sobota, 11 lipca 2015

ROZDZIAŁ 27

*kursywa* - kilka dni wcześniej

Przychodziłam do szpitala jeszcze przez kilka dni, aż w końcu w poniedziałek, gdy pojawiłam się w pobliżu pokoju Felixa, podeszła do mnie jedna z pielęgniarek.
- Jesteś Ashley tak? - zapytała.
- No tak - odpowiedziałam.
- Felix nie życzy sobie abyś go odwiedzała.
Moje serce stanęło, przecież przez ostatnie dni zaczęliśmy się dobrze dogadywać.
- Ale jak to? Dlaczego?
- Nie wiem. Niestety nie powiedział. - poszła sobie.
Spojrzałam przez szybę na leżącego w łóżku "mojego chłopaka". Wiedział, że przyszłam, dlatego patrzył się w okno i nawet nie śnił odwracać wzroku w moją stronę. Co się stało? Przecież było tak dobrze. Myślałam, że zrobiliśmy krok w naszej znajomości. Już prawie sobie wszystko przypominał, a teraz to się skończyło. Nie chce mnie widzieć. Teraz mam żyć bez niego!? Jak?! Kocham go najbardziej na świecie i teraz zapomnieć.
Oparłam się o ścianę i pozwoliłam łzom lecieć.


                                                  *czwartek*

"Masz tą siłę! Musisz tam iść, on cię potrzebuję" - mówiłam sobie na każdym kroku.
Weszłam do środka, a on zwyczajnie leżał i jadł kanapkę, oglądając telewizję.
- Hej - przywitałam się.
Spojrzał na mnie i kiwnął głową na stojące obok niego krzesło. Z dnia na dzień wyglądał coraz lepiej (może nie koniecznie, gdy pochłaniał kanapkę).
- Co leci? - próbowałam zacząć od jakiegoś normalnego tematu.
- Mwcz - odpowiedział.
- Co? - zaśmiałam się.
Próbując powiedzieć, część jedzenia, które miał w buzi, wypadło mu na kołdrę.
Przez chwilę próbowałam powstrzymać śmiech, jednak w końcu wybuchłam.
- Przepraszam - powiedział, połykając resztę kanapki.
Kiedy spojrzałam na niego wydawał się zawstydzony. Zrobił dokładnie to samo, co Oscar w takich sytuacjach: jego policzki zrobiły się czerwone, a ręką drapał się po karku.
- Nic się nie stało, to było bardzo zabawne - stwierdziłam.
Podeszłam do stolika, na którym leżały chusteczki i wyciągnęłam jedną z opakowania. Pomogłam Felixowi sprzątnąć i potem zapytałam:
- To co w końcu leciało?
- Mecz - odpowiedział, kładąc się.
- To dlatego nawet się nie przywitałeś? - uśmiechnęłam się.
- Mhm
Wpatrywał się w ekran, jakbym w jednej chwili przestała istnieć.
"Faceci" - pomyślałam.
- Chyba już pójdę.
- Nie! - w tym momencie wziął pilota i wyłączył telewizor - Zostań!
- Dobra, ale wiesz musisz ze mną rozmawiać.
- No dobra, to co u ciebie? Jak w szkole? Jeżeli jeszcze do niej chodzisz?
- Tak chodzę, jest w porządku. Nadrabiam zaległości, a jak ty się czujesz?
Chyba dobrze jest prowadzić taką "normalną" rozmowę. Nie powinnam go naciskać, w końcu kiedyś i tak sobie wszystko przypomni.
- Nieźle, mam nadzieję, że w następnym tygodniu mnie wypiszą.
- No jeśli sobie wszystko przypomnisz - szybko zakryłam usta ręką.
"Fuck, a co z tym żeby się nie śpieszyć? Brawo Ashley."
- Nie, nic się nie stało - położył dłoń na moich rękach.
Przeszły mnie ciarki, nie wiem czy on poczuł to samo, ale to było coś dziwnego. Tęsknie za nim. Za każdym spędzonym wspólnie czasie. Za przytuleniami i pocałunkami, ale teraz muszę się opanować, bo inaczej wybiegnę stąd z płaczem.
- Możesz mi powiedzieć, jak to z nami było? - zapytał.
Zdziwiło mnie to. Może jest jakaś szansa na uratowanie tego wszystkiego.
- W sumie nie wiem, od czego zacząć.
- Może od tego, jak się poznaliśmy?
Jego zapał do tego wszystkiego jest nie wiarygodny. Wolałabym położyć się obok niego i wtedy mu wszystko opowiedzieć. Niestety, metoda małych kroczków.
- No więc, byliśmy na basenie i ogólnie pokonałam cię w zawodach, a to były moje pierwsze zajęcia. Miałeś swoją paczkę, która była mega wredna dla wszystkich i raczej się nie lubiliśmy.
Zaczął się śmiać.
- Musiałem być niezły, poza tym jakim cudem mnie pokonałaś? - zachichotał.
- Normalnie - uśmiechnęłam się - Jesteś cieniasem.
- Chciałabyś - pochylił się bliżej mnie i po chwili zaczął mnie gilgotać.
- Felix! Przestań! - śmiałam się.
- Dobra, już. - uśmiechnął się - Mów dalej!
- No, twoje koleżanki ukradły mi telefon, a ty pocieszyłeś mnie tym, że mnie przytuliłeś i trochę zmieniłam nastawienie do ciebie.
- Dla mnie wszystkie miękną - zachichotał.
- Ta, od razu.
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Po kilku sekundach do pokoju weszła pielęgniarka, informująca nas o tym, że muszę już iść. Felix miał iść na jakieś badania, więc pożegnałam się z nim, mówiąc "Pa" i wyszłam z sali.
Po raz pierwszy uwierzyłam, że wszystko może być dobrze i przyszłam do domu pełna nadziei i uśmiechu na twarzy.

                                                  *piątek*

Tego, jak dzisiaj przyjdę do szpitala nie mogłam się doczekać. Brzmi to dość dziwnie, ale taka jest prawda. Wczoraj dostałam mocnego kopniaka z oznaką, że nie powinnam się poddawać. I tak zrobię.
Otworzyłam drzwi i  zobaczyłam, że Felix stoi pod oknem.
- Hejka - przywitałam się.
Momentalnie się odwrócił i podszedł do mnie. Po chwili poczułam jego ciepłe ręce na swoich plecach. Przytulił mnie. Tego potrzebowałam od dawna. Poczułam się, jakbym mogła znów oddychać. Moje serce zaczęło szybciej bić, a ja sama miałam ochotę krzyczeć z radości. Mimo tych wszystkich dni, które spędził w szpitalu, pachniał cudownie.
- Dzisiaj się chyba dobrze przywitałem - powiedział, odklejając się ode mnie.
- Tak - uśmiechnęłam się - To co chcesz słuchać dalej naszych opowieści?
- Z chęcią - oznajmił i poszedł położyć się z powrotem do łóżka.
Już chciałam zająć miejsce na krześle, kiedy usłyszałam jego głos:
- Połóż się obok mnie.
Nareszcie wracamy do tego, co było. Jeszcze tylko kilka dni i pewnie wróci mu pamięć. Mam taką nadzieję. Jestem cała roztrzęsiona, nie mogę teraz zrobić ani powiedzieć czegoś głupiego.
Wreszcie zrobiłam, co powiedział. Żebym miała się, o co oprzeć Felix objął mnie ręką i przysunął tak, abym leżała na jego piersi.
Tego też potrzebowałam. Teraz to już nie pozwolę, mu się ode mnie oddalić. Mam nadzieję, że dalej znaczę dla niego tyle ile kiedyś znaczyłam. Kocham go i wiem, że on w głębi duszy też mnie kocha. Na razie muszę cieszyć się chwilą.
- Więc skończyłam na tym, że się przytulaliśmy, kiedy ukradli mi telefon. - wciąż nie mogę uwierzyć, że znowu jest jak kiedyś - Potem kazałam ci czekać na mnie przy drzwiach wyjściowych.
- Pewnie cię posłuchałem tak?
- No pewnie - zachichotałam.
- Złego "bad boya" zmieniłaś w jakiegoś romantycznego chłopaczka - z tymi słowami, przysunął mnie bardziej do siebie.
Dlaczego mam ochotę go teraz pocałować? Dlaczego tak strasznie go kocham? Kiedy on sobie to wszystko przypomni? Dlaczego w ogóle robi te wszystkie rzeczy, skoro mnie nie pamięta? Czyżby pamięta swoją miłość do mnie?
To jest skomplikowane, ale tak cholernie go potrzebuję. Chciałabym zostać u niego w ramionach do końca życia. Czekam na moment, aż wszystko będzie jak kiedyś.
- Nie do końca cię zmieniłam, bo jak schodziłam na dół po schodach do drzwi, dusiłeś Oscara.
- Jakiego Oscara? To ten chłopak, co tu z tobą był?
- Tak, to twój były przyjaciel.
- To czemu się z nim zadajesz, skoro to moją dziewczyną jesteś? - czyżby to powiedział? - Albo byłaś? Jak to w ogóle jest z "nami"?
Bałam się tego pytania, od kiedy zrobiło się między nami dobrze. Wiedziałam, że w końcu je zada, ale chciałam z tym trochę poczekać. Teraz się wszystko skończy, bo pewnie nie jest pewny swoich uczuć i potrzebuję czasu i bla bla bla ...
Popatrzyłam na niego i powiedziałam:
- To zależy od ciebie i twoich uczuć.
- W sumie nie wiem, co czuję... Ale chcę, żebyś tu była i leżała obok mnie. Sam do końca, nie wiem dlaczego tak jest. Po prostu cię potrzebuję.
Na dźwięk tych słów, moje serce o mało nie wyskoczyło z piersi. Jest gdzieś w nim, dawny Felix i ja o tym wiem. Nie umiemy żyć bez siebie. Tak wydaję się to głupie, ale taka jest prawda.
Z powrotem położyłam się na jego piersi.
- Ja też cię potrzebuję Felix - oznajmiłam.
Nagle poczułam, jak całuję mnie w głowę. Wreszcie byłam szczęśliwa. Już nic nie mówiliśmy, żadne z nas nie chciało niczego zepsuć. W końcu po pół godzinie zamknęłam oczy.

                                                       *sobota*

Otworzyłam oczy i dopiero po chwili zorientowałam się gdzie jestem. Spałam razem z Felixem na łóżku szpitalnym. W pierwszym momencie myślałam, że dalej jest piątek, jednak kiedy wzięłam do ręki telefon, nie sądziłam, że aż tak się zdziwię.
- Cholera - wyszeptałam.
Zdjęłam z siebie rękę Felixa, starając się go nie obudzić i zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Moja mama pewnie się martwi, nie dałam znaku życia od kilkunastu godzin. Spojrzałam na godzinę, dochodziło w pół do szóstej nad ranem. Jeśli się pospieszę, będę w domu przed tym jak mama się obudzi i nic mi się nie stanie.
- Co robisz? - usłyszałam głos za sobą.
Odwróciłam się i zauważyłam, że Felix podnosi się z łóżka. Wyglądał cudownie z rana i naprawdę miałam ochotę zostać z nim dłużej. Niestety nie mogłam.
 "Nie trzeba było zasypiać Ashley" - podpowiadał mi głos w mojej głowie.
- Ym muszę już iść, jest sobota i wiesz moja mama nic nie wie o tym, że nie ma mnie w domu.
- Zostań jeszcze trochę - wyszeptał, mrużąc oczy z niewyspania.
Spaliśmy trochę czasu, więc nie powinien być zmęczony. Dalej uśmiechałam się, wyglądał naprawdę uroczo z rana i jego głos też był cudowny.
Po chwili wstał i podszedł do mnie.
- Zostań no! - mówił jak małe dziecko.
Zachichotałam.
- Nie mogę - uśmiechnęłam się.
- Dlaczego?
- Już ci mówiłam.
- A przyjdziesz po południu i może znowu zostaniesz na noc? - przygryzł wargę.
Naprawdę to robi, chce żebym została. Umie manipulować, ale niestety muszę myśleć o mamie.
- Chyba nie przyjdę, zobaczymy. Napisze ci dzisiaj.
- A masz mój ... a no tak masz - na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- To pa.
Przytuliłam go na pożegnanie i pobiegłam do domu.

                                                  *niedziela*

Nie byłam u niego w sobotę po południu, wolałam się trochę pouczyć i zostać w domu. W sumie musiałam odpokutować mamie, to że spałam w szpitalu. Nie dowiedziała się tego, ale gdybym nie spędziła z nią czasu, czułabym się źle. Oczywiście napisałam sms do Felixa, ten odpisał mi, że tęskni ale rozumie mnie. W ogóle znajduję się z nim w dziwnej sytuacji. Nie pamięta mnie i tego wszystkiego, ale w głębi duszy wie, że mnie kocha. To jest najdziwniejsze, co mnie w życiu spotkało. Oby nie długo, dzięki moim wysiłkom, przypomniał sobie wszystko.
Weszłam do niego uśmiechnięta i szczęśliwa.
- Hejka - przywitałam się.
- Hej - leżał na łóżku i patrzył się na mnie.
Widziałam, że chciał podejść, ale nie mógł przez kroplówkę, którą mu podłączyli.
Podeszłam do krzesełka i już chciałam usiąść, kiedy usłyszałam:
- No gdzie ty? Na swoje miejsce wracaj!
Wpakowałam mu się kolejny raz do łóżka. Znowu ułożyliśmy się w takiej pozycji, co przedwczoraj.
- Jesteś słaby i chyba nie powinieneś przyjmować takiej ciężkiej głowy, jak moja na swoją klatę - zachichotałam.
- Ha, ha, ha bardzo zabawne. Masz tu leżeć i koniec - cieszyło mnie to, co powiedział.
- To, co mi dzisiaj opowiesz? - zapytał, głaszcząc mnie po głowie.
- Nie wiem, chcesz romantyczną czy jakąś inną?
- To mamy inne?! - zdziwił się.
- Tak - roześmiałam się.
- Jakaś fajną, może coś romantycznego i dziwnego? Mamy taką opowieść?
Nie widziałam jego twarzy, ale wiedziałam, że się uśmiecha.
- Każda jest taka.
Nagle jego ręka dotknęła moje i po chwili splotły się w uścisku. Kolejna rzecz, która nas zbliża.
- Kiedyś przyszedłeś do mnie po pijaku do pokoju, krzyczałeś, w sumie to chyba się kłóciliśmy. Chociaż dalej nie mam pojęcia, jak wdrapałeś się na drzewo po alkoholu.
- Magik ze mnie - oznajmił.
- Może - zaśmiałam się - W końcu nie wiedzieć czemu, pocałowałeś mnie.
Nastała cisza między nami. Liczyłam, że coś powie, a on nic.
- Prawdopodobnie, potrzebowałem tego bardziej niż ci się zdaje - powiedział.
- Możliwe...
Cieszy mnie to, że pragnie/pragnął mnie tak samo, jak ja jego. Docenia się takie rzeczy, jak się je straci.
- Głupio mi, że nie pamiętam tych wszystkich wspaniałych chwil z Tobą.
- Kiedyś je sobie przypomnisz.
- Ta na pewno.
Nic nie mówiliśmy. Leżeliśmy w ciszy, jakby każde z nas o czymś myślało.
- Wiesz Ashley - zaczął - chyba zawsze będę cię kochać.
Odebrało mi mowę. Powiedział coś takiego, mimo braku tej pieprzonej pamięci.
Czy mogę już płakać ze szczęścia?
- Ja ciebie też Felix.
Zamknęłam oczy, tylko po to, żeby nie płakać.

                                               ***********


Teraz naprawdę nic nie rozumiem. Przyciąga mnie do siebie, a potem odpycha. Po tych wszystkich dniach, serio nie chce mnie widzieć?! W ten sposób każe mi zapomnieć? Nie umiem. Kocham go z całego mojego głupiego serca. Nie mogę nawet z nim o tym pogadać, bo nie mogę wejść. Może zrobił to specjalnie. Może po wypadku to dalej ten zły i arogancki Felix, którego spotkałam na basenie. Zobaczył, że jestem naiwna i pobawił się moim kosztem. Czuję się teraz, jak jakaś głupia zabawka, którą wyrzucono, bo już się znudziła. Oby jednak nie odzyskał tej pamięci, bo nie wiem czy kiedykolwiek mu to wybaczę. Nienawidzę go. Chciałabym żebyśmy się nigdy nie spotkali na tym cholernym basenie, tego dnia.

---------------------------------------------------------------------
ROZDZIAŁ 27!!!!!
Nie wierzę, że jestem aż tutaj. Nigdy nie sądziłam, że uda mi się tyle tego napisać. Dziękuję wam! Wiem, że dawno nie było rozdziału. Jednak postanowiłam, że rozdziały będą tak jak kiedyś w SOBOTY! W sumie mi samej też to pasuję. Kocham was i dziękuję, że dalej jesteście ze mną. Rozdział nie aż taki długi i mam nadzieję, że się podoba. Tak ten rozdział to bardzo Ashlix XD.
Wgl piszcie, co sądzicie o Felixie i o tym wszystkim. Komentujcie!!


1 komentarz:

  1. Kocham Ashlix 😍
    Ale ugh... O co chodzi Felixsowi!!! Dlaczego pierw jest taki kochany i słodziutki a później ja odpycha!!! Musisz dodać szybko next bo nie wyrobię!!!

    OdpowiedzUsuń