Prolog mojego nowego ff!
http://changeffiction.blogspot.com/2015/11/prolog.html
ZAPRASZAM!
środa, 18 listopada 2015
poniedziałek, 2 listopada 2015
NOWY BLOG!!!!!
Zapraszam wszystkich na nowego bloga!
http://changeffiction.blogspot.com/
Na razie są tylko bohaterowie, ale już nie długo będzie prolog.
Zapraszam :)
http://changeffiction.blogspot.com/
Na razie są tylko bohaterowie, ale już nie długo będzie prolog.
Zapraszam :)
sobota, 10 października 2015
EPILOG
Rehab - Warto posłuchać do tego rozdziału.
-----------------------------------------------------------------------------
Tak właśnie kończy się moja historia. Całe to bagno, w którym siedziałam nie wróci. Moje życie teraz? Wszystko się układa. Razem z Felixem zdecydowaliśmy się wyjechać z tego miasta. Każde z nas miało złe wspomnienia i woleliśmy resztę swoich dni, spędzić w innym miejscu. Nasi rodzice byli trochę wkurzeni, że opuszczamy ich i naszych przyjaciół. Jednak po chwili sami zrozumieli, że jesteśmy dorośli i mamy prawo podejmować własne decyzję.
Naomi strasznie płakała, kiedy ją poinformowałam o naszej decyzji. Zepsułam trochę jej plany na wspólne studia i pracę. Trochę zrobiło mi się smutno i miałam wtedy chwilę zawahania. Nagle pomyślałam sobie, że moja przyjaciółka i tak sobie poradzi beze mnie, znajdzie nową paczkę znajomych i wkrótce o mnie zapomni. Oczywiście nie powiedziałam jej tego wprost, zaczęłam ją pocieszać i obiecałam, że będę przyjeżdżać i ją odwiedzać. Tak naprawdę, nie miałam zamiaru tu wracać. Dlaczego? Ponieważ jest tu za dużo wspomnień. Co z moją mamą? Jest szczęśliwa, ostatnimi czasy poznała kogoś. Nazywa się Tom i jest przystojnym brunetem, który pracuję w dużej korporacji. Ma tyle lat, co moja mama, więc na pewno się dogadają. Na razie chodzą na randki, ale słyszałam, że już planują wspólnie zamieszkać. Jednak nie w tym mieście. Tak samo, jak ja planują się wyprowadzić, a nasz dom ma zostać sprzedany. Powinno mi być z tego powodu smutno, ale jakoś mam odwrotne uczucia. Tak, wiem to dziwne.
Co z rodziną Felixa? Oni jak moja mama, wyprowadzają się. Mają dość tego miejsca. Wyjeżdżają do Dallas, gdzie mieszka siostra taty Felixa. Mam nadzieję, że będą tam szczęśliwi. Co z Oscarem? Siedzi w więzieni i raczej długo stamtąd nie wyjdzie. Okazało się, że był poszukiwany przez kilka miasteczek, podobno handlował narkotykami, czy coś takiego. Nie wiem, nie interesowało mnie to, kiedy wyszłam ze szpitala. Na całe szczęście nie musiałam składać zeznań w sądzie, wystarczyło tylko to, co powiedziałam policjantowi w szpitalu. Jak się czuję? Ze mną wszystko w porządku, leżałam na oddziale około tygodnia, potem wszystko wróciło do normy. Rany się zagoiły i wróciłam do normalnej wagi. Z moją psychiką też jest wszystko w porządku. W pierwszych tygodniach, kiedy to wszystko się skończyło, chodziłam do psychologa, ale tylko dlatego, że mama mi kazała. Kobieta, która przeprowadzała ze mną sesje, mówiła, że to w ogóle nie jest mi potrzebne. Jednak mamusia się uparła. Oczywiście na początku była też przeciwko temu, żebym spotykała się z Felixem. Nie ufała mu, po tej całej akcji. Na szczęście potem jej przeszło, bo musiała widywać go codziennie. No właśnie, jak z Felixem? Lepsze pytanie byłoby, jak z nami. Bo tak naprawdę, każdą minutę spędzamy razem, praktycznie w ogóle się nie rozstajemy. Jest nam ze sobą najlepiej. Można powiedzieć, że jesteśmy "goal", przytulamy się, całujemy, ale też wygłupiamy i zachowujemy się jak najlepsi na świecie przyjaciele. Mam nadzieję, że tak zostanie do końca świata. Na ten czas nie wyobrażam sobie życia bez niego. Kiedy leżałam w szpitalu, myślałam o tym wszystkim - wypadek, kłamstwa, kłótnie. Tak naprawdę przez cały ten czas, to Felix starał się mnie chronić i kochał mnie. Tylko byłam na tyle głupia, żeby tego nie widzieć. On się starał, a ja odpuściłam. Żałuję tego. Żałuję wszystkiego, a najbardziej tego, że wybrałam Oscara, chociaż dobrze wiedziałam, że kocham tylko tego głupiego blondyna, który ma szalone pomysły i je bardzo dużo, a jest niewiarygodnie chudy. Wreszcie, co ze studiami i pracą? Wszystko jest załatwione. Będę chodzić na najlepszy uniwersytet w kraju, więc to chyba lepiej niż gdybym została. No cóż, a praca? Praca dla lekarza zawsze się znajdzie.
A praca dla Felixa? Co on w ogóle robi? Pracował dla firmy Apple, zajmował się różnymi sprawami, od wypłacania pensji pracownikom do zwykłego odbierania telefonów, jeśli ktoś miał problem. Dziwne, ale zarabiał przy tym naprawdę dużo i mógł pracować w domu. Teraz zatrudnia się w jakiejś firmie korporacyjnej na dziale finansów. Jak wyobrażam sobie nasze życie w obcym mieście? Normalnie, mamy siebie i na pewno razem przetrwamy. Sami chcieliśmy zacząć od nowa, z dala od przeszłości. W przyszłości na pewno się jeszcze przeprowadzimy i będziemy mieli dzieci. Mam nadzieję, że będziemy mieli jak najmniej kłótni i razem przetrwamy wszystko.
Gdzie teraz jestem?
Siedzę w samochodzie z Felixem. Jedziemy właśnie w stronę naszego nowego życia. Mam otwartą szybę, wiatr owiewa mi włosy, słońce świeci. Jest idealna pogoda na zaczęcie nowej drogi. Patrzę na niego zza okularów przeciwsłonecznych. Po raz pierwszy, wiem, że jadę w dobrym kierunku z odpowiednią osobą.
- Felix - powiedziałam i złapałam go za rękę.
- Tak? - odpowiedział pytając.
Przez ułamek sekundy spojrzał się na mnie, a potem znów wrócił wzrokiem na drogę.
- Uda nam się? - zapytałam, czując pewien niepokój.
- Nie - odparł.
- Co?! - krzyknęłam.
- Żartuję - zachichotał.
- Nienawidzę cię - przywaliłam mu z pięści w ramię.
Oboje zaczęliśmy się śmiać.
Felix nagle zjechał samochodem na pobocze.
- Co robisz? - zdziwiłam się.
- Martwisz się? - spytał i zgasił silnik samochodu.
- Trochę tak, ale wierzę, że nam się uda.
- Wszystko nam się uda, dopóki jesteśmy razem. Dużo się nauczyliśmy przez ten rok i wiemy, że nie potrafimy bez siebie żyć. Kocham cię, jak nikogo innego. Jesteś moją miłością i nikt, ani nic tego nie zmieni.
Nasze wargi złączyły się do pocałunku. Smak jego ust dodaje mi sił i najchętniej całowałabym go cały czas. Odkleiliśmy się od siebie i po chwili spojrzeliśmy sobie nawzajem w oczy. Felix pogładził mnie dłonią po policzku.
- Chciałabyś coś dodać albo skomentować, do tego, co powiedziałem?
Wiedziałam, że czeka na słowa "Kocham cię równie mocno" i tego typu rzeczy. Zastanowiłam się przez chwilę, czy mam mu to powiedzieć, bo przecież słyszał to ode mnie dwa razy częściej niż sam to mówił.
- Jesteś idiotą - odparłam, śmiejąc się.
- Ale twoim idiotą - odpowiedział.
------------------------------------------------
Koniec!
Tak, to już koniec tego fanfiction.
Jest to smutne, żegnać mi się z wami. Mam nadzieję, że nie zawiodłam waszych oczekiwań i całe opowiadanie wam się podobało.
Z następnym ff ruszam w grudniu, jeśli chcecie więcej informacji, albo chcecie być na bieżąco to zapraszam na mojego tt @perfectfel.
Jeśli nie, to oświadczam, że tutaj też wstawie w grudniu linka do nowego ff. Więc też możecie obserwować mojego bloga :).
Komentujcie i piszcie wasze opinie :)
Do zobaczenia w grudniu!
-----------------------------------------------------------------------------
Tak właśnie kończy się moja historia. Całe to bagno, w którym siedziałam nie wróci. Moje życie teraz? Wszystko się układa. Razem z Felixem zdecydowaliśmy się wyjechać z tego miasta. Każde z nas miało złe wspomnienia i woleliśmy resztę swoich dni, spędzić w innym miejscu. Nasi rodzice byli trochę wkurzeni, że opuszczamy ich i naszych przyjaciół. Jednak po chwili sami zrozumieli, że jesteśmy dorośli i mamy prawo podejmować własne decyzję.
Naomi strasznie płakała, kiedy ją poinformowałam o naszej decyzji. Zepsułam trochę jej plany na wspólne studia i pracę. Trochę zrobiło mi się smutno i miałam wtedy chwilę zawahania. Nagle pomyślałam sobie, że moja przyjaciółka i tak sobie poradzi beze mnie, znajdzie nową paczkę znajomych i wkrótce o mnie zapomni. Oczywiście nie powiedziałam jej tego wprost, zaczęłam ją pocieszać i obiecałam, że będę przyjeżdżać i ją odwiedzać. Tak naprawdę, nie miałam zamiaru tu wracać. Dlaczego? Ponieważ jest tu za dużo wspomnień. Co z moją mamą? Jest szczęśliwa, ostatnimi czasy poznała kogoś. Nazywa się Tom i jest przystojnym brunetem, który pracuję w dużej korporacji. Ma tyle lat, co moja mama, więc na pewno się dogadają. Na razie chodzą na randki, ale słyszałam, że już planują wspólnie zamieszkać. Jednak nie w tym mieście. Tak samo, jak ja planują się wyprowadzić, a nasz dom ma zostać sprzedany. Powinno mi być z tego powodu smutno, ale jakoś mam odwrotne uczucia. Tak, wiem to dziwne.
Co z rodziną Felixa? Oni jak moja mama, wyprowadzają się. Mają dość tego miejsca. Wyjeżdżają do Dallas, gdzie mieszka siostra taty Felixa. Mam nadzieję, że będą tam szczęśliwi. Co z Oscarem? Siedzi w więzieni i raczej długo stamtąd nie wyjdzie. Okazało się, że był poszukiwany przez kilka miasteczek, podobno handlował narkotykami, czy coś takiego. Nie wiem, nie interesowało mnie to, kiedy wyszłam ze szpitala. Na całe szczęście nie musiałam składać zeznań w sądzie, wystarczyło tylko to, co powiedziałam policjantowi w szpitalu. Jak się czuję? Ze mną wszystko w porządku, leżałam na oddziale około tygodnia, potem wszystko wróciło do normy. Rany się zagoiły i wróciłam do normalnej wagi. Z moją psychiką też jest wszystko w porządku. W pierwszych tygodniach, kiedy to wszystko się skończyło, chodziłam do psychologa, ale tylko dlatego, że mama mi kazała. Kobieta, która przeprowadzała ze mną sesje, mówiła, że to w ogóle nie jest mi potrzebne. Jednak mamusia się uparła. Oczywiście na początku była też przeciwko temu, żebym spotykała się z Felixem. Nie ufała mu, po tej całej akcji. Na szczęście potem jej przeszło, bo musiała widywać go codziennie. No właśnie, jak z Felixem? Lepsze pytanie byłoby, jak z nami. Bo tak naprawdę, każdą minutę spędzamy razem, praktycznie w ogóle się nie rozstajemy. Jest nam ze sobą najlepiej. Można powiedzieć, że jesteśmy "goal", przytulamy się, całujemy, ale też wygłupiamy i zachowujemy się jak najlepsi na świecie przyjaciele. Mam nadzieję, że tak zostanie do końca świata. Na ten czas nie wyobrażam sobie życia bez niego. Kiedy leżałam w szpitalu, myślałam o tym wszystkim - wypadek, kłamstwa, kłótnie. Tak naprawdę przez cały ten czas, to Felix starał się mnie chronić i kochał mnie. Tylko byłam na tyle głupia, żeby tego nie widzieć. On się starał, a ja odpuściłam. Żałuję tego. Żałuję wszystkiego, a najbardziej tego, że wybrałam Oscara, chociaż dobrze wiedziałam, że kocham tylko tego głupiego blondyna, który ma szalone pomysły i je bardzo dużo, a jest niewiarygodnie chudy. Wreszcie, co ze studiami i pracą? Wszystko jest załatwione. Będę chodzić na najlepszy uniwersytet w kraju, więc to chyba lepiej niż gdybym została. No cóż, a praca? Praca dla lekarza zawsze się znajdzie.
A praca dla Felixa? Co on w ogóle robi? Pracował dla firmy Apple, zajmował się różnymi sprawami, od wypłacania pensji pracownikom do zwykłego odbierania telefonów, jeśli ktoś miał problem. Dziwne, ale zarabiał przy tym naprawdę dużo i mógł pracować w domu. Teraz zatrudnia się w jakiejś firmie korporacyjnej na dziale finansów. Jak wyobrażam sobie nasze życie w obcym mieście? Normalnie, mamy siebie i na pewno razem przetrwamy. Sami chcieliśmy zacząć od nowa, z dala od przeszłości. W przyszłości na pewno się jeszcze przeprowadzimy i będziemy mieli dzieci. Mam nadzieję, że będziemy mieli jak najmniej kłótni i razem przetrwamy wszystko.
Gdzie teraz jestem?
Siedzę w samochodzie z Felixem. Jedziemy właśnie w stronę naszego nowego życia. Mam otwartą szybę, wiatr owiewa mi włosy, słońce świeci. Jest idealna pogoda na zaczęcie nowej drogi. Patrzę na niego zza okularów przeciwsłonecznych. Po raz pierwszy, wiem, że jadę w dobrym kierunku z odpowiednią osobą.
- Felix - powiedziałam i złapałam go za rękę.
- Tak? - odpowiedział pytając.
Przez ułamek sekundy spojrzał się na mnie, a potem znów wrócił wzrokiem na drogę.
- Uda nam się? - zapytałam, czując pewien niepokój.
- Nie - odparł.
- Co?! - krzyknęłam.
- Żartuję - zachichotał.
- Nienawidzę cię - przywaliłam mu z pięści w ramię.
Oboje zaczęliśmy się śmiać.
Felix nagle zjechał samochodem na pobocze.
- Co robisz? - zdziwiłam się.
- Martwisz się? - spytał i zgasił silnik samochodu.
- Trochę tak, ale wierzę, że nam się uda.
- Wszystko nam się uda, dopóki jesteśmy razem. Dużo się nauczyliśmy przez ten rok i wiemy, że nie potrafimy bez siebie żyć. Kocham cię, jak nikogo innego. Jesteś moją miłością i nikt, ani nic tego nie zmieni.
Nasze wargi złączyły się do pocałunku. Smak jego ust dodaje mi sił i najchętniej całowałabym go cały czas. Odkleiliśmy się od siebie i po chwili spojrzeliśmy sobie nawzajem w oczy. Felix pogładził mnie dłonią po policzku.
- Chciałabyś coś dodać albo skomentować, do tego, co powiedziałem?
Wiedziałam, że czeka na słowa "Kocham cię równie mocno" i tego typu rzeczy. Zastanowiłam się przez chwilę, czy mam mu to powiedzieć, bo przecież słyszał to ode mnie dwa razy częściej niż sam to mówił.
- Jesteś idiotą - odparłam, śmiejąc się.
- Ale twoim idiotą - odpowiedział.
------------------------------------------------
Koniec!
Tak, to już koniec tego fanfiction.
Jest to smutne, żegnać mi się z wami. Mam nadzieję, że nie zawiodłam waszych oczekiwań i całe opowiadanie wam się podobało.
Z następnym ff ruszam w grudniu, jeśli chcecie więcej informacji, albo chcecie być na bieżąco to zapraszam na mojego tt @perfectfel.
Jeśli nie, to oświadczam, że tutaj też wstawie w grudniu linka do nowego ff. Więc też możecie obserwować mojego bloga :).
Komentujcie i piszcie wasze opinie :)
Do zobaczenia w grudniu!
sobota, 3 października 2015
ROZDZIAŁ 37
Siedziałam na murku wpatrując się w jego oczy, byłam wreszcie wolna i szczęśliwa. Do tego wszystkiego najważniejsza osoba w moim życiu stała tuż obok mnie. Wiedziałam, że on w końcu po mnie przyjdzie i zrobił to w odpowiednim momencie, bo Oscar przygotowywał się, aby mnie kolejny raz uderzyć. W sumie powinnam pojechać do szpitala, ale najpierw chce zobaczyć, jak zabierają tego idiotę do radiowozu. Oparłam swoje czoło o głowę Felixa i wsłuchiwałam się w jego nierównomierny oddech.
- Felix - szepnęłam.
Nie miałam siły na powiedzenie czegoś głośno, byłam wykończona fizycznie jak i psychicznie.
- Tak kochanie? - zapytał i uniósł oczy ku górze.
Nie mogłam uwierzyć, że to wszystko się już skończyło. Teraz wiem, że będzie już lepiej i nie zostawię Felixa dla nikogo innego. To co się wydarzyło przez ostatnie pół roku wywarło na mnie duży wpływ, jednak jestem pewna, że od dziś już wszystko będzie lepiej.
W pewnym momencie zorientowałam się, że zaczęły lecieć mi łzy po twarzy.
- Nie płacz - oznajmił blondyn i pogłaskał mnie dłonią po policzku.
Uśmiechnęłam się, tak, po raz pierwszy od długiego czasu, wykonałam ten niewinny ruch.
- To łzy szczęścia - odpowiedziałam wciąż po cichu.
Moja miłość wyciągnęła ku mnie ręce, a ja schyliłam się żeby go przytulić. Wtem on oplótł mnie w pasie, natomiast moje nogi powędrowały na jego biodra. Przytulaliśmy się tak około pięciu minut, aż nagle przeszło mi przez myśl, że jest mu pewnie ciężko.
- Może już zejdę, co? - spytałam.
- Dlaczego? - zaśmiał się.
Jak ja dawno nie słyszałam tego dźwięku. Przez to przypomniało mi się, jak spędzaliśmy ze sobą prawie każdy dzień i śmialiśmy się na okrągło.
- Ashley! - krzyknął zdenerwowany.
- Przepraszam zamyśliłam się, nie jestem ciężka?
- Chyba przytyć powinnaś, Oscar w ogóle pozwalał ci jeść? - zmartwił się.
- Tak, tylko bardziej niż o jedzenie martwiłam się o swoje życie - zachichotałam.
Jednak on nie zaśmiał się, nie było to dla niego w żadnym stopniu zabawne.
Postawił mnie na ziemie i schował ręce do kieszeni. Jego głowa opadła na dół, a twarz przykryły włosy.
Nagle usłyszałam jego szloch.
- Ej Felix co jest? - zapytałam podnosząc jego blond grzywkę do góry, żeby ujrzeć jego twarz.
- Po prostu już nie mogę dłużej słuchać tego, jak on cię krzywdził, bo to moja wina - odparł.
- Nie, to nie...
- Tak, to jest moja wina - przerwał mi.
Nic nie odpowiedziałam, wiedziałam, że zaraz wszystko mi wyjaśni i dowiem się czegoś złego.
- Posłuchaj to było tak, że tego dnia, kiedy u ciebie nocowałem, po wyjściu z twojego domu, spotkałem go. Chciał ze mną porozmawiać, więc pojechaliśmy do mojego domu na ogródek i tam zaczął mi go grozić. To znaczy nie tylko mi, a także mojemu młodszemu bratu. Powiedział, że jak sobie ciebie nie odpuszczę, to mnie i mojemu bratu coś się stanie, obstawiałem, że nie tylko mojemu bratu ale także mojemu tacie i twojej mamie. Wiedziałem, że nie kłamał, Oscar był człowiekiem zdolnym do wszystkiego. Był też jeszcze jeden powód tego wszystkiego, kiedy jechał z moją mamą samochodem tego dnia, co zginęła. Podobno, gdy samochód się palił wyciągnęłaś Oscara z auta, a mojej mamy nie udało ci się, wezwałaś wtedy pogotowie i policję. Jednak, kiedy przyjechali było już za późno. Miałaś wtedy osiem lat, więc nie wiedziałaś, że to byli moi najbliżsi. Dziwne nasze losy się już wtedy jakoś połączyły - uśmiechnął się na te słowa - Byłem zszokowany, na początku nie chciałem uwierzyć w tą historię. Potem natomiast Oscar powiedział mi, że potem przez lata szukał ciebie i gdy już cię znalazł i chciał się zobaczyć, byłem wtedy z tobą tzn. nie byliśmy razem, tylko to był właśnie ten dzień na basenie. To wszystko jest strasznie pogmatwane, ale tak właśnie było. Nie chciałem z ciebie rezygnować, ale nie miałem wyjścia i przestałem się do ciebie odzywać. Jednak tamtego dnia, kiedy zobaczyłem cię na schodach u niego w domu, byłem jednocześnie szczęśliwy, jak i zły. Zadawałem sobie cały czas pytanie jakim cudem, tak szybko jesteście razem. Przecież to mnie powinnaś kochać. Jednak wieczorem, gdy zaczął cię dotykać, a ty krzyczeć, nie wytrzymałem. Musiałem cię stamtąd zabrać, już wtedy, kiedy wyszliśmy miałem ochotę cię przytulić i powiedzieć, jak bardzo mi cię brakuję, ale nie mogłem. Cały czas miałem obraz swojego brata całego we krwi, przed oczami. Wtedy niestety sypnąłem ci o jakimś układzie, strasznie się o to wypytywałaś, nawet nie wiesz jak strasznie chciałem ci wszystko wyjaśnić i przeprosić. Bardzo długo szukałem rozwiązania, jakby tu znowu być z Tobą, albo spotykać się tak, żeby Oscar się o niczym nie dowiedział, jednak nie znalazłem nic, zero pomysłów. Dlatego podczas tamtej jazdy, tak strasznie się wkurzałem. Byłem wściekły na niego, ciebie i siebie. Jak wiesz, to wszystko doprowadziło do wypadku, kolejnego jebanego zdarzenia, które nigdy nie powinno mieć miejsca. Za to chciałbym cię również przeprosić, cierpiałaś przez takiego dupka, jakim jestem. - zaczął znowu płakać - W szpitalu, kiedy ocknąłem się przy Tobie, nie potrafiłem udawać kolejny raz dupka bez uczuć i musiałem cię przytulić. Poczułem wtedy, jak mi jest źle bez ciebie. Dajesz mi zapach wolności w moim życiu i wiem, dzięki Tobie, że wszystko jest możliwe, jeśli się tego pragnie. Niestety, potem do mojej sali przyszedł Oscar, który rozkazał mi udawać, że straciłem pamięć. Była to najgorsza rzecz, jaką musiałem zrobić kiedykolwiek w moim życiu. Można byłoby powiedzieć, że to jest jakaś kara za grzechy. Za to, jaki kiedyś byłem dla ludzi. Na szczęście wierzyłaś w to, że kiedyś odzyskam pamięć i przychodziłaś do mnie bardzo często, z czego się ogromnie cieszyłem. Bo mogłem wykorzystać tę sytuację na moją korzyść i udawać, że z twoją pomocą wszystko sobie przypominam. Jednak okazało się, że mówiłaś o tym wszystkim Oscarowi, a raczej pisałaś w smsach. Więc pewnego dnia do mnie przyszedł i kolejny raz mi zagroził. Wtedy zrobiłem to, co było konieczne, poprosiłem pielęgniarkę, aby cię już do mnie nie wpuszczała. Wtem po raz pierwszy po stracie matki, tak strasznie płakałem. Łzy leciały mi całą noc i następny cały dzień. Nie mogłem przeżyć tego, co ci zrobiłem. W ogóle nie umiałem się pozbierać po tym wszystkim. Potem po kilku miesiącach, gdy dowiedziałem się, że chcesz zamieszkać z Oscarem cały ból powrócił, nie myślałem, że kiedyś, będę kochać kogoś tak bardzo, jak ciebie. Dlatego teraz, chcę cię przeprosić za wszystko, za to, że rozpieprzyłem ci życie. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie myślałam, że to wszystko tak wyglądało. Jedyne, co teraz wiem, to, że Felix chciał dobrze i bez względu na wszystko mnie kocha, a ja kocham jego. Powinniśmy zostawić to za sobą i ruszyć na przód, nie wspominając złych chwil. Chce z nim spędzić resztę mojego dziwnego życia i będę walczyć z każdym, żeby to się spełniło.
- Felix spójrz na mnie! - rozkazałam mu.
Uniósł głowę do góry.
- Mam gdzieś to, co zrobiłeś. Było minęło, oczywiście jestem w szoku i smutno mi, jak to wszystko słyszę. Jednak chcę być z Tobą i... - chciał mi przerwać - daj mi dokończyć. Na twoim miejscu pewnie postąpiłabym tak samo, kocham cię i mam gdzieś przeszłość.
Przytuliłam go.
- A to z moją mamą to prawda? - zapytał.
- Tak, kiedy podeszłam do tego samochodu, chciałam wyciągnąć najpierw twoją mamę, ale ona wskazała na niego i ostatkiem sił powiedziała, żebym to jego wydostała.
Tylko westchnął.
- Posłuchaj, cieszmy się, że jestem cała i zdrowa - wysiliłam się na największy uśmiech.
- Masz racje - odpowiedział.
Nagle oboje usłyszeliśmy trzask drzwi i zobaczyliśmy wychodzących policjantów z budynku. Po chwili ujrzeliśmy też bujne blond włosy w kajdankach.
- Wreszcie! Należało mu się! - warknął Felix.
Przytrzymałam go za ramiona i odparłam:
- Spokojnie. Teraz wszystko się ułoży, zobaczysz.
W głębi duszy wiedziałam, że to co mówię jest prawdą.
Felix spojrzał na mnie, złapał moją twarz w dłonie i pocałował mnie. Znowu te same ciarki i jego wargi pasujące idealnie do moich ust. Ten sam ciepły i przyjemny oddech. Tego potrzebowałam od dawna.
Kiedy skończyliśmy, blondyn wziął mnie za rękę i poprowadził do swojego samochodu.
- Przyszła pora na zawiezienie cię do szpitala - zaśmiał się.
Po raz pierwszy czuję, że to wszystko się skończyło. Ta cała przygoda z Oscarem i tymi tajemnicami. Wszystkie chwile, które przeżyłam nauczyły mnie bardzo wiele. Były to lekcje, których nigdy nie zapomnę.
------------------------------------------------------------
Został tylko epilog!
To już prawie koniec :( smutno mi z tego powodu, bo już za tydzień się żegnam i przez pewien czas nie będę w ogóle pisać. Potrzebuję trochę odpoczynku, bo ostatnio prawie czasu dla siebie nie mam. Mam nadzieję, że ten rozdział wam wiele wyjaśnił i mam nadzieję, że się spodobał. Oczywiście liczę na to, że nie zawiedliście się na tym ff.
Komentujemy!
- Felix - szepnęłam.
Nie miałam siły na powiedzenie czegoś głośno, byłam wykończona fizycznie jak i psychicznie.
- Tak kochanie? - zapytał i uniósł oczy ku górze.
Nie mogłam uwierzyć, że to wszystko się już skończyło. Teraz wiem, że będzie już lepiej i nie zostawię Felixa dla nikogo innego. To co się wydarzyło przez ostatnie pół roku wywarło na mnie duży wpływ, jednak jestem pewna, że od dziś już wszystko będzie lepiej.
W pewnym momencie zorientowałam się, że zaczęły lecieć mi łzy po twarzy.
- Nie płacz - oznajmił blondyn i pogłaskał mnie dłonią po policzku.
Uśmiechnęłam się, tak, po raz pierwszy od długiego czasu, wykonałam ten niewinny ruch.
- To łzy szczęścia - odpowiedziałam wciąż po cichu.
Moja miłość wyciągnęła ku mnie ręce, a ja schyliłam się żeby go przytulić. Wtem on oplótł mnie w pasie, natomiast moje nogi powędrowały na jego biodra. Przytulaliśmy się tak około pięciu minut, aż nagle przeszło mi przez myśl, że jest mu pewnie ciężko.
- Może już zejdę, co? - spytałam.
- Dlaczego? - zaśmiał się.
Jak ja dawno nie słyszałam tego dźwięku. Przez to przypomniało mi się, jak spędzaliśmy ze sobą prawie każdy dzień i śmialiśmy się na okrągło.
- Ashley! - krzyknął zdenerwowany.
- Przepraszam zamyśliłam się, nie jestem ciężka?
- Chyba przytyć powinnaś, Oscar w ogóle pozwalał ci jeść? - zmartwił się.
- Tak, tylko bardziej niż o jedzenie martwiłam się o swoje życie - zachichotałam.
Jednak on nie zaśmiał się, nie było to dla niego w żadnym stopniu zabawne.
Postawił mnie na ziemie i schował ręce do kieszeni. Jego głowa opadła na dół, a twarz przykryły włosy.
Nagle usłyszałam jego szloch.
- Ej Felix co jest? - zapytałam podnosząc jego blond grzywkę do góry, żeby ujrzeć jego twarz.
- Po prostu już nie mogę dłużej słuchać tego, jak on cię krzywdził, bo to moja wina - odparł.
- Nie, to nie...
- Tak, to jest moja wina - przerwał mi.
Nic nie odpowiedziałam, wiedziałam, że zaraz wszystko mi wyjaśni i dowiem się czegoś złego.
- Posłuchaj to było tak, że tego dnia, kiedy u ciebie nocowałem, po wyjściu z twojego domu, spotkałem go. Chciał ze mną porozmawiać, więc pojechaliśmy do mojego domu na ogródek i tam zaczął mi go grozić. To znaczy nie tylko mi, a także mojemu młodszemu bratu. Powiedział, że jak sobie ciebie nie odpuszczę, to mnie i mojemu bratu coś się stanie, obstawiałem, że nie tylko mojemu bratu ale także mojemu tacie i twojej mamie. Wiedziałem, że nie kłamał, Oscar był człowiekiem zdolnym do wszystkiego. Był też jeszcze jeden powód tego wszystkiego, kiedy jechał z moją mamą samochodem tego dnia, co zginęła. Podobno, gdy samochód się palił wyciągnęłaś Oscara z auta, a mojej mamy nie udało ci się, wezwałaś wtedy pogotowie i policję. Jednak, kiedy przyjechali było już za późno. Miałaś wtedy osiem lat, więc nie wiedziałaś, że to byli moi najbliżsi. Dziwne nasze losy się już wtedy jakoś połączyły - uśmiechnął się na te słowa - Byłem zszokowany, na początku nie chciałem uwierzyć w tą historię. Potem natomiast Oscar powiedział mi, że potem przez lata szukał ciebie i gdy już cię znalazł i chciał się zobaczyć, byłem wtedy z tobą tzn. nie byliśmy razem, tylko to był właśnie ten dzień na basenie. To wszystko jest strasznie pogmatwane, ale tak właśnie było. Nie chciałem z ciebie rezygnować, ale nie miałem wyjścia i przestałem się do ciebie odzywać. Jednak tamtego dnia, kiedy zobaczyłem cię na schodach u niego w domu, byłem jednocześnie szczęśliwy, jak i zły. Zadawałem sobie cały czas pytanie jakim cudem, tak szybko jesteście razem. Przecież to mnie powinnaś kochać. Jednak wieczorem, gdy zaczął cię dotykać, a ty krzyczeć, nie wytrzymałem. Musiałem cię stamtąd zabrać, już wtedy, kiedy wyszliśmy miałem ochotę cię przytulić i powiedzieć, jak bardzo mi cię brakuję, ale nie mogłem. Cały czas miałem obraz swojego brata całego we krwi, przed oczami. Wtedy niestety sypnąłem ci o jakimś układzie, strasznie się o to wypytywałaś, nawet nie wiesz jak strasznie chciałem ci wszystko wyjaśnić i przeprosić. Bardzo długo szukałem rozwiązania, jakby tu znowu być z Tobą, albo spotykać się tak, żeby Oscar się o niczym nie dowiedział, jednak nie znalazłem nic, zero pomysłów. Dlatego podczas tamtej jazdy, tak strasznie się wkurzałem. Byłem wściekły na niego, ciebie i siebie. Jak wiesz, to wszystko doprowadziło do wypadku, kolejnego jebanego zdarzenia, które nigdy nie powinno mieć miejsca. Za to chciałbym cię również przeprosić, cierpiałaś przez takiego dupka, jakim jestem. - zaczął znowu płakać - W szpitalu, kiedy ocknąłem się przy Tobie, nie potrafiłem udawać kolejny raz dupka bez uczuć i musiałem cię przytulić. Poczułem wtedy, jak mi jest źle bez ciebie. Dajesz mi zapach wolności w moim życiu i wiem, dzięki Tobie, że wszystko jest możliwe, jeśli się tego pragnie. Niestety, potem do mojej sali przyszedł Oscar, który rozkazał mi udawać, że straciłem pamięć. Była to najgorsza rzecz, jaką musiałem zrobić kiedykolwiek w moim życiu. Można byłoby powiedzieć, że to jest jakaś kara za grzechy. Za to, jaki kiedyś byłem dla ludzi. Na szczęście wierzyłaś w to, że kiedyś odzyskam pamięć i przychodziłaś do mnie bardzo często, z czego się ogromnie cieszyłem. Bo mogłem wykorzystać tę sytuację na moją korzyść i udawać, że z twoją pomocą wszystko sobie przypominam. Jednak okazało się, że mówiłaś o tym wszystkim Oscarowi, a raczej pisałaś w smsach. Więc pewnego dnia do mnie przyszedł i kolejny raz mi zagroził. Wtedy zrobiłem to, co było konieczne, poprosiłem pielęgniarkę, aby cię już do mnie nie wpuszczała. Wtem po raz pierwszy po stracie matki, tak strasznie płakałem. Łzy leciały mi całą noc i następny cały dzień. Nie mogłem przeżyć tego, co ci zrobiłem. W ogóle nie umiałem się pozbierać po tym wszystkim. Potem po kilku miesiącach, gdy dowiedziałem się, że chcesz zamieszkać z Oscarem cały ból powrócił, nie myślałem, że kiedyś, będę kochać kogoś tak bardzo, jak ciebie. Dlatego teraz, chcę cię przeprosić za wszystko, za to, że rozpieprzyłem ci życie. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie myślałam, że to wszystko tak wyglądało. Jedyne, co teraz wiem, to, że Felix chciał dobrze i bez względu na wszystko mnie kocha, a ja kocham jego. Powinniśmy zostawić to za sobą i ruszyć na przód, nie wspominając złych chwil. Chce z nim spędzić resztę mojego dziwnego życia i będę walczyć z każdym, żeby to się spełniło.
- Felix spójrz na mnie! - rozkazałam mu.
Uniósł głowę do góry.
- Mam gdzieś to, co zrobiłeś. Było minęło, oczywiście jestem w szoku i smutno mi, jak to wszystko słyszę. Jednak chcę być z Tobą i... - chciał mi przerwać - daj mi dokończyć. Na twoim miejscu pewnie postąpiłabym tak samo, kocham cię i mam gdzieś przeszłość.
Przytuliłam go.
- A to z moją mamą to prawda? - zapytał.
- Tak, kiedy podeszłam do tego samochodu, chciałam wyciągnąć najpierw twoją mamę, ale ona wskazała na niego i ostatkiem sił powiedziała, żebym to jego wydostała.
Tylko westchnął.
- Posłuchaj, cieszmy się, że jestem cała i zdrowa - wysiliłam się na największy uśmiech.
- Masz racje - odpowiedział.
Nagle oboje usłyszeliśmy trzask drzwi i zobaczyliśmy wychodzących policjantów z budynku. Po chwili ujrzeliśmy też bujne blond włosy w kajdankach.
- Wreszcie! Należało mu się! - warknął Felix.
Przytrzymałam go za ramiona i odparłam:
- Spokojnie. Teraz wszystko się ułoży, zobaczysz.
W głębi duszy wiedziałam, że to co mówię jest prawdą.
Felix spojrzał na mnie, złapał moją twarz w dłonie i pocałował mnie. Znowu te same ciarki i jego wargi pasujące idealnie do moich ust. Ten sam ciepły i przyjemny oddech. Tego potrzebowałam od dawna.
Kiedy skończyliśmy, blondyn wziął mnie za rękę i poprowadził do swojego samochodu.
- Przyszła pora na zawiezienie cię do szpitala - zaśmiał się.
Po raz pierwszy czuję, że to wszystko się skończyło. Ta cała przygoda z Oscarem i tymi tajemnicami. Wszystkie chwile, które przeżyłam nauczyły mnie bardzo wiele. Były to lekcje, których nigdy nie zapomnę.
------------------------------------------------------------
Został tylko epilog!
To już prawie koniec :( smutno mi z tego powodu, bo już za tydzień się żegnam i przez pewien czas nie będę w ogóle pisać. Potrzebuję trochę odpoczynku, bo ostatnio prawie czasu dla siebie nie mam. Mam nadzieję, że ten rozdział wam wiele wyjaśnił i mam nadzieję, że się spodobał. Oczywiście liczę na to, że nie zawiedliście się na tym ff.
Komentujemy!
sobota, 26 września 2015
ROZDZIAŁ 36
Felix pov
Dochodziła dziewiąta wieczorem, całą czwórką staliśmy przed mieszkaniem Ashley. Stałem oparty o samochód i bawiłem się małą zapalniczką.
- Felix przestań! - warknęła na mnie Naomi.
Wszyscy byliśmy podenerwowani. Nikt z nas nie wiedział czy uda nam się to, co zaplanowaliśmy. Było duże ryzyko niepowodzenia, ale czego się nie robi dla miłości.
Ogge poszedł rozejrzeć się po najbliższej okolicy. W tym czasie widziałem, jak Omar sprawdza wszystkie bronie i poprawia swoje czarne skórzane rękawiczki. Zupełnie nie mam pojęcia, po co on je wziął ze sobą. Czy on liczy na to, że nie będzie miał siniaków? Uśmiechnąłem się pod nosem i zdałem sobie sprawę, jak Ashley może teraz wyglądać. Cała w siniakach i ranach, pewnie jest wychudzona i ma wory pod oczami. Na tą myśl krew zaczęła mi szybciej pulsować, poczułem jak skoczyła mi adrenalina. Miałem ochotę pobiec do tego budynku i jak najszybciej wydostać stamtąd moją miłość. Naomi spojrzała na mnie i powiedziała:
- Uspokój się! Robimy tak, jak planowaliśmy.
Nagle usłyszałem wibrację w kieszeni kurtki. Wyjąłem telefon i nacisnąłem zieloną słuchawkę.
- Zaczynamy akcję! - usłyszałem głos Ogge'go, który był wyraźnie podekscytowany.
Po kilku minutach już go zobaczyłem. Powoli zbliżał się do swojego zadania, zanim jednak wszedł, kiwnął nam głową. Następne kilka minut to był horror, w życiu się tak nie denerwowałem. Cała nasza trójka zaciskała pięści i szczęki. Sam w duchu modliłem się o to, aby to wszystko wypaliło.
Wtem zauważyłem dwie postacie wychodzące z wieżowca. To już się zaczęło.
Ruszyliśmy na ratunek, kiedy portier i nasz przyjaciel byli wystarczająco daleko, aby nas nie zauważyć. Pobiegliśmy to windy najszybciej jak potrafiliśmy. Naomi nacisnęła dziesiątkę i w końcu ruszyliśmy na górę.
- Omar przygotuj się - oznajmiłem ostrym tonem.
Chłopak spojrzał na mnie i kiwnął głową.
Po kilku sekundach usłyszeliśmy pyknięcie, co oznaczało, że wina dojechała.
- Stójcie! - krzyknęła dziewczyna.
Wyjrzała głową na korytarz, sprawdzając czy nikogo nie ma.
- Czysto - powiedziała i machnęła ręką.
Spokojnie poszliśmy na sam koniec holu, gdzie znajdował się nasz cel dzisiejszej misji. Widziałem, że każdy z nas jest przerażony. Boimy się, bo tak naprawdę nie wiemy, co się za chwilę wydarzy.
- Przygotuj się! - rozkazałem przyjaciółce Ash.
Ta wyjęła broń z tylnej kieszeni spodni i odbezpieczyła ją. Oboje odsunęliśmy się kawałek, aby zrobić miejsce mojemu kumplowi na wyważenie drzwi. Nagle Omar przypomniał sobie o jednej rzeczy.
- Chwila! Muszę wysłać wiadomość mojemu koledze z policji.
Nasz plan zaczął się psuć, mieliśmy to zrobić dużo wcześniej, a nie w takiej chwili. Mam nadzieję, że Ogge wymyślił jakąś dobrą wymówkę. Po chwili sam spojrzałem na komórkę, żeby upewnić się, że nie dostałem żadnego sms.
- Dobra - odparł ciemnowłosy - za kilka minut tu będą - uśmiechnął się.
Nic nie odpowiedziałem, spojrzałem tylko na drzwi, których zaraz miało tu nie być. Mój przyjaciel zrobił kilka przysiadów, a następnie kopnął w drewno całą siłą. Rozleciały się na pół i zrobiły ogromny hałas. Jednak w tym momencie zależało mi tylko na niej. Jako pierwszy wszedłem do środka. Zobaczyłem pełno potłuczonych rzeczy na podłodze i dostałem ataku szału. Miałem milion myśli, co teraz mógł robić Ashley. Nagle zauważyłem go, jak wychodził z jakiegoś pokoju bez koszulki. Chciałem go zabić. Jeśli ją tknął, to już kurwa nie żyję. Oscar był wyraźnie wkurzony tym wtargnięciem, ale zanim zdążył coś powiedzieć, leżał już na ziemi z krwawiącym nosem. Do mieszkania weszli wtedy Omar i Naomi z broniami w dłoniach. Celowali w niego... Tego chorego idiotę.
- Mam nadzieję, że jej kurwa nie przeleciałeś! - wskazałem palcem na jego wykrzywioną z bólu twarz.
Wszystko we mnie płonęło ze złości, miałem ochotę go wziąć za te kudły i wyrzucić przez okno, a potem patrzeć jak zbierają go z ulicy.
- A co jeśli to zrobiłem? - zapytał ze śmiechem, leżąc na podłodze.
Stanąłem nad nim w rozkroku, następnie przykucnąłem i zacząłem okładać go pięściami. Miałem nadzieję, że go to boli, tak jak bolało mnie, przez te wszystkie miesiące bez niej. Nagle poczułem, jak ktoś odpycha mnie rękami od niego i wtedy się opanowałem. Oscar dalej zachowywał ten swój uśmieszek na mordzie, ale nie było mi go szkoda.
W tym momencie usłyszałem dobiegające z drugiego pomieszczenia ciche:
- Felix
Oczy mi się poszerzyły. Natychmiast pobiegłem do niej, jednak to co ujrzałem, przechodziło moje najszczersze oczekiwania. Ashley siedziała skulona obok łóżka w mojej za dużej białek koszulce. Je prawe ramię było odsłonięte i było widać na niej fioletowe siniaki. Jej twarz była pokryta krwią, zresztą tak, jak jej brzuch i nogi. Próbowała wstać, ale widać było, że jest na to zbyt słaba. Kucnąłem przy niej i wyciągnąłem do niej ręce. Ona natomiast uśmiechnęła się. Niesamowite było to, że ona wciąż potrafi się cieszyć, mimo że jest tak kiepsko. Jest to jedna z rzeczy, które w niej kocham.
Położyłem swoje dłonie na jej tali i podniosłem ją, następnie przełożyłem Ash przez ramię i ruszyłem w stronę wyjścia. Czułem się, jak super bohater. W "drzwiach" spotkałem grupę policjantów, która wbiegała do mieszkania i zaczęła mierzyć do Oscara bronią. Wreszcie chłopak zasłużył na swoją karę, za wszystko. Ostatnie, co usłyszałem był Omar witający się ze swoim kumplem z policji.
Ja szedłem w stronę windy z moją miłością na plecach, która była już bezpieczna. W windzie postawiłem ją obok siebie i jeszcze raz na nią spojrzałem.
- Musiałem - powiedziałem, jakby przepraszając za tą całą sytuację.
Ona nic nie odpowiedziała. Wtuliła się we mnie ze wszystkich sił i zaczęła płakać. Odwzajemniłem uścisk i pocałowałem ją w głowę.
- Już zawsze będę przy tobie - obiecałem.
Po chwili byliśmy już na parterze, gdzie siedziało mnóstwo policjantów. Widziałem, jak nakładają kajdanki portierowi, a Ogge'go przesłuchują. Kiedy wysiedliśmy z windy, jakaś kobieta do nas podeszła z szklanką wody i szepnęła coś Ashley na ucho. Ta jednak pokręciła głową, nie wiedziałem o co chodziło, ale cieszyłem się, że jest teraz ze mną i nigdzie nie musi iść. Chciałem jej wszystko powiedzieć, a przede wszystkim wytłumaczyć i przeprosić za to, co wycierpiała, bo to przeze mnie tego doświadczyła. Wyszliśmy razem na zewnątrz i posadziłem ją na wysokim murku tak, że kolana miała przy mojej klatce piersiowej.
Spojrzałem na nią i powiedziałem:
- Przepraszam za wszystko.
Schyliłem głowę, a ona podniosła ją i pocałowała mnie tak, jak kiedyś. Znów poczułem jej ciepłe wargi na sobie. Czułem jakbym znów oddychał.
-----------------------------------------------------------------------------
Tak wiem, rozdział nie jest długi!
Przepraszam, ale naprawdę nie mam zbytnio czasu na pisanie. Swój cały wolny czas przeznaczam na to, więc mam nadzieję, że to docenicie i skomentujecie. Został tylko 1 rozdział do końca + epilog. Za 2 tygodnie się żegnamy :(
Jednak nie na zawsze, ponieważ planuję już w grudniu wrócić z nowym ff, które będzie o wiele lepsze.
Komentujemy i piszemy co sądzimy! :)
Ogge poszedł rozejrzeć się po najbliższej okolicy. W tym czasie widziałem, jak Omar sprawdza wszystkie bronie i poprawia swoje czarne skórzane rękawiczki. Zupełnie nie mam pojęcia, po co on je wziął ze sobą. Czy on liczy na to, że nie będzie miał siniaków? Uśmiechnąłem się pod nosem i zdałem sobie sprawę, jak Ashley może teraz wyglądać. Cała w siniakach i ranach, pewnie jest wychudzona i ma wory pod oczami. Na tą myśl krew zaczęła mi szybciej pulsować, poczułem jak skoczyła mi adrenalina. Miałem ochotę pobiec do tego budynku i jak najszybciej wydostać stamtąd moją miłość. Naomi spojrzała na mnie i powiedziała:
- Uspokój się! Robimy tak, jak planowaliśmy.
Nagle usłyszałem wibrację w kieszeni kurtki. Wyjąłem telefon i nacisnąłem zieloną słuchawkę.
- Zaczynamy akcję! - usłyszałem głos Ogge'go, który był wyraźnie podekscytowany.
Po kilku minutach już go zobaczyłem. Powoli zbliżał się do swojego zadania, zanim jednak wszedł, kiwnął nam głową. Następne kilka minut to był horror, w życiu się tak nie denerwowałem. Cała nasza trójka zaciskała pięści i szczęki. Sam w duchu modliłem się o to, aby to wszystko wypaliło.
Wtem zauważyłem dwie postacie wychodzące z wieżowca. To już się zaczęło.
Ruszyliśmy na ratunek, kiedy portier i nasz przyjaciel byli wystarczająco daleko, aby nas nie zauważyć. Pobiegliśmy to windy najszybciej jak potrafiliśmy. Naomi nacisnęła dziesiątkę i w końcu ruszyliśmy na górę.
- Omar przygotuj się - oznajmiłem ostrym tonem.
Chłopak spojrzał na mnie i kiwnął głową.
Po kilku sekundach usłyszeliśmy pyknięcie, co oznaczało, że wina dojechała.
- Stójcie! - krzyknęła dziewczyna.
Wyjrzała głową na korytarz, sprawdzając czy nikogo nie ma.
- Czysto - powiedziała i machnęła ręką.
Spokojnie poszliśmy na sam koniec holu, gdzie znajdował się nasz cel dzisiejszej misji. Widziałem, że każdy z nas jest przerażony. Boimy się, bo tak naprawdę nie wiemy, co się za chwilę wydarzy.
- Przygotuj się! - rozkazałem przyjaciółce Ash.
Ta wyjęła broń z tylnej kieszeni spodni i odbezpieczyła ją. Oboje odsunęliśmy się kawałek, aby zrobić miejsce mojemu kumplowi na wyważenie drzwi. Nagle Omar przypomniał sobie o jednej rzeczy.
- Chwila! Muszę wysłać wiadomość mojemu koledze z policji.
Nasz plan zaczął się psuć, mieliśmy to zrobić dużo wcześniej, a nie w takiej chwili. Mam nadzieję, że Ogge wymyślił jakąś dobrą wymówkę. Po chwili sam spojrzałem na komórkę, żeby upewnić się, że nie dostałem żadnego sms.
- Dobra - odparł ciemnowłosy - za kilka minut tu będą - uśmiechnął się.
Nic nie odpowiedziałem, spojrzałem tylko na drzwi, których zaraz miało tu nie być. Mój przyjaciel zrobił kilka przysiadów, a następnie kopnął w drewno całą siłą. Rozleciały się na pół i zrobiły ogromny hałas. Jednak w tym momencie zależało mi tylko na niej. Jako pierwszy wszedłem do środka. Zobaczyłem pełno potłuczonych rzeczy na podłodze i dostałem ataku szału. Miałem milion myśli, co teraz mógł robić Ashley. Nagle zauważyłem go, jak wychodził z jakiegoś pokoju bez koszulki. Chciałem go zabić. Jeśli ją tknął, to już kurwa nie żyję. Oscar był wyraźnie wkurzony tym wtargnięciem, ale zanim zdążył coś powiedzieć, leżał już na ziemi z krwawiącym nosem. Do mieszkania weszli wtedy Omar i Naomi z broniami w dłoniach. Celowali w niego... Tego chorego idiotę.
- Mam nadzieję, że jej kurwa nie przeleciałeś! - wskazałem palcem na jego wykrzywioną z bólu twarz.
Wszystko we mnie płonęło ze złości, miałem ochotę go wziąć za te kudły i wyrzucić przez okno, a potem patrzeć jak zbierają go z ulicy.
- A co jeśli to zrobiłem? - zapytał ze śmiechem, leżąc na podłodze.
Stanąłem nad nim w rozkroku, następnie przykucnąłem i zacząłem okładać go pięściami. Miałem nadzieję, że go to boli, tak jak bolało mnie, przez te wszystkie miesiące bez niej. Nagle poczułem, jak ktoś odpycha mnie rękami od niego i wtedy się opanowałem. Oscar dalej zachowywał ten swój uśmieszek na mordzie, ale nie było mi go szkoda.
W tym momencie usłyszałem dobiegające z drugiego pomieszczenia ciche:
- Felix
Oczy mi się poszerzyły. Natychmiast pobiegłem do niej, jednak to co ujrzałem, przechodziło moje najszczersze oczekiwania. Ashley siedziała skulona obok łóżka w mojej za dużej białek koszulce. Je prawe ramię było odsłonięte i było widać na niej fioletowe siniaki. Jej twarz była pokryta krwią, zresztą tak, jak jej brzuch i nogi. Próbowała wstać, ale widać było, że jest na to zbyt słaba. Kucnąłem przy niej i wyciągnąłem do niej ręce. Ona natomiast uśmiechnęła się. Niesamowite było to, że ona wciąż potrafi się cieszyć, mimo że jest tak kiepsko. Jest to jedna z rzeczy, które w niej kocham.
Położyłem swoje dłonie na jej tali i podniosłem ją, następnie przełożyłem Ash przez ramię i ruszyłem w stronę wyjścia. Czułem się, jak super bohater. W "drzwiach" spotkałem grupę policjantów, która wbiegała do mieszkania i zaczęła mierzyć do Oscara bronią. Wreszcie chłopak zasłużył na swoją karę, za wszystko. Ostatnie, co usłyszałem był Omar witający się ze swoim kumplem z policji.
Ja szedłem w stronę windy z moją miłością na plecach, która była już bezpieczna. W windzie postawiłem ją obok siebie i jeszcze raz na nią spojrzałem.
- Musiałem - powiedziałem, jakby przepraszając za tą całą sytuację.
Ona nic nie odpowiedziała. Wtuliła się we mnie ze wszystkich sił i zaczęła płakać. Odwzajemniłem uścisk i pocałowałem ją w głowę.
- Już zawsze będę przy tobie - obiecałem.
Po chwili byliśmy już na parterze, gdzie siedziało mnóstwo policjantów. Widziałem, jak nakładają kajdanki portierowi, a Ogge'go przesłuchują. Kiedy wysiedliśmy z windy, jakaś kobieta do nas podeszła z szklanką wody i szepnęła coś Ashley na ucho. Ta jednak pokręciła głową, nie wiedziałem o co chodziło, ale cieszyłem się, że jest teraz ze mną i nigdzie nie musi iść. Chciałem jej wszystko powiedzieć, a przede wszystkim wytłumaczyć i przeprosić za to, co wycierpiała, bo to przeze mnie tego doświadczyła. Wyszliśmy razem na zewnątrz i posadziłem ją na wysokim murku tak, że kolana miała przy mojej klatce piersiowej.
Spojrzałem na nią i powiedziałem:
- Przepraszam za wszystko.
Schyliłem głowę, a ona podniosła ją i pocałowała mnie tak, jak kiedyś. Znów poczułem jej ciepłe wargi na sobie. Czułem jakbym znów oddychał.
-----------------------------------------------------------------------------
Tak wiem, rozdział nie jest długi!
Przepraszam, ale naprawdę nie mam zbytnio czasu na pisanie. Swój cały wolny czas przeznaczam na to, więc mam nadzieję, że to docenicie i skomentujecie. Został tylko 1 rozdział do końca + epilog. Za 2 tygodnie się żegnamy :(
Jednak nie na zawsze, ponieważ planuję już w grudniu wrócić z nowym ff, które będzie o wiele lepsze.
Komentujemy i piszemy co sądzimy! :)
sobota, 19 września 2015
ROZDZIAŁ 35
Naomi pov
Ta cała historia Felixa była jednocześnie dziwna i pogmatwana. Wielu rzeczy nie rozumiem, ale chyba nie ma czasu na wyjaśnianie ich. Najważniejsze teraz jest to, żeby uwolnić Ashley. Powinna się też dowiedzieć całej prawdy, ale to na razie odkładam na dalszy plan.
- Co o tym wszystkim myślisz? - zapytał mnie blondyn.
Siedziałam cicho, nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć. Z jednej strony mamy wyjaśnienie, dlaczego Oscar taki jest, ale z drugiej strony to jest chore. Poza tym nie wiemy, czego jeszcze spodziewać się po tym człowieku.
Siedziałam zamyślona, obracając pustą szklanką po wodzie. Zastanawiało mnie, w jaki sposób pomożemy mojej przyjaciółce.
- Ej! - Felix klasnął mi dłońmi przed oczami.
Od razu się ocknęłam.
- Tak? - odpowiedziałam.
- Musimy działać. Teraz! - rozkazał mi chłopak.
- Tylko, co możemy zrobić? Kto nam może pomóc? - prawie płakałam. Bałam się, że wszystko jest stracone i nie mamy już żadnych szans.
- Przede wszystkim, bądź spokojna. Panika w niczym nam nie pomoże, a raczej utrudni. - uspokajał mnie.
Wzięłam kilka wdechów.
- Bardzo dobrze. Mam pewien pomysł, ale musimy do niego zaangażować Ogge'go i Omara.
- Super dwóch kolesi, których nie znam - zirytowałam się. Skrzyżowałam ręce na piersi, oparłam się placami o krzesło i spojrzałam na blondyna spode łba.
- Oni są bardziej godni zaufania niż ja - przekonywał mnie.
- Sama nie wiem - odparłam.
Wiem, że są to jacyś jego znajomi. Jednak nie mamy stu procentowej pewności, czy nie wydadzą naszego planu przed Oscarem.
- To tylko jedno spotkanie z nimi - błagał.
- No dobra - oznajmiłam.
- Tak! - krzyknął - Piszę do nich.
Nie byłam do końca przekonana, ale ja i Felix nie damy sobie sami rady.
Przez następne kilka minut siedziałam i gapiłam się na chłopaka, który cały czas się szczerzył do telefonu.
- Wysyłacie sobie pornograficzne fotki, że tak się śmiejesz?! - prychnęłam.
- Nie. - o mało, co nie wybuchł śmiechem - Przepraszam, ale zaczęliśmy rozmowę o ...
Spojrzał na mnie i widział, że jestem wkurzona. Siedziałam tu i traciłam czas, tylko po to, żeby dowiedzieć się, czy jego koledzy nam pomogą. Tymczasem on sobie zaczął z nimi konwersację. Boże...
- Przepraszam - powiedział.
Przewróciłam oczami.
- Gdzie się z nimi umówiłeś? - zapytałam chamsko.
- W garażu Omara, jest to dobre miejsce na planowanie tego typu akcji - uśmiechnął się.
- Skąd wiesz?
- Tego osobiście wolałbym ci nie mówić. - odparł.
Nigdy nie pojmę tego, jakim cudem ten chłopak spodobał się Ashley.
Wstaliśmy razem z Felixem od stolika. Podeszłam do baru w tej kawiarni i zapłaciłam rachunek. Trochę wstyd mi, że nie oddałam mu rachunku, ale w sumie to ja, go tu zaprosiłam. Następnie wyszłam na zewnątrz, gdzie blondyn już na mnie czekał. Stał oparty o ścianę budynku. Gdy mnie zobaczył, od razu podszedł i zapytał:
- Jedziemy?
- No tak - odpowiedziałam.
Kierowałam się w stronę przystanku autobusowego, kiedy usłyszałam głośnie chrząknięcie.
- To nie ta strona - powiedział Felix.
Odwróciłam się i zobaczyłam jak stoi przy czarnym samochodzie.
- To twoje? - zapytałam zaskoczona.
- No tak, a co myślałaś, że nie mam auta - zaśmiał się.
Kolejny raz przewróciłam oczami.
Podeszłam do pojazdu. Wyglądał na bardzo drogi. W sumie jestem ciekawa czy sam zarobił na nie, czy może od rodziców dostał. Właściwie to ciekawi mnie dużo rzeczy jak np. czy pracuję, jeśli tak to gdzie?
Usiadłam na tylnym siedzeniu. Oparłam głowę o szybę i próbowałam się skoncentrować i trochę uspokoić, jednak nie wyszło mi to, przez Felixa.
- Czemu nie usiadłaś na przodzie? - zapytał.
- Bo nie - rzuciłam i ponownie zamknęłam oczy.
Przez resztę drogi nie odzywaliśmy się do siebie ani słowem. Po pół godzinie dojechaliśmy na miejsce. Domek, który zobaczyłam, był bardzo szeroki i miał może jedno piętro. Ogródek był piękny, pełno wszędzie kwiatów i krzewów.
- Serio on tutaj mieszka? - zapytałam zszokowana.
Wysiadłam z samochodu i nie mogłam wyjść z podziwu dla tego miejsca.
- Tak właściwie to dom jego mamy. On ma swoje mieszkanie w centrum, jednak od czasu do czasu tu wpada.
Stanęłam przed furtką. Głupio mi było wejść, zwłaszcza że nie znam Omara ani jego mamy. Felix zauważył moją nie pewność, więc sam otworzył małe białe drzwiczki i wpuścił nas na teren Rudbergów. Poszłam za nim w stronę garażu, tam też podobno mieli na nas czekać chłopacy. Stanęliśmy przed wjazdem, który ciągnął się w dół.
- Serio mają podziemny garaż? - zdziwiłam się.
- Tak. To Omar, on zawsze ma wszystko najlepsze - zachichotał.
Opadła mi szczęka. Jego cały dom wygląda zniewalająco, a teraz ten garaż taki ukryty. Widać, że jego rodzinie się powodzi.
Nagle brama się podniosła, a Felix ruszył w stronę wejścia.
Szłam za nim. Gdy weszłam do środka, moje zaskoczenie było jeszcze większe niż wcześniej. Całe pomieszczenie było dwa razy większe niż jego dom. Znajdowało się tutaj koło pięćdziesiąt różnych samochodów. Do koloru do wyboru. Małe, duże, kolorowe, klasyczne, wszystkie, jakie tylko mogłeś sobie wymarzyć.
- To wszystko jego? - szepnęłam.
- Tak - odpowiedział.
Pokazał mi ręką na drzwi, które znajdowały się kilkanaście metrów od nas.
- To tam - uśmiechnął się.
Już po chwili usłyszałam głosy dobiegające z tamtego pokoju.
- Nie! Ja to rozłożę!
- Słuchaj! To moje biuro i to ja tu będę rządził.
- Jezu...!
Zachichotaliśmy cicho z Felixem i zapukaliśmy do drzwi.
- Idź, otwórz drzwi! - powiedział głos zza ściany.
- Nie! To twoje biuro sam im otwórz - nabijał się z niego kolega.
Po nie całej minucie wejście do pomieszczenia otworzył nam chłopak w kręconych ciemnych włosach, który miał też ciemną karnację.
- Siema Felix - przywitał go, przybijając mu piątkę - A cóż to za piękność przyprowadziłeś? - obejrzał mnie od stóp do głów.
- To przyjaciółka Ashley, Naomi. - odpowiedział mu blondyn.
- Ach tak - mruknął chłopak - proszę, wejdź, ja jestem Omar - odparł.
- Naomi - podałam mu dłoń.
Kiedy znalazłam się w pokoju, rozejrzałam się dokładnie. Było to rzeczywiście biuro, ale nie takie zwykłe. Ściany były zrobione z czerwonej cegły, jednak pod wpływem światła wyglądały na pomarańczowe. Na środku stał ogromny stół, na którym leżała mapa. Na podłodze walały się papiery, a w głębi znajdowała się wielka szklana tablica z powypisywanymi imionami i jakimiś danymi. Było też jedno krzesło, akurat w tym momencie siedział na nim jeszcze jeden chłopak, który wydawał się dość cichy. Domyśliłam się, że to musi być Ogge. Zerknęłam na niego, włosy miał lekko postawione do góry, był ubrany w jakieś luźnie cichy i wydawał się bardzo nieśmiały. Przywitał się z Felixem tak jak Omar, a potem cała trójka podeszła do stołu. Zrobiłam to samo i zobaczyłam, że mapa przedstawia plan naszego miasta.
- Słuchajcie, musimy nasz "atak" przeprowadzić jak najszybciej się tylko da. Najlepiej, żebyśmy też jeszcze dzisiaj po nią poszli, bo nie wiadomo, czy Oscar nie zrobi jej czegoś gorszego. - oznajmił Felix, jakby był naszym przywódcą.
- Naomi była tam dzisiaj, więc proszę powiedz nam jak to wszystko w środku wygląda - powiedział.
Wszystkie oczy zwrócone były na mnie. Jednak nie przeszkadzało mi to, nigdy nie bałam się mówić do kogoś ani nawet występów publicznych.
- Więc tak - zaczęłam - zanim się wejdzie do windy - pokazałam palcem na mieszkanie Ash - jest portiernia, na której siedzi mężczyzna. Niestety nad nim kontrolę ma Oscar, zapewne zapłacił mu za wzywanie policji albo informowanie go kto przychodzi do budynku. Jestem też na sto procent pewna, że facet wie, jak nasza dwójka wygląda. - wskazałam na siebie i Felixa.
- Kiepsko - skomentował Omar i skrzyżował ręce na piersi.
Wszyscy byliśmy bardzo skupieni na wymyśleni jakiegoś planu działania.
- Winda znajduję się kilka metrów dalej. - pojechałam placem po mapie - Natomiast ich mieszkanie jest na ostatnim piętrze, gdzie również znajdują się kamery. - oznajmiłam - Jednak najłatwiejsza część to drzwi, można je otworzyć za pomocą wsuwki.
- Ale usłyszą, że ktoś majstruję przy wejściu. - odpowiedział Felix.
- Najlepiej będzie je po prostu wyważyć - odparł Ogge.
- Przecież to chore! - krzyknęłam z oburzeniem - Nie jesteśmy jakimiś antyterrorystami!
- Ale to najlepszy pomysł, chociaż nie wiemy, jak grube są te drzwi - odparł ciemnowłosy.
Wszyscy zamilkliśmy. Zaczęłam chodzić po pokoju i obgryzać skórki. Mieliśmy coraz mnie czasu, stres nas zżerał, a my nie umieliśmy wymyślić planu działania. Jestem zła na siebie samą, że nie mogę na razie w żaden sposób pomóc mojej przyjaciółce.
- Dobra zrobimy tak! - wpadł na pomysł Omar - Najpierw wchodzisz ty Ogge do budynku i zagadujesz portiera, ale tak, żeby wyszedł na zewnątrz. Wtedy wchodzi nasza trójka i lecimy do góry. Kiedy jedziemy winą, dzwonię do mojego przyjaciela z policji, żeby przyjechał tu, ale anonimowo, bez sygnałów itp. Następnie wyważamy drzwi i ratujemy ją. Oczywiście bierzemy sprzęt chłopcy - uśmiechnął się do nich.
- Jaki sprzęt? - zapytałam przestraszona.
- Broń - odpowiedział z niewinnym uśmieszkiem Felix.
Bałam się trochę, nie byłam do końca przekonana co do tego wszystkiego. Jednak uratujemy Ashley i wreszcie uwolnimy ją od tego psychopaty.
Nagle zauważyłam, jak miłość mojej przyjaciółki patrzy na coś w telefonie. Podeszłam do niego. Było to dziwne, ponieważ pozostali przygotowywali się do akcji.
- Ej co się dzieje? - szepnęłam.
Pokazał mi telefon. Było na nim zdjęcie jego i Ash, jak się całują.
- Gdybym wiedział, że stanie jej się kiedykolwiek krzywda przez tego idiotę, nigdy nie wypuściłbym jej ze swoich rąk - łzy zaczęły mu lecieć po policzku.
- To nie jest twoja wina - oznajmiłam.
- Właśnie, że jest. Nie powinienem jej oddawać.
- Teraz ją odzyskasz - uśmiechnęłam się.
Przytuliłam go, wiedziałam, że tego potrzebuję.
-------------------------------------------------------
Hejo! To znowu ja!
3 Rozdziały do końca. Smutno trochę, ale potem rozpocznę nowe ff, jeśli będziesz chciał czytać to jakoś po 2 miesiącach od zakończenia tego opowiadania, pojawi się link do nowej historii. Możesz też obserwować mnie na tt ------ @perfectfel
Komentujemy! Jak wam się podobał rozdział?
Ta cała historia Felixa była jednocześnie dziwna i pogmatwana. Wielu rzeczy nie rozumiem, ale chyba nie ma czasu na wyjaśnianie ich. Najważniejsze teraz jest to, żeby uwolnić Ashley. Powinna się też dowiedzieć całej prawdy, ale to na razie odkładam na dalszy plan.
- Co o tym wszystkim myślisz? - zapytał mnie blondyn.
Siedziałam cicho, nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć. Z jednej strony mamy wyjaśnienie, dlaczego Oscar taki jest, ale z drugiej strony to jest chore. Poza tym nie wiemy, czego jeszcze spodziewać się po tym człowieku.
Siedziałam zamyślona, obracając pustą szklanką po wodzie. Zastanawiało mnie, w jaki sposób pomożemy mojej przyjaciółce.
- Ej! - Felix klasnął mi dłońmi przed oczami.
Od razu się ocknęłam.
- Tak? - odpowiedziałam.
- Musimy działać. Teraz! - rozkazał mi chłopak.
- Tylko, co możemy zrobić? Kto nam może pomóc? - prawie płakałam. Bałam się, że wszystko jest stracone i nie mamy już żadnych szans.
- Przede wszystkim, bądź spokojna. Panika w niczym nam nie pomoże, a raczej utrudni. - uspokajał mnie.
Wzięłam kilka wdechów.
- Bardzo dobrze. Mam pewien pomysł, ale musimy do niego zaangażować Ogge'go i Omara.
- Super dwóch kolesi, których nie znam - zirytowałam się. Skrzyżowałam ręce na piersi, oparłam się placami o krzesło i spojrzałam na blondyna spode łba.
- Oni są bardziej godni zaufania niż ja - przekonywał mnie.
- Sama nie wiem - odparłam.
Wiem, że są to jacyś jego znajomi. Jednak nie mamy stu procentowej pewności, czy nie wydadzą naszego planu przed Oscarem.
- To tylko jedno spotkanie z nimi - błagał.
- No dobra - oznajmiłam.
- Tak! - krzyknął - Piszę do nich.
Nie byłam do końca przekonana, ale ja i Felix nie damy sobie sami rady.
Przez następne kilka minut siedziałam i gapiłam się na chłopaka, który cały czas się szczerzył do telefonu.
- Wysyłacie sobie pornograficzne fotki, że tak się śmiejesz?! - prychnęłam.
- Nie. - o mało, co nie wybuchł śmiechem - Przepraszam, ale zaczęliśmy rozmowę o ...
Spojrzał na mnie i widział, że jestem wkurzona. Siedziałam tu i traciłam czas, tylko po to, żeby dowiedzieć się, czy jego koledzy nam pomogą. Tymczasem on sobie zaczął z nimi konwersację. Boże...
- Przepraszam - powiedział.
Przewróciłam oczami.
- Gdzie się z nimi umówiłeś? - zapytałam chamsko.
- W garażu Omara, jest to dobre miejsce na planowanie tego typu akcji - uśmiechnął się.
- Skąd wiesz?
- Tego osobiście wolałbym ci nie mówić. - odparł.
Nigdy nie pojmę tego, jakim cudem ten chłopak spodobał się Ashley.
Wstaliśmy razem z Felixem od stolika. Podeszłam do baru w tej kawiarni i zapłaciłam rachunek. Trochę wstyd mi, że nie oddałam mu rachunku, ale w sumie to ja, go tu zaprosiłam. Następnie wyszłam na zewnątrz, gdzie blondyn już na mnie czekał. Stał oparty o ścianę budynku. Gdy mnie zobaczył, od razu podszedł i zapytał:
- Jedziemy?
- No tak - odpowiedziałam.
Kierowałam się w stronę przystanku autobusowego, kiedy usłyszałam głośnie chrząknięcie.
- To nie ta strona - powiedział Felix.
Odwróciłam się i zobaczyłam jak stoi przy czarnym samochodzie.
- To twoje? - zapytałam zaskoczona.
- No tak, a co myślałaś, że nie mam auta - zaśmiał się.
Kolejny raz przewróciłam oczami.
Podeszłam do pojazdu. Wyglądał na bardzo drogi. W sumie jestem ciekawa czy sam zarobił na nie, czy może od rodziców dostał. Właściwie to ciekawi mnie dużo rzeczy jak np. czy pracuję, jeśli tak to gdzie?
Usiadłam na tylnym siedzeniu. Oparłam głowę o szybę i próbowałam się skoncentrować i trochę uspokoić, jednak nie wyszło mi to, przez Felixa.
- Czemu nie usiadłaś na przodzie? - zapytał.
- Bo nie - rzuciłam i ponownie zamknęłam oczy.
Przez resztę drogi nie odzywaliśmy się do siebie ani słowem. Po pół godzinie dojechaliśmy na miejsce. Domek, który zobaczyłam, był bardzo szeroki i miał może jedno piętro. Ogródek był piękny, pełno wszędzie kwiatów i krzewów.
- Serio on tutaj mieszka? - zapytałam zszokowana.
Wysiadłam z samochodu i nie mogłam wyjść z podziwu dla tego miejsca.
- Tak właściwie to dom jego mamy. On ma swoje mieszkanie w centrum, jednak od czasu do czasu tu wpada.
Stanęłam przed furtką. Głupio mi było wejść, zwłaszcza że nie znam Omara ani jego mamy. Felix zauważył moją nie pewność, więc sam otworzył małe białe drzwiczki i wpuścił nas na teren Rudbergów. Poszłam za nim w stronę garażu, tam też podobno mieli na nas czekać chłopacy. Stanęliśmy przed wjazdem, który ciągnął się w dół.
- Serio mają podziemny garaż? - zdziwiłam się.
- Tak. To Omar, on zawsze ma wszystko najlepsze - zachichotał.
Opadła mi szczęka. Jego cały dom wygląda zniewalająco, a teraz ten garaż taki ukryty. Widać, że jego rodzinie się powodzi.
Nagle brama się podniosła, a Felix ruszył w stronę wejścia.
Szłam za nim. Gdy weszłam do środka, moje zaskoczenie było jeszcze większe niż wcześniej. Całe pomieszczenie było dwa razy większe niż jego dom. Znajdowało się tutaj koło pięćdziesiąt różnych samochodów. Do koloru do wyboru. Małe, duże, kolorowe, klasyczne, wszystkie, jakie tylko mogłeś sobie wymarzyć.
- To wszystko jego? - szepnęłam.
- Tak - odpowiedział.
Pokazał mi ręką na drzwi, które znajdowały się kilkanaście metrów od nas.
- To tam - uśmiechnął się.
Już po chwili usłyszałam głosy dobiegające z tamtego pokoju.
- Nie! Ja to rozłożę!
- Słuchaj! To moje biuro i to ja tu będę rządził.
- Jezu...!
Zachichotaliśmy cicho z Felixem i zapukaliśmy do drzwi.
- Idź, otwórz drzwi! - powiedział głos zza ściany.
- Nie! To twoje biuro sam im otwórz - nabijał się z niego kolega.
Po nie całej minucie wejście do pomieszczenia otworzył nam chłopak w kręconych ciemnych włosach, który miał też ciemną karnację.
- Siema Felix - przywitał go, przybijając mu piątkę - A cóż to za piękność przyprowadziłeś? - obejrzał mnie od stóp do głów.
- To przyjaciółka Ashley, Naomi. - odpowiedział mu blondyn.
- Ach tak - mruknął chłopak - proszę, wejdź, ja jestem Omar - odparł.
- Naomi - podałam mu dłoń.
Kiedy znalazłam się w pokoju, rozejrzałam się dokładnie. Było to rzeczywiście biuro, ale nie takie zwykłe. Ściany były zrobione z czerwonej cegły, jednak pod wpływem światła wyglądały na pomarańczowe. Na środku stał ogromny stół, na którym leżała mapa. Na podłodze walały się papiery, a w głębi znajdowała się wielka szklana tablica z powypisywanymi imionami i jakimiś danymi. Było też jedno krzesło, akurat w tym momencie siedział na nim jeszcze jeden chłopak, który wydawał się dość cichy. Domyśliłam się, że to musi być Ogge. Zerknęłam na niego, włosy miał lekko postawione do góry, był ubrany w jakieś luźnie cichy i wydawał się bardzo nieśmiały. Przywitał się z Felixem tak jak Omar, a potem cała trójka podeszła do stołu. Zrobiłam to samo i zobaczyłam, że mapa przedstawia plan naszego miasta.
- Słuchajcie, musimy nasz "atak" przeprowadzić jak najszybciej się tylko da. Najlepiej, żebyśmy też jeszcze dzisiaj po nią poszli, bo nie wiadomo, czy Oscar nie zrobi jej czegoś gorszego. - oznajmił Felix, jakby był naszym przywódcą.
- Naomi była tam dzisiaj, więc proszę powiedz nam jak to wszystko w środku wygląda - powiedział.
Wszystkie oczy zwrócone były na mnie. Jednak nie przeszkadzało mi to, nigdy nie bałam się mówić do kogoś ani nawet występów publicznych.
- Więc tak - zaczęłam - zanim się wejdzie do windy - pokazałam palcem na mieszkanie Ash - jest portiernia, na której siedzi mężczyzna. Niestety nad nim kontrolę ma Oscar, zapewne zapłacił mu za wzywanie policji albo informowanie go kto przychodzi do budynku. Jestem też na sto procent pewna, że facet wie, jak nasza dwójka wygląda. - wskazałam na siebie i Felixa.
- Kiepsko - skomentował Omar i skrzyżował ręce na piersi.
Wszyscy byliśmy bardzo skupieni na wymyśleni jakiegoś planu działania.
- Winda znajduję się kilka metrów dalej. - pojechałam placem po mapie - Natomiast ich mieszkanie jest na ostatnim piętrze, gdzie również znajdują się kamery. - oznajmiłam - Jednak najłatwiejsza część to drzwi, można je otworzyć za pomocą wsuwki.
- Ale usłyszą, że ktoś majstruję przy wejściu. - odpowiedział Felix.
- Najlepiej będzie je po prostu wyważyć - odparł Ogge.
- Przecież to chore! - krzyknęłam z oburzeniem - Nie jesteśmy jakimiś antyterrorystami!
- Ale to najlepszy pomysł, chociaż nie wiemy, jak grube są te drzwi - odparł ciemnowłosy.
Wszyscy zamilkliśmy. Zaczęłam chodzić po pokoju i obgryzać skórki. Mieliśmy coraz mnie czasu, stres nas zżerał, a my nie umieliśmy wymyślić planu działania. Jestem zła na siebie samą, że nie mogę na razie w żaden sposób pomóc mojej przyjaciółce.
- Dobra zrobimy tak! - wpadł na pomysł Omar - Najpierw wchodzisz ty Ogge do budynku i zagadujesz portiera, ale tak, żeby wyszedł na zewnątrz. Wtedy wchodzi nasza trójka i lecimy do góry. Kiedy jedziemy winą, dzwonię do mojego przyjaciela z policji, żeby przyjechał tu, ale anonimowo, bez sygnałów itp. Następnie wyważamy drzwi i ratujemy ją. Oczywiście bierzemy sprzęt chłopcy - uśmiechnął się do nich.
- Jaki sprzęt? - zapytałam przestraszona.
- Broń - odpowiedział z niewinnym uśmieszkiem Felix.
Bałam się trochę, nie byłam do końca przekonana co do tego wszystkiego. Jednak uratujemy Ashley i wreszcie uwolnimy ją od tego psychopaty.
Nagle zauważyłam, jak miłość mojej przyjaciółki patrzy na coś w telefonie. Podeszłam do niego. Było to dziwne, ponieważ pozostali przygotowywali się do akcji.
- Ej co się dzieje? - szepnęłam.
Pokazał mi telefon. Było na nim zdjęcie jego i Ash, jak się całują.
- Gdybym wiedział, że stanie jej się kiedykolwiek krzywda przez tego idiotę, nigdy nie wypuściłbym jej ze swoich rąk - łzy zaczęły mu lecieć po policzku.
- To nie jest twoja wina - oznajmiłam.
- Właśnie, że jest. Nie powinienem jej oddawać.
- Teraz ją odzyskasz - uśmiechnęłam się.
Przytuliłam go, wiedziałam, że tego potrzebuję.
-------------------------------------------------------
Hejo! To znowu ja!
3 Rozdziały do końca. Smutno trochę, ale potem rozpocznę nowe ff, jeśli będziesz chciał czytać to jakoś po 2 miesiącach od zakończenia tego opowiadania, pojawi się link do nowej historii. Możesz też obserwować mnie na tt ------ @perfectfel
Komentujemy! Jak wam się podobał rozdział?
sobota, 12 września 2015
ROZDZIAŁ 34
Felix pov
-Wspomnienia Felixa (kontunuacja rozdziału 19)-
Jechaliśmy z Oscarem do mojego domu, żeby porozmawiać. Jednak nie za bardzo miałem ochotę to zrobić. Szczególnie po tym, jakie zrobił numery Ashley i jak się zachowywał w stosunku do niej. Głownie chodzi mi o tą policję, bo kto normalny zostawia dziewczynę samą w takim miejscu, kiedy akurat zjawiają się tam gliny. Nie umie nawet być odpowiedzialny za jedną osobę. Jechałem niespokojny o to co się może wydarzyć na miejscu. Ma mi coś ważnego powiedzieć, a ja nie wiem czy powinienem mu zaufać, czy po prostu dać w mordę. Szkoda, że muszę już wracać. Wczoraj u Ashley bawiłem się świetnie, zresztą z nią nie da się nudzić. Ona zawsze poprawia mi dzień, jej uśmiech zastępuję mi słońce. Jest dla mnie wszystkim.
- Możesz włączyć radio, nie lubię jeździć w ciszy. - wyrwał mnie z rozmyśleń Oscar.
Dupek - pomyślałem od razu. Ale miał rację. Wolałem żeby grała muzyka, niż panowała niezręczna cisza.
Piętnaście minut później dojechaliśmy na miejsce. Wyszliśmy obydwoje w tym samym czasie i ruszyliśmy ku bramie do ogródka. Tam też Oscar chciał odbyć ze mną te niezwykle ważną rozmowę.
Stanąłem kilka metrów od tylnego wejścia i zapytałem:
- Czego chcesz?
Oscar spojrzał w okno na pierwszym piętrze, a ja usłyszałem swojego brata, który krzyczy:
- Felix wróciłeś!
Miałem nadzieję tylko, że nie zejdzie tutaj. Błagałem i modliłem się o to w duszy. Jednak to wszystko było na marne. Josh zbiegał po schodach jak na szczęśliwe dziecko przystało. Patrzyłem tylko, kiedy będę musiał do niego podejść i kazać mu wracać do pokoju. Nie chciałem tego robić, ponieważ nie jestem typem brata, który wszystkiego zabrania i krzyczy na swoje rodzeństwo.
- Felix mam ... - wiedziałem, że już tu jest.
Patrzyłem tylko na Oscara, który obserwował małego chłopca stojącego w skarpetkach na trawniku.
Nie odwracając wzroku, warknąłem:
- Wracaj do domu Josh i zamknij wszystkie okna.
Nie usłyszałem odpowiedzi, ale wiem, że poszedł to zrobić. Jest dobrym dzieckiem, które rozumie co się do niego mówi. Wiem też, że można mu zaufać mimo, że ma dopiero pięć lat.
- Czy wreszcie się dowiem o co ci chodzi? - zapytałem wkurzony.
On spojrzał na mnie i powiedział:
- Ashley jest tylko moja.
- Co? - zdziwiłem się - O czym ty do jasnej cholery mówisz?
- Pamiętasz kodeks naszej czwórki?
- Mówisz poważnie? - zaśmiałem się - Przecież mieliśmy po siedem czy osiem lat.
Przewrócił oczami, a ja natychmiast spoważniałem.
- No tak pamiętam i co z nim? - wciąż chciało mi się śmiać.
- Pamiętasz też zapewne dzień, kiedy twoja mama zmarła. Przechodząc do rzeczy. Podwoziła mnie wtedy do domu, ponieważ było ciemno i nie chciała, żebym się włóczył po mieście. Była przemiłą kobietą, rozmawialiśmy wtedy trochę o moich rodzicach. Powiedziałem wtedy, że chciałbym być twoim bratem. Ona się zaśmiała i odpowiedziała:
"Twoi rodzice mimo pracy kochają cię każdego dnia mocniej. Robią wszystko z myślą o Tobie"
A potem nie było już nic. Zupełna ciemność. Wiem, że to właśnie wtedy wjechał w nas tir. Jednak przed samym przyjazdem karetki, pamiętam jeszcze jedną rzecz. Dziewczynę w moim wieku, która wyciągnęła mnie z auta na chodnik i zatamowała moją krwawiącą ranę na udzie. Powiedziała żebym się trzymał, bo wszystko będzie dobrze. Jak sam wiesz, następne co pamiętam, to był szpital.
Okres rehabilitacji i czas, w którym obwiniałeś mnie za wszystko, a ja nie wiedziałem dlaczego. Straciłem wtedy brata i było mi z tym źle. Nie umiałem sobie z tym poradzić. Od tych myśli oderwała mnie ta dziewczyna. Zacząłem się zastanawiać, gdzie mogę ją znaleźć i podziękować za wszystko. Szukałem jej ładnych kilka lat, aż w końcu mi się udało. Teraz zgadnij jak się nazywała.
Nie mogłem wydusić z siebie słowa.
- A-a-ashl-l-ley Kien? - zapytałem drżącym głosem.
- Dokładnie, a co najlepsze, że chciałem z nią porozmawiać tego dnia, kiedy była na basenie. Ale kogo tam spotkałem przy wejściu?
- Mnie - odpowiedziałem po cichu.
Ta historia wydawałaby się jak z filmu, gdyby nie to, że Oscara naprawdę ktoś wtedy uratował. Jednak nigdy nie interesowało mnie kto to był, ani dlaczego to zrobił. Lekarze mówili tylko, że dzięki niej on żyję.
- A wiesz, co znaczy kodeks - uśmiechnął się szyderczo.
- "Jeśli obu spodoba się ta sama osoba, ten, który pierwszy ją zobaczył ma prawo ją podrywać i z nią być" - zacytowałem.
- No właśnie, więc musisz z niej zrezygnować.
Stałem przez chwilę w milczeniu. W pewnym stopniu miał rację, ale nie pozwolę sobie odebrać osoby, która jest dla mnie najważniejsza na świecie, dlatego, że mieliśmy kodeks.
- Nie zrezygnuję z Ashley nigdy! - oświadczyłem.
Kogo obchodzi jakiś kodeks? Przecież jeśli kocham tą osobę, a ona mnie to nie zerwę z nią, dlatego, że on tego chce. To chore.
- Wiedziałem, że tak powiesz, dlatego jest jeszcze coś.
- Co takiego? - zapytałem się, krzyżując ręce na piersi.
- Widzisz mam swoich kolegów, którzy są tak jakby "czarnymi charakterami" i zamontowali kilka fajnych skrzynek wokół twojego domu i jeśli nie spełnisz moich warunków to one wybuchną, a twój braciszek już nigdy się nie uśmiechnie. - zagroził.
- Jesteś pojebany! - krzyknąłem.
Wiedziałem, że mówi prawdę. Oscar jest psychopatą, który potrafi zrobić wszystko, żeby tylko osiągnąć cel.
Usłyszałem jak się śmieje pod nosem. Miał mnie w garści, a ja nie mogłem zrobić nic innego, jak tylko się poddać. Cóż raz się wygrywa, raz się przegrywa.
- Dobrze. Odsunę się od niej i pozwolę ci ją sobie wziąć.
Powiedziałem to, mimo tego że całe serce mnie bolało i miałem łzy w oczach.
- W takim razie, nie możesz się do niej już nigdy w życiu odzywać.
- Dobrze - oświadczyłem.
Spojrzałem na trawnik, a dłonie zacisnąłem w pięści. Miałem go ochotę uderzyć, ale nie mogłem. Muszę chronić rodzinę za wszelką cenę.
Oscar odszedł, a ja przysiągłem sobie, że znajdę sposób, abym znowu był z Ashley.
----------------------------------------------------------
Tak wiem, jest to jeden z najkrótszych rozdziałów, jakie były ostatnio.
Musicie mi to niestety wybaczyć, ponieważ zaczęła się szkoła. Mam nadzieję, że wam się spodobało. Tylko 4 rozdziały do końca, kurde... Trochę smutno.
Komentujcie!
Komentujcie!
sobota, 5 września 2015
ROZDZIAŁ 33
Naomi pov
Każdy z nas miał kiedyś tak, że miał przeczucie, co do czegoś. Ja właśnie mam pewne dziwne uczucie. Mam wrażenie, że moja przyjaciółka cierpi, a to, że nie wpuszcza mnie do domu, jeszcze bardziej zaczyna mnie martwić. Jest możliwość, że gdzieś wyszła. To w takim razie zadzwonię do niej. Wybieram jej numer i po chwili słyszę pocztę głosową. Nie mam zamiaru zapychać jej skrzynki jakimiś głupimi wiadomościami, więc po prostu się rozłączam i idę do windy. Wciskam numer zero i po chwili zamykają się drzwi. W drodze na dół zastanawiam się, jakby tu się spotkać dzisiaj z Ashley. Muszę upewnić się, że nic jej nie jest, a moja intuicja po prostu jest głupia.
Kiedy wychodzę na korytarz i przechodzę obok portiera, czuję nie przyjemne spojrzenie ze strony tego człowieka. Spojrzałam na niego, a on momentalnie wybrał numer telefonu i do kogoś zatelefonował. Ja natomiast zwolniłam kroku, żeby przed wyjściem usłyszeć jeszcze kawałek rozmowy.
- Tak, właśnie wychodzi - oznajmił mężczyzna stojący za ladą.
Zdziwiło mnie to, ale nie mogłam teraz iść się spytać z kim ten człowiek rozmawiał, bo było by to dziwne. Zdecydowałam, że może jeszcze raz powinnam zadzwonić do mojej przyjaciółki. Moje przeczucie nie chciało mnie opuścić, naprawdę bałam się, że jest coś nie tak. Wiedziałam to już od tego dnia, kiedy Ash przeprowadziła się tu z Oscarem, że wydarzy się coś strasznego.
Kolejny raz nacisnęłam na zieloną słuchawkę i po dwóch sygnałach usłyszałam:
- Halo - przestraszyłam się.
To na sto procent nie był głos Ashley.
- Kto mówi? - zapytałam na spokojnie.
Może coś się stało np. ktoś ją okradł.
- Oscar, a kto ma mówić?
Odetchnęłam z ulgą, ale chwila czemu on ma jej telefon?
- Dasz mi twoją dziewczynę na chwilę? - poprosiłam.
- Ym ... nie ma jej tu. - odpowiedział.
- To po co ci jej telefon? - zdziwiłam się.
- Jezu, a ty co detektyw? Zajmij się swoim życiem, żegnam.
Rozłączył się. Co za cham. Naprawdę jestem ciekawa, po co mu jej komórka.
Ona nie oddała by mu tego dobrowolnie, coś się musiało stać, tylko jak się tego dowiedzieć? Omar? Nie, on tutaj nic nie pomoże. Boże, nie mogę tak stać bezczynnie, przecież dobrze wiem, że coś się stało. Już wiem, kto może mi pomóc. Ale jak mam się z nim spotkać? Nie mam jego numeru. Musiałabym jakimś sposobem go zdobyć. Może jeszcze raz się wrócę do mieszkania i spróbuję pokombinować coś z zamkiem. To jest dobry pomysł, poza tym Ashley musi mieć gdzieś jeszcze zapisany numer Felixa, a może przy okazji się czegoś dowiem.
Szybko dotarłam do windy, nacisnęłam guzik i po chwili znalazłam się na ostatnim piętrze.
Zapukałam w drzwi, tak jak ostatnim razem. Odpowiedzią była głucha cisza, więc wyjęłam z włosów jedną wsuwkę i włożyłam ją w otwór w drzwiach. Nie wiedziałam, czy to podziała, ponieważ widziałam tą taktykę tylko w filmach. Gdyby mi się faktycznie udało, mogłabym się zaliczyć do jakiejś kategorii ninja. Było by to całkiem fajne.
Zamek ani trochę nie chciał przeskoczyć, chyba już setny raz próbowałam, aż nagle drzwi otworzyły się. W progu stała Ashley, cała poobijana i trzymająca się cały czas za brzuch. Stanęłam jak słup, nie wiedziałam co zrobić. Pierwszy raz widziałam ją w takim stanie.
- Pomóż proszę - wyszeptała, po czym padła na podłogę.
- Ash! - krzyknęłam.
Podeszłam do mojej przyjaciółki. Na szczęście nie zemdlała, tylko nie mogła się już dłużej utrzymać na nogach. Zamknęłam za sobą drzwi i od razu podniosłam moją przyjaciółkę z ziemi i zaniosłam ku kanapie w salonie. Następnie pobiegłam do kuchni i nalałam do szklanki wody. Kiedy wróciłam z naczyniem w dłoni, zobaczyłam krew na podłodze.
- Co się stało? - zapytałam, podając jej szklankę.
- T-to wszystko zaczęło się wczoraj - mówiła bardzo powoli, jakby każde słowo sprawiało jej ból - zresztą, nie mam czasu. On może tu wejść w każdej chwili. Posłuchaj tu są kamery, jeśli tu zostaniesz on zrobi to samo Tobie.
- Nie boję się go - odpowiedziałam.
- Też tak myślałam, a teraz spójrz jak wyglądam.
Rzeczywiście, miała racje. Wyglądała fatalnie, jej ciuchy całe czerwone, kilka siniaków na ramionach, włosy potargane, a policzek...
Ciekawe co jeszcze może jej zrobić? Zaczęłam się bać o jej zdrowie, ale już wiedziałam, co powinnam zrobić.
- Posłuchaj, daj mi numer Felixa, albo chociaż powiedz, gdzie mogę go znaleźć. Przyjedziemy po Ciebie jak najszybciej się da, a potem złożysz skargę na policję.
- Naomi, ja nie...
- Nie będę cię słuchać. Podaj ten numer, dzisiaj jeszcze się stąd wyniesiesz. Obiecuję ci to.
Spojrzałam jej w oczy, były pełne przerażenia, ale wiedziałam, że w tej sprawie mi zaufa.
- Dobrze, daj mi swoją komórkę.
Podałam jej przedmiot, a ona wstukała w niego kilka liczb i oddała mi go.
- Dobrze, wychodzę. Najchętniej zabrałabym cię teraz, ale wiem, że recepcjonista jest w zmowie z Oscarem, więc raczej nie dam rady. Przepraszam najmocniej.
- Nic się nie stało. Wiedziałam, że tak będzie, ale mam nadzieję, że razem z Felixem coś wymyślicie.
- Na pewno - uśmiechnęłam się - Teraz musisz się trzymać, pa.
Pożegnałyśmy się i jak najprędzej pobiegłam do wyjścia z budynku.
Kiedy byłam już na świeżym powietrzu. Spojrzałam na telefon i postanowiłam, że nie będę czekać, tylko od razu zatelefonuję.
Po trzech sygnałach, usłyszałam:
- Halo, kto mówi?
- Przyjaciółka Ashley, Naomi
- Cześć, co chcesz? - zapytał miłym głosem.
- Moglibyśmy spotkać się w jakiejś kawiarni, mam sprawę dotyczącą osoby, którą kochasz. - oświadczyłam.
- Dobra, to gdzie i o której?
- Za dwadzieścia minut w Mike&Gabi?
- Zgoda, do zobaczenia.
Na szczęście nie muszę tam jechać żadnym środkiem transportu. Mogę się przejść i będę idealnie na czas. Będę miała chwilkę, żeby o tym wszystkim pomyśleć.
Od początku w sumie wiedziałam, że Oscar jest jakiś dziwny, nigdy nie chciałam mu wierzyć i zawsze ostrzegałam Ash. No ale cóż, teraz jest za późno, a ja muszę pomóc, ponieważ to moja przyjaciółka i nie zostawię jej w potrzebie. Tylko jakim trzeba być człowiekiem, żeby bić kogoś i zostawiać potem w takim stanie. Przecież ona nawet wyjść nie mogła, bo portier by od razu poinformował o wszystkim jej chłopaka. Oby dostał dożywocie. Należy mu się. Mam nadzieję, że dzisiaj jej nic nie zrobi przez to, że do niej przyszłam. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby coś się jej stało przeze mnie. Dobra nie powinnam o tym myśleć, teraz moim priorytetem jest ustalić plan działania z Felixem.
Przez kolejne kilka minut szłam spokojnie do celu. Nie myślałam już o niczym.
Kiedy dotarłam do kawiarni, zajęłam stolik w głębi sali i czekałam na jego przyjście. Nie minęło wiele czasu, a zauważyłam blondyna, który wchodzi do pomieszczenia. Rozglądał się przez chwilę, a kiedy znalazł mnie wzrokiem, podszedł i się przywitał:
- Cześć, coś się ważnego stało?
- Tak i Witaj - uśmiechnęłam się.
Nagle zza pleców Felixa pojawił się kelner, który zapytał się czy coś zamawiamy. My oboje stwierdziliśmy, że chcemy tylko wodę, na co mężczyzna zaproponował kawałek ich podobno najpyszniejszego ciasta. Żadne z nas się nie skusiło, więc kelner odszedł, chyba bardzo niezadowolony, bo nie udało mu się naciągnąć ludzi. Kawiarnia Mike&Gabi nie cieszy się jakoś wielkim uznaniem. Mają słabą jakoś napoi i ciast. Natomiast mają przyjemne lokale, utrzymane w klasycznym stylu, trochę bieli i pudrowego różu,a na każdym stoliku są kwiatki, które nie są sztuczne.
- To mów o co chodzi?
- Powiem wprost, Ashley jest bita przez Oscara.
Nic na to nie odpowiedział, wiedziałam, że będzie w szoku, ale nie myślałam, że aż takim.
- Żartujesz sobie? - zapytał.
Do stolika została przyniesiona nasza woda. Od razu upiłam łyk i zaczęłam opowiadać.
- Przyszłam do niej dzisiaj, ma wszędzie pełno siniaków i krwawi - pochyliłam się nad stolikiem, by mówić ciszej - ma też rozcięty policzek i to nie jest małe draśnięcie. Obiecałam, że pomożemy jej się stamtąd wydostać.
- Oczywiście, że pomożemy. Tylko pytanie jak?
- No wzywamy policję, albo idziemy teraz po nią. Co mamy więcej zrobić? - zdziwiłam się, myślałam, że od razu się poderwie z miejsca i pójdziemy do niej.
- Nie. Musimy najpierw zadzwonić do Omara... O i może do Ogge'go.
- Po co?
Ale nie usłyszał mojego pytania, od razu wyciągnął telefon.
- Oni nam pomogą Naomi - stwierdził.
Złapałam go za nadgarstek. Spojrzał na mnie.
- Chwila, przecież chyba poradzimy sobie sami. Oscar nie jest aż tak potężny - zaśmiałam się.
- Nawet nie wiesz jak bardzo - odpowiedział przerażony.
Patrzył się gdzieś w dal i o czymś myślał.
- Wiesz chyba najwyższy czas, żebym powiedział dlaczego odsunąłem się pewnego dnia od Ashley.
--------------------------------------------------------------
Mamy kolejny rozdział!!!!
Informuję was, że zostały do końca 5 rozdziałów razem z Epilogiem. Więc widzimy się jeszcze przez miesiąc, a potem robię sobie przerwę. Ale spokojnie wrócę po miesiącu może dłużej z nowym ff, które mam nadzieję będzie o wiele lepsze. Napisze wam tutaj wszystko, jeśli nowy rozdział z nowego ff się pojawi. Mam już nawet pomysł, ale przed jego realizacją potrzebuję przerwy po prostu.
Kocham was.
Komentuj!!!!
sobota, 29 sierpnia 2015
ROZDZIAŁ 32
Chodziłam po kuchni i zastanawiałam się, gdzie on może być. Dochodziła dziesiąta wieczorem, a jego jeszcze nie było w domu. Nigdy nie siedział tak długo w pracy, jeżeli w ogóle do niej chodził. Może coś się stało, powoli zaczynałam się denerwować. Nie odpowiada na sms, a kiedy dzwonie włącza się poczta. To dziwne jak na niego. Co jeśli robi coś z inną kobietą? Mimo tego, co dzisiaj się wydarzyło, wciąż mi na nim zależy w jakimś stopniu. Usiadłam na krześle przy stole, a łokcie oparłam na blacie. Co powinnam zrobić? Co jeśli mu się coś stało?
Nagle usłyszałam dźwięk kluczy. Po chwili do mieszkania wpadło światło z korytarza, dopiero wtedy zorientowałam się, że siedziałam przez cały ten czas po ciemku. Oscar wszedł, zamknął za sobą drzwi i zdjął kurtkę. Podeszłam do niego z rękami skrzyżowanymi na piersi, byłam strasznie zła.
- Gdzie ty byłeś?! Dlaczego nie odbierałeś?!
Nic nie odpowiedział, stał przy wieszaku, odwrócony tyłem do mnie.
- Możesz mi wyjaśnić! - nalegałam.
Usłyszałam ciche westchnienie i nagle Oscar zaczął iść w kierunku pokoju.
- Czy to takie trudne odpowiedzieć mi?! - byłam w tym momencie strasznie wkurzona, ale poszłam za nim. Bardziej niż złość zżerała mnie ciekawość.
On w połowie drogi zatrzymał się i wreszcie powiedział:
- Możesz zostawić mnie samego?
- Nie - odpowiedziałam sztywno.
Wtedy odwrócił się i złapał mnie za nadgarstki, podniósł je do góry i krzyknął:
- Do cholery! Zostaw mnie samego!
Popchnął mnie na podłogę i poszedł.
Nie chciałam teraz płakać, bo pokazałabym mu jaka jestem słaba. Poza tym co mu się stało? Przecież zmienił się, prawda? Wtedy jak na mnie krzyczał w jego oczach widziałam złość, to nie był ten sam wzrok co zawsze. To już nie był ten sam kochany Oscar, coś się wydarzyło, a ja muszę wiedzieć co. W końcu jestem jego dziewczyną i chce mu pomóc.
Wstałam z podłogi, przełknęłam ślinę i powiedziałam na głos:
- Skoro mnie kochasz, czemu mnie tak traktujesz? To że coś się stało, nie znaczy, że jestem twoim workiem treningowym i możesz się na mnie wyżywać. Nie jestem jakąś twoją zabawką Oscar. - zabrzmiało to groźniej niż myślałam.
Usłyszałam jego kroki, nie wiedziałam co robić, czułam zagrożenie, ale nie powinnam mieć powodu.
- Mam powód żeby taki być. - odpowiedział.
Stanął przede mną. Bałam się go, wyglądał jakby był w stanie zrobić wszystko. Nie mogę mu pokazać, że jestem słaba, bo od razu zrobi z tego użytek.
- To powiedz mi o co chodzi - błagałam.
Kiedy dotknęłam swoimi dłońmi jego rąk on momentalnie je odsunął.
- Nie dotykaj, mnie ty szmato! - krzyknął.
Podniósł rękę i uderzył mnie w twarz. Był to tak silny cios, że znowu upadłam na podłogę. Tym razem zaczęłam płakać, spojrzałam na niego spod łez i zapytałam:
- Za co?
Pogładził swoją dłoń i spojrzał na mnie z uśmieszkiem.
- Za to, że jesteś zwykłą szmatą i jeżeli kiedykolwiek jeszcze dotkniesz mnie bez mojego pozwolenie, to będzie cię bardziej bolało kochanie. - uśmiechnął się.
Nie wiedziałam już z kim mam do czynienia, czy to na pewno ten sam Oscar, który wczoraj mówił, że mnie kocha?
Zakryłam twarz włosami i zaczęłam płakać, trzymałam ręką swój policzek, strasznie mnie bolał. Na pewno jest cały czerwony i powinnam go czymś posmarować, ale dopóki on tu stoi, nie zamierzam się nigdzie ruszać.
Nagle podszedł do mnie i przykucnął.
- A teraz udawajmy, że to się nie stało. Skarbie! Co ci się stało? Dlaczego upadłaś?
Nie rozumiałam, co to za chora gierka. Przecież to popieprzone. Mamy udawać, że nic się nie stało, a ja zwyczajnie upadłam. Po co?
- Odpowiadaj! - krzyknął.
Na jego głos ciarki przeszły mnie po plecach.
- Upadłam, bo podłoga jest śliska w tym miejscu - wyszeptałam.
Schyliłam głowę, to wszystko mnie przerasta. Teraz czuję się jak jego własność.
- To czekaj, pomogę ci wstać.
I jak powiedział tak zrobił, znowu był miły. Kiedy staliśmy obok siebie, ja nie mogłam się nawet patrzeć na niego, straciłam szacunek do niego i chciałam jak najszybciej od niego uciec. Najlepiej będzie już jutro z samego rana.
- Ashley! - przytulił mnie.
Nie odwzajemniłam tego, czułam obrzydzenie.
- Posłuchaj teraz uważnie skarbie. Masz się od dzisiaj mnie słuchać, nigdzie nie wychodzić. Nawet do sklepu nie możesz, ja będę robić zakupy. Będziemy szczęśliwi, a jeśli będziesz coś źle robić, to powiedzmy będzie kara - poczułam jak jego ręka dotyka moich włosów. Pociągnął za nie, a ja poczułam straszliwy ból. Znowu zaczęły lecieć mi łzy.
- Zgadzasz się z warunkami umowy? - zapytał.
- T-t-tak - powiedziałam.
- Grzeczna dziewczynka - pocałował mnie w głowę.
- Jeszcze jedno Ashley. Oddasz mi swój telefon i kluczę.
Nie chciałam się zgadzać, ale nie miałam wyboru. On był zdolny do wszystkiego. Bałam się, co jeszcze może mi zrobić. Chyba naprawdę wolę spełnić jego warunki. Nie mogę też uciec, znajdzie mnie, a nawet jeśli mu się to nie uda, zrobi coś moim najbliższym. Nie mam za bardzo wyjścia. Muszę być teraz jego zabawką.
- Pamiętaj, żeby nikogo nie wpuszczać do mieszkania. Portier powie mi również jeśli wyjdziesz z budynku, więc radziłbym przestrzegać zasad. Teraz idź się umyj!
Zrobiłam, co kazał. W łazience spojrzałam na swoje odbicie, wyglądałam potwornie. Mój policzek był spuchnięty, oczy całe czarne od tuszu który mi się rozmazał. Myślałam, że to będzie najlepszy dzień w moim życiu, a okazało się zupełnie inaczej. Nie wiem nawet dlaczego Oscar się tak zachowuję. Może jutro mnie za wszystko przeprosi i będzie lepiej. Powtarzałam sobie tą myśl w duchu przez całą kąpiel. Po umyciu się, ubrałam się w piżamę i korzystałam z okazji, że jestem sama w pomieszczeniu. Wyjęłam z kieszeni spodni swój telefon, na szczęście nie oddałam go jeszcze, więc może uda mi się napisać sms do kogoś. Jednak nie zrobię tego, moje jedyne urządzenie, które łączyło mnie ze światem, padło. Miałam ochotę teraz sama w coś uderzyć. Jeśli Oscar jutro rano się zmieni, ucieknę od niego jak najszybciej. Nie zamierzam mu wybaczyć po czymś takim. W sumie to jest moje mieszkanie, powinnam spakować Oscara i kazać portierowi wzywać policję, kiedy wejdzie do budynku. To jest dobry pomysł. No chyba, że się nie zmieni i zrobi mi coś jeszcze gorszego niż pobicie. Na razie muszę zachować spokój i modlić się o dobry sen.
Wyszłam z łazienki i zauważyłam, że nie ma go w sypialni. Podeszłam szybko do mojej szafeczki przy łóżku i wyciągnęłam z niej ładowarkę.
- Ashley! - usłyszałam jego głos, dobiegał z salonu - Chodź tutaj!
Odłożyłam ładowarkę i telefon na łóżko, po czym powoli zaczęłam iść w kierunku Oscara. Kiedy go zobaczyłam, siedział na fotelu z czymś metalowym w ręku, znajdowałam się za daleko, żeby dokładnie określić co to jest. Jednak po kilku minutach już wiedziałam, że jest to nóż.
- C-co masz zamiar z tym zrobić? - zapytałam, cała przerażona.
- To będzie zależeć od ciebie. Teraz usiądź na przeciwko mnie.
Cała się trzęsłam, dopiero uświadomiłam sobie, że tak naprawdę w ogóle go nie znam.
Patrzyłam na niego, światło księżyca padało idealnie na niego. Oscar bawił się ostrzem, jak jakąś nową zabawką.
Zrobiłam, co kazał. W łazience spojrzałam na swoje odbicie, wyglądałam potwornie. Mój policzek był spuchnięty, oczy całe czarne od tuszu który mi się rozmazał. Myślałam, że to będzie najlepszy dzień w moim życiu, a okazało się zupełnie inaczej. Nie wiem nawet dlaczego Oscar się tak zachowuję. Może jutro mnie za wszystko przeprosi i będzie lepiej. Powtarzałam sobie tą myśl w duchu przez całą kąpiel. Po umyciu się, ubrałam się w piżamę i korzystałam z okazji, że jestem sama w pomieszczeniu. Wyjęłam z kieszeni spodni swój telefon, na szczęście nie oddałam go jeszcze, więc może uda mi się napisać sms do kogoś. Jednak nie zrobię tego, moje jedyne urządzenie, które łączyło mnie ze światem, padło. Miałam ochotę teraz sama w coś uderzyć. Jeśli Oscar jutro rano się zmieni, ucieknę od niego jak najszybciej. Nie zamierzam mu wybaczyć po czymś takim. W sumie to jest moje mieszkanie, powinnam spakować Oscara i kazać portierowi wzywać policję, kiedy wejdzie do budynku. To jest dobry pomysł. No chyba, że się nie zmieni i zrobi mi coś jeszcze gorszego niż pobicie. Na razie muszę zachować spokój i modlić się o dobry sen.
Wyszłam z łazienki i zauważyłam, że nie ma go w sypialni. Podeszłam szybko do mojej szafeczki przy łóżku i wyciągnęłam z niej ładowarkę.
- Ashley! - usłyszałam jego głos, dobiegał z salonu - Chodź tutaj!
Odłożyłam ładowarkę i telefon na łóżko, po czym powoli zaczęłam iść w kierunku Oscara. Kiedy go zobaczyłam, siedział na fotelu z czymś metalowym w ręku, znajdowałam się za daleko, żeby dokładnie określić co to jest. Jednak po kilku minutach już wiedziałam, że jest to nóż.
- C-co masz zamiar z tym zrobić? - zapytałam, cała przerażona.
- To będzie zależeć od ciebie. Teraz usiądź na przeciwko mnie.
Cała się trzęsłam, dopiero uświadomiłam sobie, że tak naprawdę w ogóle go nie znam.
Patrzyłam na niego, światło księżyca padało idealnie na niego. Oscar bawił się ostrzem, jak jakąś nową zabawką.
Żadne z nas nic nie mówiło, siedzieliśmy w milczeniu. Mogłabym przysiąc, że robi to specjalnie. Chyba chce żebym zaczęła to wszystko.
- Oscar ...?
- Tak? - odpowiedział z uśmiechem.
Spojrzał na mnie, a ja nie umiałam dostrzec niczego groźnego w jego oczach. Jest niezłym kłamcą i bardzo dobrze ukrywa swoją prawdziwą naturę.
- Dlaczego taki jesteś?
On wstał, podszedł do mnie i powiedział:
- Powinnaś się chyba domyślić - usiadł dokładnie obok mnie.
Objął ręką moje ramiona i przyłożył nóż do mojego policzka.
- Jesteś małą szmatą, która jak ma okazje ucieka do Felixa. Tak, tak wszystko wiem i widziałem. Uprzedzę twoje pytania, tak śledziłem cię dzisiaj. Wiesz nie lubię, kiedy dziewczyna taka jest. No bo skoro mnie kochasz, to czemu uganiasz się za Felixem? - przycisnął ostrze do mojej skóry.
Poczułam jak krew zaczyna mi płynąć.
- Czemu po prostu ze mną nie zerwiesz?
- To by było zbyt proste, ułatwiłbym ci tylko życie skarbie. Chcę żebyś cierpiała jak ja, żebyś poczuła jak boli zdrada ukochanej osoby. Poza tym dalej jesteś moja i powinnaś zrozumieć, co to znaczy.
Płakałam, nie miałam pojęcia, że Oscar jest takim psychopatą.
- Jesteś chory! - krzyknęłam.
- Tak uważasz? - roześmiał się.
Jego śmiech w tej sytuacji był przerażający, jak z jakiegoś horroru. Tylko dlaczego muszę być główną bohaterką?
Poczułam jak nóż przesuwa się po moim policzku.
- To jest taka "przypominajka". Jesteś moja i masz przestrzegać zasad.
Wstał i poszedł do naszego pokoju. Ja natomiast doznałam szoku, nie wiedziałam co mam zrobić. Czy rana jest głęboka?
Poleciałam do najbliższego lustra w salonie, nie mogłam nic stwierdzić, ponieważ już połowę twarzy i koszulki miałam we krwi. Co teraz? Trzeba lecieć po apteczkę, dobrze, że jest jedna w kuchni. Otworzyłam wszystkie szafki i oczywiście ostatnia musiała zawierać to czego szukam. Wyjęłam z niej wodę utlenioną, jakiś ogromny plaster i na wszelki wypadek bandaż. Wiem, że jeśli rana jest głęboka, to trzeba będzie szyć ale na razie to musi wystarczyć.
Po trzydziestu minutach doszłam do wniosku, że wszystko jest w porządku bo krew już nie leci, więc w tym wypadku miałam szczęście.
Położyłam się na kanapie w salonie, bo za nic w świecie nie pójdę spać z nim w jednym łóżku. Przykryłam się kocem i zasnęłam.
Rano obudził mnie dźwięk tłuczonego szkła.
- Mam nadzieję, że cię nie obudziłem Ashley - powiedział swoim najsłodszym głosikiem Oscar.
Wiedziałam, że zrobił to specjalnie. Chyba według "mojego Pana" musiałam już wstać. Złożyłam szybko koc i położyłam go na jednym z foteli. Potem poszłam zobaczyć, co muszę sprzątnąć przez niego. Kiedy weszłam do kuchni, zauważyłam, że on siedział przy stole i jadł płatki. Nagle usłyszałam cichy śmiech.
- Co cię tak bawi? - zapytałam bezczelnie.
- To co masz na twarzy - zaśmiał się.
- Ciekawe, przez kogo to mam? A no tak przez jakiegoś głupiego psychopatę, który traktuję ludzi jak zabawki - oświadczyłam i spojrzałam na niego groźnie.
Stanęłam tyłem do niego, ale wiedziałam, że nie spodobało mu się to, co powiedziałam. Trudno. Wczoraj dałam mu się podejść dzisiaj tak nie zrobię.
Wyjęłam miseczkę i postanowiłam, że też zjem płatki, ale na pewno nie tutaj przy nim. Nasypałam płatki, a potem nalałam mleko, wzięłam łyżkę i pomaszerowałam do salonu. Jednak nie udało mi się przejść obojętnie obok Oscara. Chwycił mnie za nadgarstek i powiedział:
- Gdzie idziesz?! Myślisz, że przejdziesz tak obojętnie obok mnie, po tym co powiedziałaś? Nie powinnaś była się tak do mnie odnosić, teraz dostaniesz karę.
Przestraszyłam się, jednak nie zamierzałam ulec.
- Puść mnie! Daj mi w spokoju zjeść, chyba nie chcesz żebym umarła z głodu.
Wyrwałam swoją rękę z jego uścisku.
Dziwne, podziałało to na niego. Może muszę być taka chamska jak on. Nie mówię, że zacznę go kopać, ale po prostu będę mu odpowiadać bezczelnie.
Usiadłam na kanapie, na której wcześnie spałam, włączyłam telewizor i zaczęłam jeść.
Po chwili, przyszedł Oscar i krzyknął:
- Wstań!
- Po co? - odpowiedziałam, nie patrząc się na niego.
On złapał mnie za rękę i pociągnął do góry.
- Nie mówiłem, że masz pyskować. Więc siedź cicho i słuchaj, co mam ci do powiedzenia szmato.
- Nie odzywaj się tak do mnie! - krzyknęłam.
Już nic nie odpowiedział. Pociągnął mnie za sobą, żebyśmy byli z dala od mebli i wtedy popchnął mnie na podłogę. Dokładnie mną rzucił.
- Posłuchaj idiotko, kurwa mówiłem, że masz nie pyskować i się słuchać. Mówiłem też o karze, ale ty jesteś taka głupia, że to się kurwa w głowie nie mieści. Ja pierdole.
Kopnął mnie w brzuch. Był to taki ból, że nie mogłam tego znieść. Czułam jak moje narządy pękają, rozrywają się i zaczyna się wszystko z nich rozlewać. Wyplułam trochę krwi na podłogę, Oscar mnie uszkodził i w tym momencie naprawdę potrzebowałam do szpitala.
- Proszę - wyszeptałam.
- Nie kurwa, o nic już nie prosisz głupia suko. Sama na to zasłużyłaś! Teraz wychodzę, a ty masz nikomu nie otwierać, bo inaczej będzie bardziej bolało skarbie.
Przykucnął do mnie i wziął mi włosy z twarzy.
- Są tu kamery - szepnął mi do ucha.
Momentalnie rozejrzałam się po domu.
- Widzisz? - zapytał.
Kiwnęłam głową.
- No to świetnie, ja idę skarbie.
Nie patrzyłam na to, co robi. Leżałam na podłodze i modliłam się o to żebym nie musiała jechać do szpitala.
- A właśnie, możesz tu jeszcze posprzątać, strasznie tu brudno.
Gdybym mogła wstać, przywaliłabym mu w ryj.
Jednak nie mogę, jestem sparaliżowana na ten moment, przez ból brzucha.
Przez następną godzinę, leżałam tak w bez ruchu. Wszystko mnie bolało. Nie mogłam w ogóle wstać, a gdy tylko próbowałam, plułam krwią na podłogę.
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Szkoda tylko, że nie mogłam otworzyć.
- Ashley jesteś tam? - usłyszałam głos mojej przyjaciółki Naomi.
-----------------------------------------------------
JEJ! ROZDZIAŁ 32!
Rozdział troszeczkę dłuższy, ale mam nadzieję, że nie zawiodłam waszych oczekiwań.
Komentujemy! Lots of love xx
- Oscar ...?
- Tak? - odpowiedział z uśmiechem.
Spojrzał na mnie, a ja nie umiałam dostrzec niczego groźnego w jego oczach. Jest niezłym kłamcą i bardzo dobrze ukrywa swoją prawdziwą naturę.
- Dlaczego taki jesteś?
On wstał, podszedł do mnie i powiedział:
- Powinnaś się chyba domyślić - usiadł dokładnie obok mnie.
Objął ręką moje ramiona i przyłożył nóż do mojego policzka.
- Jesteś małą szmatą, która jak ma okazje ucieka do Felixa. Tak, tak wszystko wiem i widziałem. Uprzedzę twoje pytania, tak śledziłem cię dzisiaj. Wiesz nie lubię, kiedy dziewczyna taka jest. No bo skoro mnie kochasz, to czemu uganiasz się za Felixem? - przycisnął ostrze do mojej skóry.
Poczułam jak krew zaczyna mi płynąć.
- Czemu po prostu ze mną nie zerwiesz?
- To by było zbyt proste, ułatwiłbym ci tylko życie skarbie. Chcę żebyś cierpiała jak ja, żebyś poczuła jak boli zdrada ukochanej osoby. Poza tym dalej jesteś moja i powinnaś zrozumieć, co to znaczy.
Płakałam, nie miałam pojęcia, że Oscar jest takim psychopatą.
- Jesteś chory! - krzyknęłam.
- Tak uważasz? - roześmiał się.
Jego śmiech w tej sytuacji był przerażający, jak z jakiegoś horroru. Tylko dlaczego muszę być główną bohaterką?
Poczułam jak nóż przesuwa się po moim policzku.
- To jest taka "przypominajka". Jesteś moja i masz przestrzegać zasad.
Wstał i poszedł do naszego pokoju. Ja natomiast doznałam szoku, nie wiedziałam co mam zrobić. Czy rana jest głęboka?
Poleciałam do najbliższego lustra w salonie, nie mogłam nic stwierdzić, ponieważ już połowę twarzy i koszulki miałam we krwi. Co teraz? Trzeba lecieć po apteczkę, dobrze, że jest jedna w kuchni. Otworzyłam wszystkie szafki i oczywiście ostatnia musiała zawierać to czego szukam. Wyjęłam z niej wodę utlenioną, jakiś ogromny plaster i na wszelki wypadek bandaż. Wiem, że jeśli rana jest głęboka, to trzeba będzie szyć ale na razie to musi wystarczyć.
Po trzydziestu minutach doszłam do wniosku, że wszystko jest w porządku bo krew już nie leci, więc w tym wypadku miałam szczęście.
Położyłam się na kanapie w salonie, bo za nic w świecie nie pójdę spać z nim w jednym łóżku. Przykryłam się kocem i zasnęłam.
Rano obudził mnie dźwięk tłuczonego szkła.
- Mam nadzieję, że cię nie obudziłem Ashley - powiedział swoim najsłodszym głosikiem Oscar.
Wiedziałam, że zrobił to specjalnie. Chyba według "mojego Pana" musiałam już wstać. Złożyłam szybko koc i położyłam go na jednym z foteli. Potem poszłam zobaczyć, co muszę sprzątnąć przez niego. Kiedy weszłam do kuchni, zauważyłam, że on siedział przy stole i jadł płatki. Nagle usłyszałam cichy śmiech.
- Co cię tak bawi? - zapytałam bezczelnie.
- To co masz na twarzy - zaśmiał się.
- Ciekawe, przez kogo to mam? A no tak przez jakiegoś głupiego psychopatę, który traktuję ludzi jak zabawki - oświadczyłam i spojrzałam na niego groźnie.
Stanęłam tyłem do niego, ale wiedziałam, że nie spodobało mu się to, co powiedziałam. Trudno. Wczoraj dałam mu się podejść dzisiaj tak nie zrobię.
Wyjęłam miseczkę i postanowiłam, że też zjem płatki, ale na pewno nie tutaj przy nim. Nasypałam płatki, a potem nalałam mleko, wzięłam łyżkę i pomaszerowałam do salonu. Jednak nie udało mi się przejść obojętnie obok Oscara. Chwycił mnie za nadgarstek i powiedział:
- Gdzie idziesz?! Myślisz, że przejdziesz tak obojętnie obok mnie, po tym co powiedziałaś? Nie powinnaś była się tak do mnie odnosić, teraz dostaniesz karę.
Przestraszyłam się, jednak nie zamierzałam ulec.
- Puść mnie! Daj mi w spokoju zjeść, chyba nie chcesz żebym umarła z głodu.
Wyrwałam swoją rękę z jego uścisku.
Dziwne, podziałało to na niego. Może muszę być taka chamska jak on. Nie mówię, że zacznę go kopać, ale po prostu będę mu odpowiadać bezczelnie.
Usiadłam na kanapie, na której wcześnie spałam, włączyłam telewizor i zaczęłam jeść.
Po chwili, przyszedł Oscar i krzyknął:
- Wstań!
- Po co? - odpowiedziałam, nie patrząc się na niego.
On złapał mnie za rękę i pociągnął do góry.
- Nie mówiłem, że masz pyskować. Więc siedź cicho i słuchaj, co mam ci do powiedzenia szmato.
- Nie odzywaj się tak do mnie! - krzyknęłam.
Już nic nie odpowiedział. Pociągnął mnie za sobą, żebyśmy byli z dala od mebli i wtedy popchnął mnie na podłogę. Dokładnie mną rzucił.
- Posłuchaj idiotko, kurwa mówiłem, że masz nie pyskować i się słuchać. Mówiłem też o karze, ale ty jesteś taka głupia, że to się kurwa w głowie nie mieści. Ja pierdole.
Kopnął mnie w brzuch. Był to taki ból, że nie mogłam tego znieść. Czułam jak moje narządy pękają, rozrywają się i zaczyna się wszystko z nich rozlewać. Wyplułam trochę krwi na podłogę, Oscar mnie uszkodził i w tym momencie naprawdę potrzebowałam do szpitala.
- Proszę - wyszeptałam.
- Nie kurwa, o nic już nie prosisz głupia suko. Sama na to zasłużyłaś! Teraz wychodzę, a ty masz nikomu nie otwierać, bo inaczej będzie bardziej bolało skarbie.
Przykucnął do mnie i wziął mi włosy z twarzy.
- Są tu kamery - szepnął mi do ucha.
Momentalnie rozejrzałam się po domu.
- Widzisz? - zapytał.
Kiwnęłam głową.
- No to świetnie, ja idę skarbie.
Nie patrzyłam na to, co robi. Leżałam na podłodze i modliłam się o to żebym nie musiała jechać do szpitala.
- A właśnie, możesz tu jeszcze posprzątać, strasznie tu brudno.
Gdybym mogła wstać, przywaliłabym mu w ryj.
Jednak nie mogę, jestem sparaliżowana na ten moment, przez ból brzucha.
Przez następną godzinę, leżałam tak w bez ruchu. Wszystko mnie bolało. Nie mogłam w ogóle wstać, a gdy tylko próbowałam, plułam krwią na podłogę.
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Szkoda tylko, że nie mogłam otworzyć.
- Ashley jesteś tam? - usłyszałam głos mojej przyjaciółki Naomi.
-----------------------------------------------------
JEJ! ROZDZIAŁ 32!
Rozdział troszeczkę dłuższy, ale mam nadzieję, że nie zawiodłam waszych oczekiwań.
Komentujemy! Lots of love xx
sobota, 22 sierpnia 2015
ROZDZIAŁ 31
Jak codziennie rano zrobiłam śniadanie sobie i Oscarowi. Nie było ono jakieś duże, bo ja zjadłam trochę płatków z mlekiem, a mój chłopak dwie grzanki z miodem. Następnie poszłam się umyć, gdy siedziałam w wannie i jak zawsze bawiłam się pianą, myślałam trochę nad dzisiejszym spotkaniem. Zastanawiałam się, czy Felix się jakoś mega zmienił np. z wyglądu albo charakteru. W końcu minęły dwa miesiące, czas w którym uświadomiłam sobie jak ważny jest Oscar i jak mi jest z nim dobrze. Ten dzień nie powinien tego zmienić.
Zanurzyłam się cała pod wodę. Po kilku sekundkach wstałam i powiedziałam:
- Boże Ashley jaka ty głupia jesteś, kochasz Oscara i skoro tak jest, to po co zawsze jak o nim mówisz w rozmyślaniach pojawia się Felix? Musisz zacząć myśleć tylko o jednym! - rozkazałam sobie.
Tylko jak wybrać tego jednego? Oto jest pytanie.
Po piętnastu minutach stałam przed lustrem nad umywalką w ręczniku i parzyłam na swoje odbicie. Jak tacy chłopacy jak oni, mogli się we mnie zakochać, co mam w sobie takiego? Nigdy nie pomyślałabym, że jestem aż tak ładna, tak chuda czy tak interesująca. Zwykle jako nastolatka wyobrażałam sobie, że nie będę miała nikogo w przyszłości. Miałam wrażenie, że nikt mnie nie zechce. Czasami chciałabym żeby tak było. Chociaż na jeden dzień oderwałabym się od tego wszystkiego. Może jakby to się stało, pewne sprawy wyglądały by dzisiaj inaczej ...
Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Ashley! Ja wychodzę! - krzyknął Oscar
- Dobrze - odpowiedziałam.
Znowu idzie dokądś i jak zwykle nie mam bladego pojęcia gdzie idzie i z kim. To trudne być jego dziewczyną, gdy ma przede mną tajemnice. Możliwe, że idzie do pracy ale w stu procentach pewności nie mam. Tak wiem jestem nie uczciwa, bo też mu nie mówię wszystkiego, ale ja robię to w słusznej sprawie.
Poszłam w ręczniku do garderoby, wzięłam stamtąd szarą bluzę i takiego samego koloru dresy. Ubrałam się, następnie pomalowałam, a na koniec spojrzałam na telefon i zobaczyłam, że mam trzy nowe wiadomości od Omara.
07.07.2015 9:08
Od:Omar
Hej Ashley, jednak przesuwam godzinę. Spotkasz się z Felixem o 12:30, a nie 14:30, oki?
07.07.2015 9:35
Od: Omar
Ashley halo? Odpisz mi.
07.07.2015 10:01
Od: Omar
Mam nadzieję, że przyjdziesz na 12:30. Park Zone pamiętaj!
Szybko spojrzałam na godzinę. Cholera ... Za pięć dwunasta. Jeśli wyjdę teraz zdążę, ale ja nawet gotowa nie jestem. Dobra trudno, nie mogę się spóźnić na coś tak ważnego.
Pobiegłam szybko do pokoju po torebkę, a w szafeczce przy łóżku znalazłam jakieś kartki i długopisy, więc szybko napisałam do Oscara karteczkę, że wyszłam. Następnie udałam się do drzwi, założyłam buty i poszłam do windy.
Na dole portier poinformował mnie, że ma dla mnie pocztę, ale ja w pośpiechu powiedziałam mu, że odbiorę kiedy wrócę, ponieważ teraz bardzo się śpieszę.
Dokładnie nie wiedziałam o której mam autobus, dlatego żyłam w nadziei, że przyjedzie po kilku minutach. Oczywiście się nie zawiodłam, akurat w ten dzień miałam szczęście, co do komunikacji miejskiej. Niestety w środku nie było miejsc siedzących, a co gorsza nie było też prawie w ogóle miejsca dla osób, które stały. No trudno trzeba się czasami pomęczyć w zatłoczonych autobusach.
Jechałam dwadzieścia minut i wysiadłam na przedostatnim przystanku. Oczywiście musiałam jeszcze kilka minut iść do mojego celu, bo nic nie ma przystanku naprzeciwko parku Green Zone.
Dotarłam na czas, była idealnie 12:30. W pierwszej chwili byłam tak podekscytowana, że nie mogłam rozejrzeć się dookoła i sprawdzić, czy on tam gdzieś stoi. Jednak dodałam sobie trochę otuchy i spojrzałam na to, co mnie otacza. Widziałam kilka rodzin, dwie pary i pięć pojedynczych osób, ale nigdzie go.
Po kilku minutach zdecydowałam się przejść, może stoi gdzieś dalej, tak samo podenerwowany jak ja. No chyba, że mnie wystawił albo Omar zażartował sobie ze mnie.
Kilka metrów dalej, zauważyłam go. Stał tyłem, miał na sobie czerwoną czapkę, czarną kurtkę i niebieskie dżinsy. Moje serce stanęło, co powinnam zrobić? Ashley co robić? Nie! Nie mogę tam iść, to za wiele. Chociaż on tam czeka i zgodził się przyjść, więc może to coś oznacza. Powinnam iść i potwierdzić to wszystko co czuję do Oscara. To jest spotkanie pożegnalne, przez które raz na zawsze zapomnę o Felixie. Po prostu muszę do niego podejść.
Nagle zobaczyłam go z profilu, wyglądał tak samo idealnie jak zawsze. Nie, to wszystko nie powinno tak wyglądać. Nie powinnam zachwycać się nim tak łatwo. Trzeba pamiętać, że mnie skrzywdził.
Chociaż muszę stwierdzić, że trochę schudł. To pewnie przez szpital i na pewno nie odzyskał też dawnej formy.
Kurde Ashley ogarnij się, to normalne spotkanie! Idź tam i już, nie wahaj się!
Moje nogi same zaczęły iść do niego. Chciałam się na niego rzucić i się wtulić z całych sił, ale mam chłopaka, poza tym nie wiem co Felix do mnie czuję i czy na pewno przyszedł tu z własnej woli.
Po chwili Felix mnie zauważył, jego policzki zrobiły się czerwone, spuścił głowę i schował ręce w kieszeni.
- No cz-cześć - przywitał się.
Ten głos... Już zapomniałam jak on brzmi i jaki jest idealny. Dlaczego on mi to robi, dlaczego miesza mi w głowie?
- H-hej - odpowiedziałam.
Słychać było, że oboje byliśmy spięci. Żadne z nas nie wiedziało, co teraz zrobić ani powiedzieć. Patrzyliśmy się na własne buty. Czułam się jakby to był mój pierwszy dzień w szkole i jakbym właśnie poznawała nową osobę.
Po chwili w tym samym momencie unieśliśmy lekko głowy i spojrzeliśmy na siebie.
- Mogę ym? - zapytał.
- Pewnie - odpowiedziałam.
Rzuciliśmy się na siebie, objęłam swoimi dłońmi jego kark, a on jak zwykle objął mnie w pasie. Nagle poczułam, że żyję. Tego właśnie od bardzo dłuższego czasu potrzebowałam. Moje płuca zaczęły łapać więcej tlenu, jakby przez 2 miesiące połowa płuc się zamknęła, a teraz na nowo otworzyła. Tak właśnie się czułam, jakbym przez ten cały czas była w śnie i nagle się z niego przebudziła.
Poczułam jego oddech na sobie, był nieregularny jak mój.
Wtuliłam się w niego najbardziej jak potrafiłam, on odwzajemnił mój gest, a nawet mnie uniósł w powietrze. Czy był tak samo szczęśliwy jak ja?
Myślę, że tak. W sumie wszystko na to wskazuję.
- Tak bardzo za Tobą tęskniłam - wyszeptałam.
- Ja za Tobą też kochanie - oznajmił.
To były słowa, które chciałam usłyszeć. Wrócił mój stary kochany Felix, mój jedyny i najlepszy. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Choć usiądziemy i pogadamy - zaproponował Felix.
Tak więc odkleiliśmy się od siebie i podeszliśmy do najbliższej ławki.
- Przepraszam, nie wyglądam dzisiaj najlepiej, ale wiesz ... - zaczęłam.
- Wyglądasz cudownie jak zawsze - powiedział zanim skończyłam mówić.
Uśmiechnęłam się pod nosem, a Felix w tym samym czasie odgarnął mi włosy z twarzy.
- Po co zakrywasz tak piękną twarz? I to jeszcze przede mną - zaśmiał się.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. To na pewno nie był ten Felix, który leżał w szpitalu ani ten, z którym się kłóciłam w dniu wypadku.
- M-m-mam pytanie - zaczęłam - Sam chciałeś tu przyjść, czy Omar cię jakoś zmusił?
- Co? Ty serio myślisz, że...? Nie! Nikt mnie do niczego nie zmuszał, a szczególnie do spotkania z Tobą - położył swoją dłoń na mojej - Muszę ci wiele wyjaśnić i powiedzieć.
- Ja Tobie też.
- No w sumie to ja wiem, co się u ciebie działo, jak mnie przy Tobie nie było - odpowiedział.
- Co? Jak to? - zapytałam zaskoczona.
- No normalnie, przez Omara.
- A nie mogłeś sam przyjść do mnie i odnowić kontakt?
Wiem, że wkraczam teraz w te trudne tematy, ale chyba najwyższa pora wyjaśnić sobie wszystko.
- Posłuchaj bałem się ...
- Czego?! - krzyknęłam.
Wiedziałam, że zaraz polecą mi łzy.
- No czego?! Odpowiedz! Bałeś się mnie, Oscara czy kogo?!
- No właśnie Ash, dlaczego z nim jesteś? - zapytał, zmieniając kompletnie temat.
- Nie! Nie rozmawiamy o mnie i Oscarze. Odpowiedz czego się bałeś?
- Po prostu nie wiedziałem, czy dalej chcesz mnie znać po tym wszystkim. Wolałem się odsunąć. Szczególnie, gdy dowiedziałem się, że jesteś szczęśliwa z Oscarem.
- Nawet nie wiesz, jak ciężko było mi bez ciebie. Kocham Cię i ...
I nagle zdałam sobie sprawę z tego, co powiedziałam.
- Ashley? - usłyszałam jego głos.
Patrzyłam się na swoje nogi, nie wiedząc co teraz zrobić. Co ja w ogóle powiedziałam? Przecież to Oscar jest dla mnie teraz najważniejszą osobą w życiu.
Poczułam jak Felix bierze w dłonie moją twarz i odwraca do siebie.
- Ashley, czy ty mnie dalej kochasz? - był bardzo spokojny.
Łzy zaczęły mi lecieć po policzku.
- J-ja n-nie wiem - odpowiedziałam.
Wstałam z ławki i odwróciłam się plecami do chłopaka.
Najchętniej w tym momencie zapadłabym się pod ziemię.
Poczułam jak obejmuję mnie od tyłu i szepczę do ucha:
- Ja też cię kocham i najchętniej bym cię teraz pocałował, ale nie mogę, bo dostanie mi się od Oscara.
- Boisz się go? - zapytałam.
- To trochę bardziej skomplikowane, ponieważ mam coś do stracenia.
- Co?
- To sprawy między twoim chłopakiem, a mną.
Odwróciłam się do niego, on dalej nie przestawał mnie obejmować.
- Dobrze, rozumiem. Tylko mi jeszcze powiedz jak odzyskałeś pamięć?
Zanim jeszcze udzielił mi odpowiedzi, zorientowałam się jak bezpiecznie czuję się w jego ramionach. Mogłabym tak z nim stać cały dzień.
- Tydzień po wyjściu ze szpitala, ale nie rozmawiajmy o tym, bo to był zły czas dla nas. Nigdy sobie nie wybaczę, że przez to cię straciłem i to jeszcze dla tego ... - westchnął.
- Możliwe, że kiedyś mnie jeszcze odzyskasz.
Teraz już wiedziałam, że powinnam zostawić Oscara i zacząć być z Felixem. Chociaż to nie takie proste.
- Jak ja strasznie chciałbym cię teraz pocałować - oparł się swoim czołem o moje.
Ja nic nie mówiłam, zamknęłam tylko oczy i słuchałam jego głosu.
- Wszystko jest tak popieprzone, że już się gubię. Wiem, że mnie kochasz, a ja kocham ciebie, chociaż nie powinniśmy. Stoimy przytuleni do siebie, chociaż nie powinniśmy. Trzymaliśmy się za rękę, chociaż nie powinniśmy. Czemu to tak wygląda? Przecież powinniśmy teraz być razem i spędzać ze sobą jak najwięcej czasu. Oboje bylibyśmy szczęśliwi.
- Wierzę w to, że jeszcze przyjdzie właściwy czas i będziemy znowu razem. - oznajmiłam.
- Jeśli to kiedyś nadejdzie, to obiecuję ci, że wtedy nigdy cię nikomu nie oddam.
To jest najlepszy dzień w moim życiu. Odkryłam, co tak naprawdę czuję i jednocześnie znalazłam swoją prawdziwą miłość. Tylko, że mieszkam z Oscarem i co mam teraz zrobić?
- Posłuchaj, muszę już chyba wracać do domu - powiedziałam.
Felix spojrzał się na mnie i odpowiedział:
- Dobra zgoda, ale pozwól, że cię odwiozę.
Przez chwilę miałam wątpliwości, bo przecież Oscar może nas zobaczyć. Jednak potem stwierdziłam, że chcę spędzić więcej czasu z chłopakiem, którego kocham.
Tak więc ruszyliśmy w stronę auta. Nie szliśmy za rękę, trochę żałowałam, ale i tak wiedziałam, że zrobiłam dzisiaj dużo rzeczy, których nie powinnam.
Kiedy wsiadłam do samochodu i zapięłam pasy, Felix położył mi dłoń na udzie i tak jechaliśmy przez całą drogę.
Minęło niecałe dwadzieścia minut i byliśmy na miejscu.
- Tutaj mieszkasz? - zdziwił się.
- Tak, moja mama kupiła mi tu mieszkanie, a ja postanowiłam, że wprowadzę się tu z Oscarem.
Widziałam jak po mojej odpowiedzi, trochę posmutniał.
- Ej my też tak będziemy kiedyś mieszkać z naszymi dziećmi - uśmiechnęłam się do niego - ale na razie muszę już iść. Do zobaczenia - pożegnałam się i dałam mu buziaka w policzek.
Później stałam jeszcze chwilę i patrzyłam jak odjeżdża. To był naprawdę cudowny dzień.
Kiedy weszłam do środka budynku, podeszłam do portiera i zapytałam o moje listy i czy widział Oscara, żeby wchodził. Na moje szczęście dowiedziałam się, że mój chłopak jeszcze nie wrócił. Dlatego jadąc windą postanowiłam, że zrobię nam dzisiaj jakiś pyszny obiad. Może chcę w jakiś sposób odpokutować za to, co dzisiaj zrobiłam. Sama do końca nie wiem, jak moje życie będzie teraz wyglądać, ale mam nadzieję, że będę szczęśliwa.
-------------------------------------------------------------------
Hejka misiaki! Jest rozdział!
Tamten rozdział strasznie wam się spodobał, nie mam bladego pojęcia czemu ale bardzo się z tego faktu cieszę. Mam nadzieję, że w tym tygodniu was nie zawiodłam. Ja zakończyłam już wszystkie wyjazdy w te wakacje, więc oświadczam, że rozdziały od teraz będą pojawiać się jak zawsze w soboty. W ostatnią sobotę nic nie dodałam, wiem o tym i przepraszam, ale tamtego dnia wracałam od mamy i już naprawdę nie miałam siły na nic. Natomiast poinformowałam was o wszystkim w AKTUALNOŚCIACH i tam zamierzam właśnie was powiadamiać o wszystkim, dlatego sprawdzajcie tą zakładkę jak najczęściej. Do tego mam jeszcze jedno info, więc spojlery będą pojawiać się w piątki zawsze! Nie wiem dokładnie o której ale myślę, że jakoś późnym po południem już powinny być w tej zakładce.
Ogólnie piszcie czy rozdział wam się podoba? Myślicie, że Ashley dobrze robi, że nie mówi prawdy Oskarowi? Też mam dla was pewną ZAGADKĘ! Otóż zastanówcie się co różni Oskara i Felixa, kiedy rozmawiają/odnoszą się do Ashley? Komentujemy!
Zanurzyłam się cała pod wodę. Po kilku sekundkach wstałam i powiedziałam:
- Boże Ashley jaka ty głupia jesteś, kochasz Oscara i skoro tak jest, to po co zawsze jak o nim mówisz w rozmyślaniach pojawia się Felix? Musisz zacząć myśleć tylko o jednym! - rozkazałam sobie.
Tylko jak wybrać tego jednego? Oto jest pytanie.
Po piętnastu minutach stałam przed lustrem nad umywalką w ręczniku i parzyłam na swoje odbicie. Jak tacy chłopacy jak oni, mogli się we mnie zakochać, co mam w sobie takiego? Nigdy nie pomyślałabym, że jestem aż tak ładna, tak chuda czy tak interesująca. Zwykle jako nastolatka wyobrażałam sobie, że nie będę miała nikogo w przyszłości. Miałam wrażenie, że nikt mnie nie zechce. Czasami chciałabym żeby tak było. Chociaż na jeden dzień oderwałabym się od tego wszystkiego. Może jakby to się stało, pewne sprawy wyglądały by dzisiaj inaczej ...
Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Ashley! Ja wychodzę! - krzyknął Oscar
- Dobrze - odpowiedziałam.
Znowu idzie dokądś i jak zwykle nie mam bladego pojęcia gdzie idzie i z kim. To trudne być jego dziewczyną, gdy ma przede mną tajemnice. Możliwe, że idzie do pracy ale w stu procentach pewności nie mam. Tak wiem jestem nie uczciwa, bo też mu nie mówię wszystkiego, ale ja robię to w słusznej sprawie.
Poszłam w ręczniku do garderoby, wzięłam stamtąd szarą bluzę i takiego samego koloru dresy. Ubrałam się, następnie pomalowałam, a na koniec spojrzałam na telefon i zobaczyłam, że mam trzy nowe wiadomości od Omara.
07.07.2015 9:08
Od:Omar
Hej Ashley, jednak przesuwam godzinę. Spotkasz się z Felixem o 12:30, a nie 14:30, oki?
07.07.2015 9:35
Od: Omar
Ashley halo? Odpisz mi.
07.07.2015 10:01
Od: Omar
Mam nadzieję, że przyjdziesz na 12:30. Park Zone pamiętaj!
Szybko spojrzałam na godzinę. Cholera ... Za pięć dwunasta. Jeśli wyjdę teraz zdążę, ale ja nawet gotowa nie jestem. Dobra trudno, nie mogę się spóźnić na coś tak ważnego.
Pobiegłam szybko do pokoju po torebkę, a w szafeczce przy łóżku znalazłam jakieś kartki i długopisy, więc szybko napisałam do Oscara karteczkę, że wyszłam. Następnie udałam się do drzwi, założyłam buty i poszłam do windy.
Na dole portier poinformował mnie, że ma dla mnie pocztę, ale ja w pośpiechu powiedziałam mu, że odbiorę kiedy wrócę, ponieważ teraz bardzo się śpieszę.
Dokładnie nie wiedziałam o której mam autobus, dlatego żyłam w nadziei, że przyjedzie po kilku minutach. Oczywiście się nie zawiodłam, akurat w ten dzień miałam szczęście, co do komunikacji miejskiej. Niestety w środku nie było miejsc siedzących, a co gorsza nie było też prawie w ogóle miejsca dla osób, które stały. No trudno trzeba się czasami pomęczyć w zatłoczonych autobusach.
Jechałam dwadzieścia minut i wysiadłam na przedostatnim przystanku. Oczywiście musiałam jeszcze kilka minut iść do mojego celu, bo nic nie ma przystanku naprzeciwko parku Green Zone.
Dotarłam na czas, była idealnie 12:30. W pierwszej chwili byłam tak podekscytowana, że nie mogłam rozejrzeć się dookoła i sprawdzić, czy on tam gdzieś stoi. Jednak dodałam sobie trochę otuchy i spojrzałam na to, co mnie otacza. Widziałam kilka rodzin, dwie pary i pięć pojedynczych osób, ale nigdzie go.
Po kilku minutach zdecydowałam się przejść, może stoi gdzieś dalej, tak samo podenerwowany jak ja. No chyba, że mnie wystawił albo Omar zażartował sobie ze mnie.
Kilka metrów dalej, zauważyłam go. Stał tyłem, miał na sobie czerwoną czapkę, czarną kurtkę i niebieskie dżinsy. Moje serce stanęło, co powinnam zrobić? Ashley co robić? Nie! Nie mogę tam iść, to za wiele. Chociaż on tam czeka i zgodził się przyjść, więc może to coś oznacza. Powinnam iść i potwierdzić to wszystko co czuję do Oscara. To jest spotkanie pożegnalne, przez które raz na zawsze zapomnę o Felixie. Po prostu muszę do niego podejść.
Nagle zobaczyłam go z profilu, wyglądał tak samo idealnie jak zawsze. Nie, to wszystko nie powinno tak wyglądać. Nie powinnam zachwycać się nim tak łatwo. Trzeba pamiętać, że mnie skrzywdził.
Chociaż muszę stwierdzić, że trochę schudł. To pewnie przez szpital i na pewno nie odzyskał też dawnej formy.
Kurde Ashley ogarnij się, to normalne spotkanie! Idź tam i już, nie wahaj się!
Moje nogi same zaczęły iść do niego. Chciałam się na niego rzucić i się wtulić z całych sił, ale mam chłopaka, poza tym nie wiem co Felix do mnie czuję i czy na pewno przyszedł tu z własnej woli.
Po chwili Felix mnie zauważył, jego policzki zrobiły się czerwone, spuścił głowę i schował ręce w kieszeni.
- No cz-cześć - przywitał się.
Ten głos... Już zapomniałam jak on brzmi i jaki jest idealny. Dlaczego on mi to robi, dlaczego miesza mi w głowie?
- H-hej - odpowiedziałam.
Słychać było, że oboje byliśmy spięci. Żadne z nas nie wiedziało, co teraz zrobić ani powiedzieć. Patrzyliśmy się na własne buty. Czułam się jakby to był mój pierwszy dzień w szkole i jakbym właśnie poznawała nową osobę.
Po chwili w tym samym momencie unieśliśmy lekko głowy i spojrzeliśmy na siebie.
- Mogę ym? - zapytał.
- Pewnie - odpowiedziałam.
Rzuciliśmy się na siebie, objęłam swoimi dłońmi jego kark, a on jak zwykle objął mnie w pasie. Nagle poczułam, że żyję. Tego właśnie od bardzo dłuższego czasu potrzebowałam. Moje płuca zaczęły łapać więcej tlenu, jakby przez 2 miesiące połowa płuc się zamknęła, a teraz na nowo otworzyła. Tak właśnie się czułam, jakbym przez ten cały czas była w śnie i nagle się z niego przebudziła.
Poczułam jego oddech na sobie, był nieregularny jak mój.
Wtuliłam się w niego najbardziej jak potrafiłam, on odwzajemnił mój gest, a nawet mnie uniósł w powietrze. Czy był tak samo szczęśliwy jak ja?
Myślę, że tak. W sumie wszystko na to wskazuję.
- Tak bardzo za Tobą tęskniłam - wyszeptałam.
- Ja za Tobą też kochanie - oznajmił.
To były słowa, które chciałam usłyszeć. Wrócił mój stary kochany Felix, mój jedyny i najlepszy. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Choć usiądziemy i pogadamy - zaproponował Felix.
Tak więc odkleiliśmy się od siebie i podeszliśmy do najbliższej ławki.
- Przepraszam, nie wyglądam dzisiaj najlepiej, ale wiesz ... - zaczęłam.
- Wyglądasz cudownie jak zawsze - powiedział zanim skończyłam mówić.
Uśmiechnęłam się pod nosem, a Felix w tym samym czasie odgarnął mi włosy z twarzy.
- Po co zakrywasz tak piękną twarz? I to jeszcze przede mną - zaśmiał się.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. To na pewno nie był ten Felix, który leżał w szpitalu ani ten, z którym się kłóciłam w dniu wypadku.
- M-m-mam pytanie - zaczęłam - Sam chciałeś tu przyjść, czy Omar cię jakoś zmusił?
- Co? Ty serio myślisz, że...? Nie! Nikt mnie do niczego nie zmuszał, a szczególnie do spotkania z Tobą - położył swoją dłoń na mojej - Muszę ci wiele wyjaśnić i powiedzieć.
- Ja Tobie też.
- No w sumie to ja wiem, co się u ciebie działo, jak mnie przy Tobie nie było - odpowiedział.
- Co? Jak to? - zapytałam zaskoczona.
- No normalnie, przez Omara.
- A nie mogłeś sam przyjść do mnie i odnowić kontakt?
Wiem, że wkraczam teraz w te trudne tematy, ale chyba najwyższa pora wyjaśnić sobie wszystko.
- Posłuchaj bałem się ...
- Czego?! - krzyknęłam.
Wiedziałam, że zaraz polecą mi łzy.
- No czego?! Odpowiedz! Bałeś się mnie, Oscara czy kogo?!
- No właśnie Ash, dlaczego z nim jesteś? - zapytał, zmieniając kompletnie temat.
- Nie! Nie rozmawiamy o mnie i Oscarze. Odpowiedz czego się bałeś?
- Po prostu nie wiedziałem, czy dalej chcesz mnie znać po tym wszystkim. Wolałem się odsunąć. Szczególnie, gdy dowiedziałem się, że jesteś szczęśliwa z Oscarem.
- Nawet nie wiesz, jak ciężko było mi bez ciebie. Kocham Cię i ...
I nagle zdałam sobie sprawę z tego, co powiedziałam.
- Ashley? - usłyszałam jego głos.
Patrzyłam się na swoje nogi, nie wiedząc co teraz zrobić. Co ja w ogóle powiedziałam? Przecież to Oscar jest dla mnie teraz najważniejszą osobą w życiu.
Poczułam jak Felix bierze w dłonie moją twarz i odwraca do siebie.
- Ashley, czy ty mnie dalej kochasz? - był bardzo spokojny.
Łzy zaczęły mi lecieć po policzku.
- J-ja n-nie wiem - odpowiedziałam.
Wstałam z ławki i odwróciłam się plecami do chłopaka.
Najchętniej w tym momencie zapadłabym się pod ziemię.
Poczułam jak obejmuję mnie od tyłu i szepczę do ucha:
- Ja też cię kocham i najchętniej bym cię teraz pocałował, ale nie mogę, bo dostanie mi się od Oscara.
- Boisz się go? - zapytałam.
- To trochę bardziej skomplikowane, ponieważ mam coś do stracenia.
- Co?
- To sprawy między twoim chłopakiem, a mną.
Odwróciłam się do niego, on dalej nie przestawał mnie obejmować.
- Dobrze, rozumiem. Tylko mi jeszcze powiedz jak odzyskałeś pamięć?
Zanim jeszcze udzielił mi odpowiedzi, zorientowałam się jak bezpiecznie czuję się w jego ramionach. Mogłabym tak z nim stać cały dzień.
- Tydzień po wyjściu ze szpitala, ale nie rozmawiajmy o tym, bo to był zły czas dla nas. Nigdy sobie nie wybaczę, że przez to cię straciłem i to jeszcze dla tego ... - westchnął.
- Możliwe, że kiedyś mnie jeszcze odzyskasz.
Teraz już wiedziałam, że powinnam zostawić Oscara i zacząć być z Felixem. Chociaż to nie takie proste.
- Jak ja strasznie chciałbym cię teraz pocałować - oparł się swoim czołem o moje.
Ja nic nie mówiłam, zamknęłam tylko oczy i słuchałam jego głosu.
- Wszystko jest tak popieprzone, że już się gubię. Wiem, że mnie kochasz, a ja kocham ciebie, chociaż nie powinniśmy. Stoimy przytuleni do siebie, chociaż nie powinniśmy. Trzymaliśmy się za rękę, chociaż nie powinniśmy. Czemu to tak wygląda? Przecież powinniśmy teraz być razem i spędzać ze sobą jak najwięcej czasu. Oboje bylibyśmy szczęśliwi.
- Wierzę w to, że jeszcze przyjdzie właściwy czas i będziemy znowu razem. - oznajmiłam.
- Jeśli to kiedyś nadejdzie, to obiecuję ci, że wtedy nigdy cię nikomu nie oddam.
To jest najlepszy dzień w moim życiu. Odkryłam, co tak naprawdę czuję i jednocześnie znalazłam swoją prawdziwą miłość. Tylko, że mieszkam z Oscarem i co mam teraz zrobić?
- Posłuchaj, muszę już chyba wracać do domu - powiedziałam.
Felix spojrzał się na mnie i odpowiedział:
- Dobra zgoda, ale pozwól, że cię odwiozę.
Przez chwilę miałam wątpliwości, bo przecież Oscar może nas zobaczyć. Jednak potem stwierdziłam, że chcę spędzić więcej czasu z chłopakiem, którego kocham.
Tak więc ruszyliśmy w stronę auta. Nie szliśmy za rękę, trochę żałowałam, ale i tak wiedziałam, że zrobiłam dzisiaj dużo rzeczy, których nie powinnam.
Kiedy wsiadłam do samochodu i zapięłam pasy, Felix położył mi dłoń na udzie i tak jechaliśmy przez całą drogę.
Minęło niecałe dwadzieścia minut i byliśmy na miejscu.
- Tutaj mieszkasz? - zdziwił się.
- Tak, moja mama kupiła mi tu mieszkanie, a ja postanowiłam, że wprowadzę się tu z Oscarem.
Widziałam jak po mojej odpowiedzi, trochę posmutniał.
- Ej my też tak będziemy kiedyś mieszkać z naszymi dziećmi - uśmiechnęłam się do niego - ale na razie muszę już iść. Do zobaczenia - pożegnałam się i dałam mu buziaka w policzek.
Później stałam jeszcze chwilę i patrzyłam jak odjeżdża. To był naprawdę cudowny dzień.
Kiedy weszłam do środka budynku, podeszłam do portiera i zapytałam o moje listy i czy widział Oscara, żeby wchodził. Na moje szczęście dowiedziałam się, że mój chłopak jeszcze nie wrócił. Dlatego jadąc windą postanowiłam, że zrobię nam dzisiaj jakiś pyszny obiad. Może chcę w jakiś sposób odpokutować za to, co dzisiaj zrobiłam. Sama do końca nie wiem, jak moje życie będzie teraz wyglądać, ale mam nadzieję, że będę szczęśliwa.
-------------------------------------------------------------------
Hejka misiaki! Jest rozdział!
Tamten rozdział strasznie wam się spodobał, nie mam bladego pojęcia czemu ale bardzo się z tego faktu cieszę. Mam nadzieję, że w tym tygodniu was nie zawiodłam. Ja zakończyłam już wszystkie wyjazdy w te wakacje, więc oświadczam, że rozdziały od teraz będą pojawiać się jak zawsze w soboty. W ostatnią sobotę nic nie dodałam, wiem o tym i przepraszam, ale tamtego dnia wracałam od mamy i już naprawdę nie miałam siły na nic. Natomiast poinformowałam was o wszystkim w AKTUALNOŚCIACH i tam zamierzam właśnie was powiadamiać o wszystkim, dlatego sprawdzajcie tą zakładkę jak najczęściej. Do tego mam jeszcze jedno info, więc spojlery będą pojawiać się w piątki zawsze! Nie wiem dokładnie o której ale myślę, że jakoś późnym po południem już powinny być w tej zakładce.
Ogólnie piszcie czy rozdział wam się podoba? Myślicie, że Ashley dobrze robi, że nie mówi prawdy Oskarowi? Też mam dla was pewną ZAGADKĘ! Otóż zastanówcie się co różni Oskara i Felixa, kiedy rozmawiają/odnoszą się do Ashley? Komentujemy!
Subskrybuj:
Posty (Atom)