Dochodziła dziewiąta wieczorem, całą czwórką staliśmy przed mieszkaniem Ashley. Stałem oparty o samochód i bawiłem się małą zapalniczką.
- Felix przestań! - warknęła na mnie Naomi.
Wszyscy byliśmy podenerwowani. Nikt z nas nie wiedział czy uda nam się to, co zaplanowaliśmy. Było duże ryzyko niepowodzenia, ale czego się nie robi dla miłości.
Ogge poszedł rozejrzeć się po najbliższej okolicy. W tym czasie widziałem, jak Omar sprawdza wszystkie bronie i poprawia swoje czarne skórzane rękawiczki. Zupełnie nie mam pojęcia, po co on je wziął ze sobą. Czy on liczy na to, że nie będzie miał siniaków? Uśmiechnąłem się pod nosem i zdałem sobie sprawę, jak Ashley może teraz wyglądać. Cała w siniakach i ranach, pewnie jest wychudzona i ma wory pod oczami. Na tą myśl krew zaczęła mi szybciej pulsować, poczułem jak skoczyła mi adrenalina. Miałem ochotę pobiec do tego budynku i jak najszybciej wydostać stamtąd moją miłość. Naomi spojrzała na mnie i powiedziała:
- Uspokój się! Robimy tak, jak planowaliśmy.
Nagle usłyszałem wibrację w kieszeni kurtki. Wyjąłem telefon i nacisnąłem zieloną słuchawkę.
- Zaczynamy akcję! - usłyszałem głos Ogge'go, który był wyraźnie podekscytowany.
Po kilku minutach już go zobaczyłem. Powoli zbliżał się do swojego zadania, zanim jednak wszedł, kiwnął nam głową. Następne kilka minut to był horror, w życiu się tak nie denerwowałem. Cała nasza trójka zaciskała pięści i szczęki. Sam w duchu modliłem się o to, aby to wszystko wypaliło.
Wtem zauważyłem dwie postacie wychodzące z wieżowca. To już się zaczęło.
Ruszyliśmy na ratunek, kiedy portier i nasz przyjaciel byli wystarczająco daleko, aby nas nie zauważyć. Pobiegliśmy to windy najszybciej jak potrafiliśmy. Naomi nacisnęła dziesiątkę i w końcu ruszyliśmy na górę.
- Omar przygotuj się - oznajmiłem ostrym tonem.
Chłopak spojrzał na mnie i kiwnął głową.
Po kilku sekundach usłyszeliśmy pyknięcie, co oznaczało, że wina dojechała.
- Stójcie! - krzyknęła dziewczyna.
Wyjrzała głową na korytarz, sprawdzając czy nikogo nie ma.
- Czysto - powiedziała i machnęła ręką.
Spokojnie poszliśmy na sam koniec holu, gdzie znajdował się nasz cel dzisiejszej misji. Widziałem, że każdy z nas jest przerażony. Boimy się, bo tak naprawdę nie wiemy, co się za chwilę wydarzy.
- Przygotuj się! - rozkazałem przyjaciółce Ash.
Ta wyjęła broń z tylnej kieszeni spodni i odbezpieczyła ją. Oboje odsunęliśmy się kawałek, aby zrobić miejsce mojemu kumplowi na wyważenie drzwi. Nagle Omar przypomniał sobie o jednej rzeczy.
- Chwila! Muszę wysłać wiadomość mojemu koledze z policji.
Nasz plan zaczął się psuć, mieliśmy to zrobić dużo wcześniej, a nie w takiej chwili. Mam nadzieję, że Ogge wymyślił jakąś dobrą wymówkę. Po chwili sam spojrzałem na komórkę, żeby upewnić się, że nie dostałem żadnego sms.
- Dobra - odparł ciemnowłosy - za kilka minut tu będą - uśmiechnął się.
Nic nie odpowiedziałem, spojrzałem tylko na drzwi, których zaraz miało tu nie być. Mój przyjaciel zrobił kilka przysiadów, a następnie kopnął w drewno całą siłą. Rozleciały się na pół i zrobiły ogromny hałas. Jednak w tym momencie zależało mi tylko na niej. Jako pierwszy wszedłem do środka. Zobaczyłem pełno potłuczonych rzeczy na podłodze i dostałem ataku szału. Miałem milion myśli, co teraz mógł robić Ashley. Nagle zauważyłem go, jak wychodził z jakiegoś pokoju bez koszulki. Chciałem go zabić. Jeśli ją tknął, to już kurwa nie żyję. Oscar był wyraźnie wkurzony tym wtargnięciem, ale zanim zdążył coś powiedzieć, leżał już na ziemi z krwawiącym nosem. Do mieszkania weszli wtedy Omar i Naomi z broniami w dłoniach. Celowali w niego... Tego chorego idiotę.
- Mam nadzieję, że jej kurwa nie przeleciałeś! - wskazałem palcem na jego wykrzywioną z bólu twarz.
Wszystko we mnie płonęło ze złości, miałem ochotę go wziąć za te kudły i wyrzucić przez okno, a potem patrzeć jak zbierają go z ulicy.
- A co jeśli to zrobiłem? - zapytał ze śmiechem, leżąc na podłodze.
Stanąłem nad nim w rozkroku, następnie przykucnąłem i zacząłem okładać go pięściami. Miałem nadzieję, że go to boli, tak jak bolało mnie, przez te wszystkie miesiące bez niej. Nagle poczułem, jak ktoś odpycha mnie rękami od niego i wtedy się opanowałem. Oscar dalej zachowywał ten swój uśmieszek na mordzie, ale nie było mi go szkoda.
W tym momencie usłyszałem dobiegające z drugiego pomieszczenia ciche:
- Felix
Oczy mi się poszerzyły. Natychmiast pobiegłem do niej, jednak to co ujrzałem, przechodziło moje najszczersze oczekiwania. Ashley siedziała skulona obok łóżka w mojej za dużej białek koszulce. Je prawe ramię było odsłonięte i było widać na niej fioletowe siniaki. Jej twarz była pokryta krwią, zresztą tak, jak jej brzuch i nogi. Próbowała wstać, ale widać było, że jest na to zbyt słaba. Kucnąłem przy niej i wyciągnąłem do niej ręce. Ona natomiast uśmiechnęła się. Niesamowite było to, że ona wciąż potrafi się cieszyć, mimo że jest tak kiepsko. Jest to jedna z rzeczy, które w niej kocham.
Położyłem swoje dłonie na jej tali i podniosłem ją, następnie przełożyłem Ash przez ramię i ruszyłem w stronę wyjścia. Czułem się, jak super bohater. W "drzwiach" spotkałem grupę policjantów, która wbiegała do mieszkania i zaczęła mierzyć do Oscara bronią. Wreszcie chłopak zasłużył na swoją karę, za wszystko. Ostatnie, co usłyszałem był Omar witający się ze swoim kumplem z policji.
Ja szedłem w stronę windy z moją miłością na plecach, która była już bezpieczna. W windzie postawiłem ją obok siebie i jeszcze raz na nią spojrzałem.
- Musiałem - powiedziałem, jakby przepraszając za tą całą sytuację.
Ona nic nie odpowiedziała. Wtuliła się we mnie ze wszystkich sił i zaczęła płakać. Odwzajemniłem uścisk i pocałowałem ją w głowę.
- Już zawsze będę przy tobie - obiecałem.
Po chwili byliśmy już na parterze, gdzie siedziało mnóstwo policjantów. Widziałem, jak nakładają kajdanki portierowi, a Ogge'go przesłuchują. Kiedy wysiedliśmy z windy, jakaś kobieta do nas podeszła z szklanką wody i szepnęła coś Ashley na ucho. Ta jednak pokręciła głową, nie wiedziałem o co chodziło, ale cieszyłem się, że jest teraz ze mną i nigdzie nie musi iść. Chciałem jej wszystko powiedzieć, a przede wszystkim wytłumaczyć i przeprosić za to, co wycierpiała, bo to przeze mnie tego doświadczyła. Wyszliśmy razem na zewnątrz i posadziłem ją na wysokim murku tak, że kolana miała przy mojej klatce piersiowej.
Spojrzałem na nią i powiedziałem:
- Przepraszam za wszystko.
Schyliłem głowę, a ona podniosła ją i pocałowała mnie tak, jak kiedyś. Znów poczułem jej ciepłe wargi na sobie. Czułem jakbym znów oddychał.
-----------------------------------------------------------------------------
Tak wiem, rozdział nie jest długi!
Przepraszam, ale naprawdę nie mam zbytnio czasu na pisanie. Swój cały wolny czas przeznaczam na to, więc mam nadzieję, że to docenicie i skomentujecie. Został tylko 1 rozdział do końca + epilog. Za 2 tygodnie się żegnamy :(
Jednak nie na zawsze, ponieważ planuję już w grudniu wrócić z nowym ff, które będzie o wiele lepsze.
Komentujemy i piszemy co sądzimy! :)
Ogge poszedł rozejrzeć się po najbliższej okolicy. W tym czasie widziałem, jak Omar sprawdza wszystkie bronie i poprawia swoje czarne skórzane rękawiczki. Zupełnie nie mam pojęcia, po co on je wziął ze sobą. Czy on liczy na to, że nie będzie miał siniaków? Uśmiechnąłem się pod nosem i zdałem sobie sprawę, jak Ashley może teraz wyglądać. Cała w siniakach i ranach, pewnie jest wychudzona i ma wory pod oczami. Na tą myśl krew zaczęła mi szybciej pulsować, poczułem jak skoczyła mi adrenalina. Miałem ochotę pobiec do tego budynku i jak najszybciej wydostać stamtąd moją miłość. Naomi spojrzała na mnie i powiedziała:
- Uspokój się! Robimy tak, jak planowaliśmy.
Nagle usłyszałem wibrację w kieszeni kurtki. Wyjąłem telefon i nacisnąłem zieloną słuchawkę.
- Zaczynamy akcję! - usłyszałem głos Ogge'go, który był wyraźnie podekscytowany.
Po kilku minutach już go zobaczyłem. Powoli zbliżał się do swojego zadania, zanim jednak wszedł, kiwnął nam głową. Następne kilka minut to był horror, w życiu się tak nie denerwowałem. Cała nasza trójka zaciskała pięści i szczęki. Sam w duchu modliłem się o to, aby to wszystko wypaliło.
Wtem zauważyłem dwie postacie wychodzące z wieżowca. To już się zaczęło.
Ruszyliśmy na ratunek, kiedy portier i nasz przyjaciel byli wystarczająco daleko, aby nas nie zauważyć. Pobiegliśmy to windy najszybciej jak potrafiliśmy. Naomi nacisnęła dziesiątkę i w końcu ruszyliśmy na górę.
- Omar przygotuj się - oznajmiłem ostrym tonem.
Chłopak spojrzał na mnie i kiwnął głową.
Po kilku sekundach usłyszeliśmy pyknięcie, co oznaczało, że wina dojechała.
- Stójcie! - krzyknęła dziewczyna.
Wyjrzała głową na korytarz, sprawdzając czy nikogo nie ma.
- Czysto - powiedziała i machnęła ręką.
Spokojnie poszliśmy na sam koniec holu, gdzie znajdował się nasz cel dzisiejszej misji. Widziałem, że każdy z nas jest przerażony. Boimy się, bo tak naprawdę nie wiemy, co się za chwilę wydarzy.
- Przygotuj się! - rozkazałem przyjaciółce Ash.
Ta wyjęła broń z tylnej kieszeni spodni i odbezpieczyła ją. Oboje odsunęliśmy się kawałek, aby zrobić miejsce mojemu kumplowi na wyważenie drzwi. Nagle Omar przypomniał sobie o jednej rzeczy.
- Chwila! Muszę wysłać wiadomość mojemu koledze z policji.
Nasz plan zaczął się psuć, mieliśmy to zrobić dużo wcześniej, a nie w takiej chwili. Mam nadzieję, że Ogge wymyślił jakąś dobrą wymówkę. Po chwili sam spojrzałem na komórkę, żeby upewnić się, że nie dostałem żadnego sms.
- Dobra - odparł ciemnowłosy - za kilka minut tu będą - uśmiechnął się.
Nic nie odpowiedziałem, spojrzałem tylko na drzwi, których zaraz miało tu nie być. Mój przyjaciel zrobił kilka przysiadów, a następnie kopnął w drewno całą siłą. Rozleciały się na pół i zrobiły ogromny hałas. Jednak w tym momencie zależało mi tylko na niej. Jako pierwszy wszedłem do środka. Zobaczyłem pełno potłuczonych rzeczy na podłodze i dostałem ataku szału. Miałem milion myśli, co teraz mógł robić Ashley. Nagle zauważyłem go, jak wychodził z jakiegoś pokoju bez koszulki. Chciałem go zabić. Jeśli ją tknął, to już kurwa nie żyję. Oscar był wyraźnie wkurzony tym wtargnięciem, ale zanim zdążył coś powiedzieć, leżał już na ziemi z krwawiącym nosem. Do mieszkania weszli wtedy Omar i Naomi z broniami w dłoniach. Celowali w niego... Tego chorego idiotę.
- Mam nadzieję, że jej kurwa nie przeleciałeś! - wskazałem palcem na jego wykrzywioną z bólu twarz.
Wszystko we mnie płonęło ze złości, miałem ochotę go wziąć za te kudły i wyrzucić przez okno, a potem patrzeć jak zbierają go z ulicy.
- A co jeśli to zrobiłem? - zapytał ze śmiechem, leżąc na podłodze.
Stanąłem nad nim w rozkroku, następnie przykucnąłem i zacząłem okładać go pięściami. Miałem nadzieję, że go to boli, tak jak bolało mnie, przez te wszystkie miesiące bez niej. Nagle poczułem, jak ktoś odpycha mnie rękami od niego i wtedy się opanowałem. Oscar dalej zachowywał ten swój uśmieszek na mordzie, ale nie było mi go szkoda.
W tym momencie usłyszałem dobiegające z drugiego pomieszczenia ciche:
- Felix
Oczy mi się poszerzyły. Natychmiast pobiegłem do niej, jednak to co ujrzałem, przechodziło moje najszczersze oczekiwania. Ashley siedziała skulona obok łóżka w mojej za dużej białek koszulce. Je prawe ramię było odsłonięte i było widać na niej fioletowe siniaki. Jej twarz była pokryta krwią, zresztą tak, jak jej brzuch i nogi. Próbowała wstać, ale widać było, że jest na to zbyt słaba. Kucnąłem przy niej i wyciągnąłem do niej ręce. Ona natomiast uśmiechnęła się. Niesamowite było to, że ona wciąż potrafi się cieszyć, mimo że jest tak kiepsko. Jest to jedna z rzeczy, które w niej kocham.
Położyłem swoje dłonie na jej tali i podniosłem ją, następnie przełożyłem Ash przez ramię i ruszyłem w stronę wyjścia. Czułem się, jak super bohater. W "drzwiach" spotkałem grupę policjantów, która wbiegała do mieszkania i zaczęła mierzyć do Oscara bronią. Wreszcie chłopak zasłużył na swoją karę, za wszystko. Ostatnie, co usłyszałem był Omar witający się ze swoim kumplem z policji.
Ja szedłem w stronę windy z moją miłością na plecach, która była już bezpieczna. W windzie postawiłem ją obok siebie i jeszcze raz na nią spojrzałem.
- Musiałem - powiedziałem, jakby przepraszając za tą całą sytuację.
Ona nic nie odpowiedziała. Wtuliła się we mnie ze wszystkich sił i zaczęła płakać. Odwzajemniłem uścisk i pocałowałem ją w głowę.
- Już zawsze będę przy tobie - obiecałem.
Po chwili byliśmy już na parterze, gdzie siedziało mnóstwo policjantów. Widziałem, jak nakładają kajdanki portierowi, a Ogge'go przesłuchują. Kiedy wysiedliśmy z windy, jakaś kobieta do nas podeszła z szklanką wody i szepnęła coś Ashley na ucho. Ta jednak pokręciła głową, nie wiedziałem o co chodziło, ale cieszyłem się, że jest teraz ze mną i nigdzie nie musi iść. Chciałem jej wszystko powiedzieć, a przede wszystkim wytłumaczyć i przeprosić za to, co wycierpiała, bo to przeze mnie tego doświadczyła. Wyszliśmy razem na zewnątrz i posadziłem ją na wysokim murku tak, że kolana miała przy mojej klatce piersiowej.
Spojrzałem na nią i powiedziałem:
- Przepraszam za wszystko.
Schyliłem głowę, a ona podniosła ją i pocałowała mnie tak, jak kiedyś. Znów poczułem jej ciepłe wargi na sobie. Czułem jakbym znów oddychał.
-----------------------------------------------------------------------------
Tak wiem, rozdział nie jest długi!
Przepraszam, ale naprawdę nie mam zbytnio czasu na pisanie. Swój cały wolny czas przeznaczam na to, więc mam nadzieję, że to docenicie i skomentujecie. Został tylko 1 rozdział do końca + epilog. Za 2 tygodnie się żegnamy :(
Jednak nie na zawsze, ponieważ planuję już w grudniu wrócić z nowym ff, które będzie o wiele lepsze.
Komentujemy i piszemy co sądzimy! :)