędzona noc mojego życia. Budziłem się kilka razy, tylko po to, żeby zobaczyć jak śpi. Muszę powiedzieć, że ten widok jest taki cudowny. Ona jest cudowna. Boże... kocham ją tak bardzo. Zmieniłem się przez nią, ale na lepsze. Umiem dostrzegać wiele małych rzeczy, panuję nad sobą i zrobiłem się milszy dla ludzi.
Obudziłem się pierwszy, ucieszyło mnie to, bo mogłem sobie na nią popatrzeć przez chwilę. Odgarnąłem jej włosy z twarzy, a ona momentalnie się obudziła.
- Witaj skarbie - przywitałem się i pocałowałem w czoło.
Po chwili uśmiechnęła się do mnie i zapytała:
- Która godzina?
Spojrzałem na zegarek leżący na komodzie obok łóżka. Dochodziła dziesiąta.
- Fuck! - krzyknąłem i wyrwałem się z łóżka.
- Co jest? - zapytała, powoli wstając.
Wyglądała uroczo, ale nie miałem czasu na dłuższe zastanawianie się nad tym.
- Tata kazał mi być w domu na jedenastą, muszę zająć się bratem - odpowiedziałem, zakładając spodnie.
- Masz jeszcze godzinę, zdążysz...
- Niestety, muszę podjechać jeszcze do sklepu - podszedłem do niej i ucałowałem ją w głowę.
Zanim wyszedłem z jej pokoju, zawołała mnie:
- Felix, ym... twoja koszulka - podała mi, zasłaniając się kołdrą.
Uśmiechnąłem się tylko i zbiegłem na dół. W sekundę założyłem buty i kurtkę, po chwili stałem już przed drzwiami. Chwilę później poczułem, jak ktoś chwyta mnie za rękę. Odwróciłem się i ujrzałem Ashley, objąłem ją w pasie i przysunąłem do siebie. Nasze usta się złączyły. Jej wargi były ciepłe i przyjemne. Niestety, kiedyś musiało się to zakończyć. 
- Pa - pożegnałem się.
Idąc do samochodu, myślałem o całym wczorajszym dniu. Pojechałem z nią do parku, gdzie opowiedziałem jej wszystko, a na koniec zanocowałem u niej. Najlepiej spędzony piątek w moim życiu.
Nagle dostrzegłem znajomą mi twarz. Po co on tu przylazł? Miejmy nadzieję, że nie do Ashley.
- Witaj kumplu - powitał mnie z uśmiechem.
Od razu chciałem mu przywalić.
- Czego znów chcesz?! Zawsze jak się pojawiasz są kłopoty! - odpowiedziałem, poprawiając sobie włosy.
- Musimy o czymś bardzo ważnym porozmawiać - wypowiedział to prawie śmiejąc mi się w twarz.
- Nie mamy o czym! Sory śpieszę się - oznajmiłem mu.
- A gdzie tak pędzisz?
- Musze pojechać do sklepu, a potem do domu, żeby pilnować brata. Jak widzisz nie mam czasu dla ciebie. - ominąłem go.
- Ja ci zajmę, jakieś dwadzieścia minut Felix, więc mogę pojechać z tobą. Porozmawiamy u ciebie w ogródku. To taki neutralny teren.
Stałem tyłem do niego, wiedziałem, że w tej chwili się uśmiecha. To na prawdę musi być coś ważnego, skoro tak mu na tym zależy. Czego on może chcieć. Pewnie znowu coś o Ashley. Czy mu się to nie nudzi?
- Dobra wsiadaj Enestad! U mnie masz dwadzieścia minut, po tym czasie cię wywalam.
Byłem ciekawy, co tym razem wymyślił. Chciałem się dowiedzieć, zżerała mnie ciekawość.
Wsiedliśmy oboje do auta i pojechaliśmy.


--------------------------------------------------------------------------
Rozdział 19!!!

Wiem, wiem dręczę was bardzo, hahaha. Jak widzicie znowu mamy Felixa i Ashley. Teraz z punktu widzenia Felixa. Możecie zobaczyć, co on o tym wszystkim myśli. Zabijecie mnie, przykro mi, ale takie były moje przemyślenia. Poza tym musiałam tak zrobić nie inaczej. Pamiętajcie, że was kocham bardzo :). Każdy pewnie wyczekuję na tajemnice, no ale cóż....
Komentujcie xx
Mój blog jest też na wattpadzie szukajcie mnie pod tą nazwą - xdarkangelsxx
Tam historia jest wstawiana od początku.

sobota, 9 maja 2015

ROZDZIAŁ 18

Oscar pov

 Znowu są razem? Dlaczego? Jakim cudem? To prawda, przez dłuższy czas nie miałem z nimi kontaktu, ale myślałem, że ona nie chce go znać. Najpierw myślałem, że wyjdzie mi akcja z pamiętnikiem, jednak nic z tego. Miałem, chociaż nadzieję, że uda mi się ich skłócić przez Felixa i powiedzeniu mu, żeby jego dziewczyna nie wtykała nosa w nie swoje sprawy. Okazuję się, że to też nie wyszło. Zastanawiam się czemu?  Zrobiłem wszystko, co trzeba było. Może nie mam u niej szans? Może oni na prawdę się kochają? 
"Nie możesz tak myślec Oscar" - usłyszałem w swojej głowie.
Właśnie nie mogę się poddać, muszę ...
Muszę zrobić, to po swojemu. Trzeba dążyć do swoich celów i się nie poddawać. Ja po prostu muszę...
Rozpłakałem się. Z jakiego powodu? Nie wiem. Łzy przestały lecieć, kiedy usłyszałem jakiś szelest. Siedziałem na ławce i przyglądałem się wszystkiemu wokół mnie. Kilka domów i drzew nic nadzwyczajnego. Jednak jest to osiedle Ashley. Odkąd urwaliśmy kontakt, przychodzę tu każdego wieczoru i obserwuję jej dom. Do tej pory mnie nie zauważyła, może i lepiej. Dzisiaj widziałem jak wysiada z Felixem i wchodzą razem do jej domu. Domyślam się, że pewnie zostanie na noc. Doprowadza mnie to do szału, ona powinna być moja, a nie jego. 
"Przyszedł ten czas Oscar" - powiedział głos z mojego umysłu. 
Tak, wreszcie muszę mu, to opowiedzieć. Może wreszcie,to coś zmieni, może dzięki temu ją zostawi. To musi zadziałać, przyjdę tu z rana i będe czekać na moment, aż Felix będzie wychodził. 
Ziewnąłem i rozciągnąłem się, po czym wstałem i ruszyłem w kierunku swojego domu. W drodze wiele myślałem o tym, jak może potoczyć się jutrzejsza rozmowa. Jest wiele możliwości. Po pierwsze, Felix może mnie zwyczajnie ominąć i olać. Kolejna opcja to zwyzywanie mnie na środku ulicy, chociaż nie zrobiłby tego, bo w pobliżu jest Ashley. 
- Oscar, co się martwisz - szepnąłem. 
Jak dobrze, że o tej porze nikt nie chodzi po ulicach. Uznali by go za wariata, psychopatę, który chodzi po chodnikach tak pięknego miasta i zatruwa życie społeczności. 
"Wróćmy do spraw ważnych" - pomyślałem.
Nie mogę myśleć, że coś pójdzie źle. To ja ustalam reguły tej gry, nikt inny nie może. Ma się potoczyć po mojej myśli. W końcu jestem Oscar Enestad, nie boję się nikogo i mam w dupie uczucia innych lub ich zdanie na mój temat. Biorę to co chce, nie ograniczam się. Taki jestem i od dziecka chciałem taki być. 
Nagle zadzwonił mi telefon. Popatrzyłem na wyświetlacz i zobaczyłem napis "mama
- Jezu - prychnąłem.
Przyłożyłem komórkę do ucha i powiedziałem:
- Czego?!
- Gdzie jesteś i za, ile będziesz? - usłyszałem.
- Nie twój zasrany interes. Jak będe, to będe. 
Zaczęła płakać, nie za bardzo mnie, to obchodziło w tym momencie. Po chwili domyśliłem się, że słuchawkę przejął mój ojciec. 
- Jak ty się gówniarzu do matki odzywasz. Wracaj do domu! - krzyknął.
- Dobra easy! Zaraz będę! - nacisnąłem czerwoną słuchawkę. 
Boże, jak ja ich nienawidzę. Mam już 20 lat, a oni dalej traktują mnie jak dziecko. Ile razy mam, im udowadniać, że, nim nie jestem? Ah tak, skończy się to wszystko, gdy w końcu pójdę na jakieś studia. Tata wiele razy mi mówił:
"Oscar zrób coś ze swoim życiem, idź na studia, znajdź pracę, a skończy się to wszystko, nie będziesz już dla nas gówniarzem"
 Natomiast mama mówiła:
"Robimy to, bo cię kochamy skarbie".
Jednak nie wiedzieli, że ja mam pracę. Nie potrzebuję, jakiś zasranych studiów. Już dawno mógłbym się wyprowadzić i to na drugi koniec świata. Mam sporo kasy, jednak mieszkam u nich, ponieważ mam w tym mieście niedokończone sprawy, które muszę załatwić. Jedną z nich jest Ashley. Gdy to wszystko się skończy mam w planach wyjechać i już nigdy tu nie wracać. Nie chce mieć kontaktu z rodzicami. Przez wszystkie lata traktowali mnie jak śmiecia, tłumacząc się, że to dla mojego dobra. Gówno prawda. Teraz, kiedy jestem samodzielny, mam w dupie ich troskę i to jak się do nich odnoszę. Przez te 20 lat zasłużyli sobie na to. 
Tak długo myślałem nad tym wszystkim, że nie zauważyłem jak znalazłem się przed drzwiami domu. Wszedłem do środka i poczułem zapach papierosów i alkoholu. Nic sobie z tego nie zrobiłem od dzieciństwa ojciec rozwiązywał tak swoje problemy, a raczej stres. Matka pewnie płacze na górze w sypialni. Ja nie zamierzałem nawet wchodzić do salonu i informować kogokolwiek, że jestem. Pewnie i tak już słyszeli. Zdjąłem kurtkę i buty, po czym od razu poszedłem do góry. Jak wchodziłem usłyszałem z pokoju na dole ciche:
- Ja pierdole.
Nie przejąłem się tym, dotarłem do swojego pokoju i od razu położyłem się na łóżko. Po chwili leżenia, zdjąłem spodnie, koszulkę i skarpetki. Wziąłem telefon do ręki i nastawiłem budzik na siódmą rano. Felix wstaje około dziesiątej, co oznacza, że, zanim się zbierze będzie jedenasta. Odłożyłem komórkę na szafkę obok i wreszcie poszedłem spać. 

*****************************
Kilka godzin później

Usłyszałem dźwięk budzika i już wiedziałem, że się nie wyspałem. Przetarłem oczy i wyłączyłem urządzenie. Po kilku minutach wstałem i podszedłem do lustra sprawdzić stan moich włosów. Okazało się, że jedynie co da się z nimi zrobić, to umyć. Poszedłem, więc do łazienki i wziąłem szybki prysznic. Okryłem się ręcznikiem, a krople wody spływały po moim ciele. Zanim się ubrałem poszedłem zrobić sobie śniadanie. Na podłodze w kuchni leżały potłuczone kieliszki, a na blacie stołu był porozlewany alkohol. To nie nowość, prawie każdego ranka taki obraz ukazuję mi się, gdy chce coś zjeść. To się już robi, po 
prostu nudne. Westchnąłem po cichu i otworzyłem lodówkę. Wyjąłem z niej jajka i na szybko zrobiłem sobie jajecznice. Usiadłem przy stole i w spokoju zjadłem swoje śniadanie. Cieszę się, że, chociaż rano jest cisza, kiedy rodzice śpią w weekendy do jedenastej, ja mam święty spokój. Muszę wyjść przed ich wstaniem. Nie chce porannej awantury, wydaje mi się, że oni też tego nie chcą. Kiedy zjadłem wstawiłem naczynia do zmywarki i poszedłem do pokoju się ubrać. Po 15 minutach byłem gotowy do wyjścia. Było koło ósmej, miałem jeszcze czas, żeby podjechać do Starbucks'a po kawę. Więc wyszedłem z domu i pojechałem autem do mojej ulubionej kawiarni. Kupiłem to, co chciałem i ruszyłem pod dom Ashley. Oczywiście, nie mogłem zaparkować blisko budynku, ponieważ któreś z nich mogłoby rozpoznać mój samochód, a wtedy nic, by z mojego planu nie wyszło. W takim razie zostawiłem samochód dwie przecznice dalej i spokojnie poszedłem ku mojemu celowi. Po kilkunastu minutach już siedziałem na ławeczce i piłem moją ulubioną kawę. Sam jej zapach pobudzał mnie. Spojrzałem na zegarek w telefonie było za piętnaście dziewiąta, więc stwierdziłem, że posłucham sobie przez ten czas muzyki i jeszcze raz pomyśle o tym, co mam powiedzieć. Musze dzisiaj być dobrym aktorem. 
Włożyłem słuchawki do uszu i włączyłem sobie Becky G i od razu przypomniał mi się OG, który uwielbia jej piosenki. Ja w sumie też lubię ją słuchać. Zamknąłem oczy i rozkoszowałem się tą chwilą. 

Gdy dochodziło w pół do jedenastej, wyczekiwałem Felixa. Patrzyłem się cały czas na drzwi frontowe, miałem zaraz zobaczyć go i powiedzieć mu wszystko. Denerwowałem się, serce omal mi nie wypadło, a nogi i ręce drżały. W myślach powtarzałem sobie "dasz radę", "walcz o swoje marzenia", jednak to nie wiele pomagało. Kiedy wreszcie zobaczyłem ich żegnających się (czyli ich pocałunek) całe zdenerwowanie mi przeszło, wkurzyłem się i wiedziałem, co muszę zrobić. Gdy Ashley weszła już do domu, ja przystąpiłem do działania i ruszyłem w stronę Felixa. Ten zauważył mnie chwilę później, nie był zadowolony z tego, ale mało mnie to  obchodziło. Przed oczami miałem ich pocałunek. 
- Witaj kumplu - wyszczerzyłem się.
- Czego znów chcesz? Zawsze jak się pojawiasz są kłopoty! - powiedział z irytacją, poprawiając włosy.
- Musimy o czymś bardzo ważnym porozmawiać - odpowiedziałem.
Widać, że chce wiedzieć o co chodzi.

-----------------------------------------------------------------

Mamy kolejny rozdział jej!!!
Nie napisze długiej notatki, ponieważ telefon mi się już trochę wiesza. Przepraszam. Mam nadzieję, że rozdział się podoba i jest wystarczająco długi. Komentujcie i piszcie mi, co sądzicie. Na blogu nic nowego nie ma, niestety. Dziękuje, że jesteście ze mną! 


sobota, 2 maja 2015

ROZDZIAŁ 17

Siedzieliśmy w ciszy na ławce, trzymaliśmy się za ręce i udawaliśmy, że nic poza nami nie istnieje. Nasze relacje się zmieniły, jeszcze nie wiem czy na lepsze, jednak czuję się przy nim inaczej. Poznałam go, mam świadomość tego, z czym się zmaga. Śmierć bliskiej osoby zawsze jest bolesna, do tego strata przyjaciela. Podziwiam go za siłę, którą w sobie nosi. Na jego miejscu, nie zniosłabym czegoś takiego, popadłabym w depresję lub po prostu oszalała. Jednak z takich sytuacji, wyciągnęłaby mnie mama, a jemu nikt nie pomagał. Sam musiał zajmować się młodszym bratem, który nie rozumiał, co się wydarzyło.
Spojrzałam się na niego i zobaczyłam w nim dobrą osobę, która z jednej strony jest silna, a z drugiej słaba. Mogłam go też nazwać aniołem. Troszczył się o mnie, kiedy wymagała tego sytuacja. Przykładem może być moment, kiedy odebrał mnie z komisariatu. Oczywiście pokłóciliśmy się i mnie wyzywał, ale zaczynam dostrzegać też dobre strony tej sytuacji. Po pierwsze przyjechał, może się to wydawać normalne, ale wtedy myślałam, że to on zabrał mi pamiętnik i odsunęłam się od niego, a mimo to wrócił. Druga sprawa; nic nie powiedział mojej mamie, za co mu nie podziękowałam do tej pory.

- Dziękuję - powiedziałam, wyrywając nas z naszych myśli.
- Za co? - chłopak spojrzał się i zrobił pytającą minę.
- Za każdy dobry uczynek - uśmiechnęłam się.
Felix nic nie zrobił, nic nie odpowiedział. Liczyłam nawet na głupie odwzajemnienie uśmiechu, a on nic,po prostu patrzył się na mnie. Po kilku minutach wstał i spojrzał się na koniec alejki. Zbliżyłam się do niego, ale on momentalnie się odsunął. Skrzyżowałam ręce na piersi i spuściłam wzrok, patrzyłam na swoje stopy, włosy owiewał mi chłodny wiatr. Czekałam na jego ruch. Jednak nic się nie stało, po chwili miałam dość ciszy.
- Co się stało? Przez chwilę zdawało mi się, że jest wszystko dobrze, a teraz okazuję, że znowu coś się dzieje! Za każdym razem, kiedy powiem coś miłego, kiedy myślę, że się zbliżyłam, ty robisz pomiędzy nami większą przepaść.
Łzy napłynęły mi do oczu, miałam ochotę się rozpłakać z powodu takiej głupoty. Niestety taka jestem; straszna histeryczka.
- Felix... - powiedziałam, po czym złapałam go za ramię.
W tym momencie wydarzyło się coś, czego nigdy bym się nie spodziewała. Moje usta zrobiły się ciepłe, a całe ciało zaczęło drżeć. Poczułam jego wargi na moich. Pocałował mnie. Ręce położył na moje biodra i przesunął mnie bliżej siebie. Kiedy złapaliśmy oddech, przytulił mnie, a głowę oparł na moim ramieniu.
- Nigdy więcej, nie mów takich rzeczy. Czasami potrzebuję małej chwilki tylko dla siebie. Kocham cię i jesteś moim skarbem, który jest tylko dla mnie. - wyszeptał mi do ucha. Po czym złożył mały pocałunek na mojej szyi. 
Po chwili przybliżył swoje usta do moich. Czułam jego oddech, był bardzo nieregularny, zupełnie jakby stresował się przed bliskością. 
- Pocałuj mnie - szepnął.
Zrobiłam to co kazał. Tym razem pocałunek był inny. Bardziej namiętny ale jednocześnie czuły. Nie da się tego wyrazić słowami. Po prostu potrzebowaliśmy tego, tak bardzo jak narkotyku. Jego usta, były uzależnieniem, nie dało się od nich oderwać. Moje serce szalało, a w jego ramionach zapominałam o wszystkim. Skupiałam się na jego gorących wargach, które muskały moje usta. Ten pocałunek był najlepszy w moim życiu, kiedy położyłam swoje ręce na jego karku, Felix oddalił głowę i powiedział:
- Chyba trzeba już ruszać do domu.
Przytaknęłam i delikatnie złożyłam całusa na jego ustach. 
Złapaliśmy się za rękę i poszliśmy w kierunku samochodu. W czasie drogi zapytałam się, od kiedy posiada samochód. Dowiedziałam się, że w tamtym roku zrobił prawko, a samochód kupił sobie ze swoich pieniędzy. Nie chciałam już się pytać, jak zdobywa pieniądze i z czego się utrzymuję, wystarczyło mi informacji, jak na jeden dzień.

Do mojego domu dotarliśmy około 21. Zanim wysiadłam z auta, zapytałam się Felixa:
- Chcesz wejść do środka?
- Ym... - podrapał się w kark - a twoja mama?
- Nie będzie miała nic przeciwko temu - uśmiechnęłam się.
Pocałował mnie w czoło, po czym rozpiął pasy. 
Włożył ręce do kieszeni, co mnie lekko skrępowało. Jednak pomyślałam, że dla niego też nie będzie komfortowe rozmawianie z moją mamą. Miałam nadzieję, że nie dostaniemy na wstępie miliona pytań dotyczące "nas".
Otworzyłam drzwi, zdjęłam kurtkę i buty, po czym pokazałam Felixowi, że ma tu na mnie czekać. 
Weszłam do salonu, potem do kuchni, nigdzie jej nie było. Nagle dostrzegłam małą karteczkę leżącą na blacie kuchennym.
"Córeczko,
Wyjechałam na ważną konferencje, wracam w poniedziałek wieczorem. W kopercie zostawiam ci trochę pieniędzy.
Buziaki, Mama
Ps. Nie zrób imprezy, możesz zaprosić swojego chłopaka, jeśli chcesz"
Zaśmiałam się, moja mama chyba czytała mi w myślach. Wzięłam kartkę ze sobą i szybko pobiegłam do miejsca, gdzie kazałam czekać Felixowi. Pokazałam mu wiadomość i popatrzyłam na niego.
Jego szczęka się rozluźniła, dopiero teraz zauważyłam, jak stresowało go możliwość rozmawiania z nią.
Odgarnęłam włosy z twarzy i szybko pobiegłam do pokoju po gumkę do włosów.
Związałam sobie kitka, zanim jeszcze wyszłam popatrzyłam w lustro. Zdecydowanie powinnam się przebrać, wyjęłam z szafki za dużą na mnie białą bluzkę z napisami i szare dresy. Położyłam te rzeczy na łóżko i zaczęłam się przebierać, kiedy skończyłam, usłyszałam chrząknięcie. Odwróciłam się i zauważyłam stojącego w progu Felixa.
- Patrzyłeś się na mnie przez cały czas! - krzyknęłam.
Poczerwieniałam ze złości i z zażenowania. 
- Patrzyłem i muszę przyznać, że masz cudowne plecy i brzuch - przygryzł wargę i spojrzał się na moją koszulkę - spokojnie cycków nie widziałem - zaśmiał się.
Nie wiedziałam co mam zrobić. Z jednej strony wyglądał tak seksownie, gdy przygryzał wargę, a z drugiej zobaczył mnie w samym staniku i w gaciach. Postanowiłam się trochę z nim pobawić i przewróciłam oczami.
- No chyba mam prawo, komplementować i patrzeć się na ciało mojej dziewczyny - powiedział, posyłając mi całuska.
- No masz prawo - stwierdziłam oschłym tonem i wyminęłam go w drzwiach. Zeszłam ze schodów i poszłam do kuchni. Usłyszałam jego kroki, które podążały za mną. 
- Nie mów, że jesteś zła - prychnął, po chwili oparł się o jedną z szafek.
Nic nie odpowiedziałam, szukałam czegoś do jedzenia.
- Dziewczyny ... - powiedział.
Podeszłam do niego, w końcu nie wytrzymałam i wybuchłam:
- Tak jestem zła, postaw się na moim miejscu i pomyśl jak się poczułam. Może dla ciebie normalne widzieć półnagą dziewczynę w pokoju, ale dla mnie to chore - powiedziałam prawie płacząc.
Odwróciłam się od niego i skrzyżowałam ręce na piersi.
- Ashley... - wymamrotał - ja... ja... przepraszam - oznajmił i przytulił mnie od tyłu. 
Po chwili odsunął się i odwrócił mnie,teraz stałam twarzą w jego stronę. Gdy podniósł moją głowę, zaczęłam się śmiać.
- Ale cię nabrałam - śmiałam się.
- O ty mendo - odpowiedział z uśmiechem, po czym zaczął mnie gilgotać.
- Felix... - nie mogłam złapać oddechu - proszę... przestań...
Położyłam się ze śmiechu na podłogę, a on położył się na mnie.
- Przestanę, jeśli zrobisz mi coś do jedzenia
- Jeszcze czego! - prychnęłam i przewróciłam oczami.
- Dobrze, sama tego chciałaś - położył już ręce na moim brzuchu, był przygotowany, żeby znów mnie gilgotać.
- Dobra, dobra! - krzyknęłam - Zgoda!
Wstaliśmy z podłogi, a ja podeszłam do kuchenki i zaczęłam robić dla nas kolację.
- Jesteś najlepsza - szepnął mi do ucha.
Felix przytulił mnie od tyłu i pocałował w policzek.

----------------------------------------------------------------------------------------
ROZDZIAŁ 17!
Przepraszam, że tyle czekaliście, ale wreszcie jest. Ten rozdział jest bardziej o Ashley i Felixie. Przepraszam tych, którzy wolą bardziej akcję, ale musicie to przetrwać. Za tydzień w rozdziale, będzie więcej akcji, jednak też nie za dużo. Mam nadzieję, że rozdział się podoba, a szczególnie tym, którzy wolą takie rozdziały. No nie przynudzam już. Za tydzień w sobotę będzie rozdział. KOMENTUJCIE!