sobota, 13 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 24

Kolejny dzień w tym okropnym miejscu. Siedzę tu, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Myślę tylko o wypadku i Felixie, to wszystko mnie przytłacza, dobija, doprowadza do szału...
Mam wrażenie, jakby lekarze i pielęgniarki wiedzieli o wszystkim. Czuję się przy nich nie swojo, mam wrażenie, że oceniają mnie przez pryzmat tego wszystkiego.
"O patrzcie to ta, co spowodowała wypadek. Biedny chłopak, przez nią leży teraz w śpiączce."
"Jak ona mogła? Zabrała mu kawałek życia!"
Kiedy o tym myślę, płaczę...
To jest, jak sądzę, jedyny ratunek.
Około południa przyszła Alice - moja pielęgniarka. Nie rozmawiałam z nią od kilku dni. Dlaczego? Chyba boję się, że również uważa mnie za winną w całej sprawie.
- Cześć - przywitała się.
Nic nie odpowiedziałam. Patrzyłam tylko na to, co robi. Pobiera mi krew, sprawdza kroplówkę, uśmiecha się cały czas. Nagle siada obok mnie i zaczyna mówić:
- Nie możesz się zamykać w sobie i z nikim nie rozmawiać.
- Mogę! - oświadczam.
- Posłuchaj - odgarnęła mi kosmyk z włosów - wiele mieliśmy takich przypadków jak twój, pewnie uważasz, że cały ten wypadek to twoja wina. Nie możesz tak myśleć! Podobno wyskoczyło wam zwierzę na jezdnie, a ten młody chłopak próbował hamować, ale mu się nie udało.
Zaczęłam płakać. Chyba czas powiedzieć komuś, co się zdarzyło w samochodzie.
- A-ale p-pani nie wie, bo my się z Felixem pokłóciliśmy i on dodał gazu, bo go wkurzyłam. N-n-nic by się nie stało, gdybym trzymała język przy sobie.
- Dalej to nie jest twoja wina, tak czy siak to zwierzę by wyskoczyło, a ty nie mogłabyś nic z tym zrobić.
Zaczęłam jeszcze bardziej płakać.
- Mam wrażenie, że wszyscy w szpitalu mają mnie za najgorszą.
- Oh skarbie - przytuliła mnie.
Oparłam głowę na jej ramieniu i zaczęłam szlochać:
- Chciałabym go przeprosić za wszystko ale boję się do niego iść. Mam wrażenie, że jak tam pójdę stanie się coś złego, a ja nie zdążę powiedzieć tego co czuję.
Alice głaskała mnie tylko po głowie i uspokajała.
- Jeśli on umrze? Nie przeżyję tego.
- Nie umrze, lekarze codziennie mówią, że jego stan się poprawia. Nie stanie się nic złego, jak tam pójdziesz. Poza tym do ludzi w śpiączce trzeba mówić i trzeba ich odwiedzać. Jesteś dla niego ważną osobą w życiu, więc im częściej będziesz do niego przychodziła, tym jest większe prawdopodobieństwo, że się obudzi.
- Tak pani myśli? A co na to lekarze pomyślą?
- Nie przejmuj się ich opinią, lekarze zwykle nie oceniają innych. Jesteśmy bardzo neutralnymi osobami. Po prostu idź do Felixa i powiedz to co chcesz.
Odsunęłam się od niej, wytarłam swoją twarz, która pewnie była teraz spuchnięta i uśmiechnęłam się do kobiety.
- Ma pani rację.
Alice wstała z łóżka i złapała mnie za rękę.
- Co pani robi? - zdziwiłam się.
- Idziemy do twojego chłopaka.
Szliśmy tymi samymi korytarzami, co ja z Oscarem. Jednak tym razem nie upadłam, miałam już dużo siły i prawdopodobnie mogłabym już biegać. Kiedy doszłyśmy do sali Felixa, Alice klepnęła mnie po ramieniu i sobie poszła. Przez pierwszą chwilę nie wiedziałam, co robić. Mam wejść? Może powinnam wrócić do swojego łóżka? Popatrzyłam przez szybę na niego i zastanowiłam się, co on by zrobił na moim miejscu. Na pewno by mnie odwiedzał, a ja nawet wejść nie potrafię. Jestem głupia...
Po chwili weszłam do środka, jestem jego dziewczyną, powinnam go wspierać, a nie zachowywać się jak tchórz.
W pierwszej chwili, gdy zobaczyłam jego bladą twarz, łzy napłynęły mi do oczu. Musiałam się jednak otrząsnąć i myśleć racjonalnie. Znalazłam po drugiej stronie pokoju ruchomy stołeczek, na którym usiadłam i podjechałam pod same łóżko Felixa. Nie wiedziałam, co mam mówić. Wydawało mi się to trochę zabawne, mówić do osoby, która w żaden sposób nie może ci odpowiedzieć, nawet nie wiadomo czy cię słucha. Może teraz mu się coś śni, a ja mu przeszkodzę.
Oparłam swoją rękę na pościeli i zaczęłam patrzeć na jego twarz. Tak na prawdę nie wiedziałam od czego zacząć moją wypowiedź.
"Hej to ja Ashley, może mnie nie pamiętasz, ale jestem twoją dziewczyną"
To brzmi zabawnie, szczególnie, że mój głos odbiję się echem w tym pomieszczeniu.
Spojrzałam na jego dłoń, wyobrażałam sobie, że teraz moglibyśmy trzymać się za ręce i ...
To nie jest głupi pomysł, wezmę go za rękę i przez chwilę poczuję się, jakby na prawdę był tu ze mną i chciał wysłuchać tego, co mam do powiedzenia.
Położyłam obie swoje ręce na jego dłoni i ścisnęłam ją z całych sił.
- Wiesz Felix, zacznę od tego... Przepraszam, że nie przychodziłam regularnie - kiedy to powiedziałam, nie brzmiało to aż tak głupio, jak mi się wydawało.
- Sama też tu leżałam i nie mogłam sobie nic przypomnieć, to chyba jest wymówka, no ale trudno. Druga sprawa to chcę cię bardzo przeprosić z-za - moje gardło było ściśnięte - z-za ten w-w-wypadek - odetchnęłam z ulgą.
- Wiem to moja wina, nie powinnam przychodzić do Oscara, a potem robić ci awanturę w tym samochodzie, ale byłam zła. Mam nadzieję, że mnie rozumiesz. Chciałabym żebyś się teraz obudził i powiedział jak bardzo mnie kochasz lub żebyś mnie przytulił i pocałował. Brakuję mi ciebie.
Nagle poczułam jak jego palce się poruszają i łapią moją dłoń w uścisku. Popatrzyłam na jego twarz, jego powieki drgają. Powoli otwiera oczy i po chwili szepcze:
- Ashley!
Moje serce prawie wyskoczyło mi z piersi. To cud! Łzy zaczęły mi spływać po policzku, on się obudził i to po takich słowach. Wstałam z mojego krzesełka i podeszłam do niego bliżej.
- Felix ty-ty-ty się obudziłeś! - krzyknęłam.
- Na to wygląda - mówił po cichu.
Przytuliłam go z całych sił, a on to odwzajemnił. Znowu poczułam to cudowne uczucie. Jego ramiona, w których czuję się bezpiecznie. Jego palce, które dotykają moich pleców i sprawiają, że cała drże. Mam ochotę zostać przy nim, jak najdłużej.
- Kocham cię i przepraszam! - znowu zaczęłam ryczeć.
- Ja ciebie też, ale wstań bo zaraz mnie udusisz kochanie.
Zrobiłam to o co poprosił. Popatrzyłam jeszcze raz na niego. Uśmiechał się do mnie i wyglądał o wiele lepiej niż kilka minut temu. Ja natomiast płakałam, jak głupia ze szczęścia.
- Nie płacz Ash - powiedział Felix.
- Jestem szczęśliwa to dlatego.
Do pomieszczenia weszła pielęgniarka i kazała mi wyjść z pokoju. Kiedy wyszłam, usiadłam na krzesłach za salą Felixa i swoją twarz schowałam w dłoniach. Miałam ochotę się śmiać i płakać jednocześnie. Alice miała rację, takie słowa na prawdę pomagają chorym. Ale nie tylko im, ode mnie też odeszły wszystkie straszne myśli. Chcę pobiec do swojego pokoju i zacząć myśleć o swojej dalszej przyszłości, o szkole. Nie długo zbliżają się egzaminy i na pewno jakiś bal. Wszystko wracało do normy.
Wstałam i podeszłam do szyby, która oddzielała korytarz i sale Felixa. W środku był już lekarz i sprawdzał, czy wszystko jest w normie. Na razie nie mam po co tu być, więc wracam do siebie.
W pokoju już ktoś na mnie czekał, tak jak się spodziewałam był to Oscar.
Siedział na moim łóżku i bawił się owocem, który przyniosła mi mama.
- Zostaw biednego owocka w spokoju - zażartowałam, wchodząc.
Kiedy mnie zobaczył, odłożył swoją tymczasową zabawkę i podszedł do mnie.
- Hejka - przytulił mnie - jak się czujesz? W ogóle gdzie ty byłaś?
- Za dużo pytań - zachichotałam.
- Co się stało, że jesteś taka radosna?
- Więc cześć Oscar, bardzo dobrze się czuję, byłam u Felixa i jestem szczęśliwa, bo się obudził.
- Chwila co? Jak to się obudził?
- Normalnie - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Opowiedz mi wszystko, po co do niego poszłaś?
Chcieliśmy usiąść na łóżku, gdy nagle zauważyłam:
- Chyba chciałeś mi coś dać.
Oscar spojrzał na bukiet kwiatów i zarumienił się. Widocznie całkiem o nim zapomniał. Z za kłopotania, zaczął drapać się po karku.
- Ym, no miałem ci go właśnie dać ale...
- Rozumiem - położyłam palec na jego ustach, żeby się już przestał tłumaczyć.
Po chwili podał mi bukiet tulipanów, a ja podziękowałam mu. W końcu usiedliśmy i mogłam mu już wszystko powiedzieć. Po piętnastu minutach wiedział już o mojej rozmowie z Alice i o tym, co mi poradziła. Wiedział również o tym, jak to się stało, że Felix się obudził. Potem powiedział:
- Może go za chwilę odwiedzimy!
- Przepraszam, ale jestem zmęczona i chciałabym się położyć. Może wpadniesz wieczorem i wtedy dowiemy się co u niego słychać.
Przytaknął tylko głową, a na pożegnanie pocałował mnie w czółko.
Po jego wyjściu, rzeczywiście zasnęłam...

Słyszę krzyk kobiety.
Palący się samochód.
Co mam zrobić? Muszę pomóc, ale ona kręci głową.
Dlaczego? Pokazuję mi kogoś. To chłopak kilka lat młodszy ode mnie...

Budzę się cała mokra. Kolejny okropny sen, który chce wymazać z pamięci. Patrzę na telefon, dochodzi dwudziesta, Oscar za chwilę powinien się pojawić.
Po pół godzinie przychodzi i oczywiście znowu dostaję od niego kwiaty. To kochane z jego strony i to, że się tak stara. Chyba naprawdę się zmienił.
- Przepraszam, że tak późno, ale wcześniej nie mogłem.
- Mamy jeszcze półtorej godziny, zanim skończą się godziny odwiedzin, więc spokojnie.
- To idziemy!
Chciał mi pomóc iść, ale nie zgodziłam się. Powiedziałam mu, że sama dam sobie radę. Uśmiechnął się tylko i przez resztę drogi szliśmy w milczeniu.
Gdy dotarliśmy na miejsce, przez szybę widzieliśmy jak Felix siedzi w łóżku i patrzy w okno. Po chwili weszliśmy do środka i przywitaliśmy się z nim:
- Siema - rzucił Oscar.
- Hejka skarbie - powiedziałam.
Felix spojrzał się na nas i nic nie odpowiedział.
Podeszłam bliżej i zauważyłam, że musiał być już ktoś u niego, ponieważ stołeczek, na którym siedziałam znajdował się z drugiej strony. Nie przestawiając go, usiadłam na nim i spojrzałam na Oscara, który stał w rogu pokoju.
- Jak się czujesz? - zapytałam Felixa.
- Czy my się znamy?
- No tak jestem Ashley - zaśmiałam się.
Pewnie jak zwykle nabijał się ze mnie.
- Nie kojarzę cię jakoś.
- Przestań udawać - uśmiechnęłam się do niego.
Oscar podszedł bliżej i powiedział:
- A mnie poznajesz?
Felix spojrzał na niego i nic nie odpowiedział.
- Jestem Oscar.
Dalej nic nie powiedział i spojrzał się w okno.
- On udaję, żeby nam na złość zrobić. - zachichotałam.
- Przepraszam, ale ja na prawdę nie wiem kim jesteście - powiedział Felix.
- Jak to? Przecież jeszcze dzisiaj mnie przytulałeś i powiedziałeś, że mnie kochasz! - krzyknęłam.
- Nie wiem o co ci chodzi, moglibyście wyjść? - zapytał.
Znowu zaczęłam płakać, co się do cholery jasnej dzieję? Czy ja na prawdę nie mogę być szczęśliwa? Przecież było dobrze.
- Felix ja cię kocham, no to ja Ashley - rzuciłam mu się na szyję.
Oscar zaczął mnie odciągać. W sumie nie wiem dlaczego zrobiłam, to co zrobiłam. To był impuls.
Felix nacisnął jakiś przycisk, a po chwili usłyszałam jak Oscar szepczę mi na ucho:
- Wezwał ochronę, wychodzimy. Nie chcemy kłopotów.
Posłuchałam się go, wstałam z Felixa i złapałam za rękę Oscara. Ten pociągnął mnie za sobą i razem pobiegliśmy do mojego pokoju szpitalnego.


------------------------------------------------------------------
Rozdział 24!!! Kto na niego czekał?!
Tak sobie pomyślałam, czy chcecie dłuższe rozdziały, czy wolicie takie? Ten moim zdaniem nie jest jakiś długi, ale mam nadzieję, że wam się podoba. Nie miałam ostatnio weny, żeby to napisać i myślałam o tym, czy by nie przełożyć tego rozdziału na za tydzień, bo ostatnio nie mam humoru (takie moje sprawy). Jednak udało mi się, mam nadzieję, że jesteście dumni. Zauważyliście chyba, że jest nowy wygląd bloga. To dzięki moje przyjaciółce Paulinie, która zrobiła mi kilka takich obrazków na bloga. Bardzo, bardzo jej jestem wdzięczna i myślę, że kilka jej dzieł pojawi się na moim blogu, albo pod nową stroną albo będzie taki mały pokaz slajdów, jeszcze zobaczę. Wyczekujcie tego na blogu i na stronie "bohaterowie" pojawiła się nowa postać. Dziękuję wam, że jesteście ze mną i bardzo mnie wspieracie, kocham was najmocniej.
xx
POLECAM WAM JESZCZE BLOGA
http://zazakretemas.blogspot.com/
WCHODZIMY TAM!!!






1 komentarz:

  1. Juz przez chwile myslamam ze mnie nastraszylas i oklamalas i wszystko bedzie dobrze z Felixem ale jednak nie ugh... Mam nadzieje ze szybko odzysja pamiec czekam na next ;*

    OdpowiedzUsuń